Orkiestra potrzebuje dyrygenta! Wybieramy najlepszego trenera Korony Kielce dziesięciolecia CKsport.pl
Mamy już w praktycznie całą "jedenastkę" ostatniego dziesięciolecia Korony Kielce. Ale czym byłby okręt bez swojego sternika? Każda, nawet najlepsza drużyna, potrzebuje kogoś, kto będzie nią dyrygował. Dlatego dziś na tapetę bierzemy trenerów, którzy pracowali w klubie w latach istnienia naszego portalu - 2009-2020.
Przez dziesięć lat, w których CKsport.pl relacjonował dla Was mecze żółto-czerwonych, przez klubowe gabinety przewinęło się wielu szkoleniowców. Jedni byli tu tylko na chwilę, inni za to na stałe zapisali się w pamięci kibiców. Wybrać jednego nie będzie łatwo. Dlatego my się nie ograniczamy - proponujemy Was sześciu szkoleniowców, których naszym zdaniem należy za ten okres wyróżnić szczególnie.
A kto był tym najlepszym? Swoje przeczucie mamy. Ale głos oddajemy Wam. Zdecydujcie sami!
Marcin Sasal
Przybył do Kielc po tym jak zespół prezentował się bardzo słabo w rundzie jesiennej sezonu 2009/2010 za kadencji Marka Motyki. Gdy Marcin Sasal oficjalnie przejął funkcję trenera, Korona była po 15. kolejce na 13. miejscu, z jedynie punktem przewagi do strefy spadkowej. Trzeba było nie lada charakteru, żeby poskładać drużynę. Na szczęście szkoleniowiec, który wcześniej pracował w Dolcanie Ząbki szybko znalazł wspólny język z liderami zespołu, czyli m.in. z Nikolą Mijailoviciem, Aleksandarem Vukoviciem oraz Edim Andradiną. Choć w rundzie wiosennej żółto-czerwoni początkowo grali w kratkę, to zaliczyli bardzo udaną końcówkę sezonu. To właśnie wtedy kielczanie przy Suchych Stawach pokonali Wisłę Kraków 1:0 po trafieniu Jacka Kiełba. Korona zdołała wskoczyć na 6. miejsce w lidze. Szkoda tylko ćwierćfinałowego dwumeczu Pucharu Polski z Jagiellonią. Po tym jak kielczanie wygrali 3:1 u siebie wydawało się, że półfinał jest na wyciągnięcie ręki. Jednak w rewanżu Żółto-czerwoni przegrali 0:3. Kolejny sezon rozpoczął się bardzo dobrze i nic nie zapowiadało, że kielczanie mogą w końcówce rozgrywek z niepokojem patrzeć na strefę spadkową. Wręcz przeciwnie, bo zespół zajmował na półmetku sezonu 4. miejsce w lidze. Coś jednak popsuło się w przerwie zimowej… Drużyna nie była już jednością, do tego doszło zamieszanie z odejściem Nikoli Mijailovicia… W maju 2011 roku doszło do zwolnienia trenera po tym, jak wiosną drużyna w 11 spotkaniach zdobyła tylko 6 punktów i spadła na 13. miejsce w tabeli. Z Marcinem Sasalem Korona rozegrała 45 spotkań, z których 16 wygrała, 12 zremisowała i 17 przegrała.
Leszek Ojrzyński
Ojciec legendarnej „Bandy Świrów”. Z piłkarzy niechcianych, skreślonych i czasem też wypalonych stworzył dzieło, z którym będzie kojarzony do końca życia. A przecież jego zatrudnienie w Koronie nie zostało dobrze przyjęte przez kibiców. Powtarzały się opinie, że Koronie potrzebny jest trener z nazwiskiem i dużym doświadczeniem ekstraklasowym. Podpisanie kontraktu z Leszkiem Ojrzyńskim było jednak strzałem w dziesiątkę prezesa Tomasz Chojnowskiego. Od samego początku drużyna pod jego wodzą odznaczała się niezwykłym charakterem na boisku i jednością w szatni. Stworzyli rodzinę, której głową był szkoleniowiec o wyglądzie komandosa. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jakże szkoda, że ta historia nie zakończyła się happy-endem. Szczególnie mowa o sezonie 2011/2012. Korona rozgrywając kapitalne mecze, jeszcze na dwie kolejki przed końcem rozgrywek miała matematyczne szanse na zdobycie mistrzostwa Polski. Puchary europejskie, o których wszyscy w Kielcach marzyli, były na wyciągnięcie ręki. Gdyby nie mecz z Widzewem… Przegrana 0:2 u siebie i… odebranie marzeń… Stawki tego meczu nie wytrzymali chyba wszyscy. Ostatecznie Korona zakończyła ten sezon na 5. miejscu. Kolejne rozgrywki już tak dobre nie były, mimo że wykonano kilku wzmocnień w kadrze. Korona grała w kratkę, przeplatając dobre mecze słabszymi, w których wydawało się, że brakuje zawodnikom koncepcji na grę. Nie bez znaczenia była też absencja Aleksandara Vukovicia z powodu kontuzji pleców. Wciąż jednak nie można było drużynie odmówić waleczności. Sezon 2012/2013 Żółto-czerwoni skończyli na 11. miejscu. Nie ma co ukrywać, że trener Leszek Ojrzyński nie był ulubieńcem Andrzeja Kobylańskiego, ówczesnego dyrektora sportowego. Odwrócił się też od niego prezes, który go zatrudniał, czyli Tomasz Chojnowski. Szkoleniowiec rozpoczął wprawdzie sezon 2013/2014, ale czuć było w powietrzu, że najmniejsze potknięcie może zostać wykorzystane przeciwko niemu. I tak też się stało po 3. kolejce i wyjazdowej, bardzo pechowej przegranej z Widzewem Łódź. Leszek Ojrzyński został zwolniony… I wywołało to furię kibiców oraz zawodników, którzy stanęli murem za szkoleniowcem. Sympatycy Korony wdarli się na stadion, gdzie w ostrych słowach dali do zrozumienia, że nie zgadzają się z decyzja prezesa i dyrektora sportowego. Mleko już jednak się rozlało… Potem pracował jeszcze w Podbeskidziu, Górniku, Arce i Wiśle Płock.
Ryszard Tarasiewicz
Gdyby nie fatalny początek sezonu 2014/2015, to jego drużyna mogłaby osiągnąć bardzo wiele, gdyż posiadała duży potencjał ludzki. Faktem było jednak, że w siedmiu meczach żółto-czerwoni zdobyli zaledwie jeden punkt. Dobrze, że cierpliwość do Ryszarda Tarasiewicza miał prezes Marek Paprocki. Nie jeden sternik w tej sytuacji zwolniłby szkoleniowca. Ale spokój się opłacił, bo z meczu na mecz drużyna prezentowała się coraz lepiej. W końcu ekipa złożona m.in. z takich piłkarzy jak Oliver Kapo, Luis Carlos, Paweł Golański, Radek Dejmek, Vlastimir Jovanović i Jacek Kiełb zaczęła grać na miarę możliwości i była bardzo blisko awansu do pierwszej ósemki. Zabrakło zaledwie dwóch punktów… I to chyba załamało piłkarzy, bo podziale punktów i tabeli drużyna długo nie mogła dojść do siebie. Straciła impet i wiarę, a inne zespoły… punktowały. Dlatego końcówka sezonu była bardzo nerwowa. Gdyby nie gol Olivera Kapo na 2:2 w doliczonym czasie gry wyjazdowego spotkania z GKS-em Bełchatów, to mogłoby być różnie. Korona swój byt w ekstraklasie przypieczętowała pewnym zwycięstwem 3:1 z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Ostatecznie kielczanie zajęli 11. miejsce. Po sezonie nie przedłużono z trenerem wygasającej umowy. Teraz Ryszard Tarasiewicz pozostaje bez klubu, bo niedawno zwolniono go z GKS Tychy.
Gino Lettieri
To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych trenerów w historii Korony Kielce. Wszedł do Korony razem z drzwiami, a na dzień dobry w świat poszła informacja o aferze "klapkowej" z udziałem trenera z trzeciej lidze niemieckiej. Dla wielu projekt Lettieri w Koronie nie mógł się udać. A jednak! Włoch zbudował swoje zaufanie wśród kibiców, ale także wśród zawodników. I z czasem zaczął osiągać z drużyną bardzo dobre wyniki. W swoim pierwszym sezonie był o krok od awansu do finału Pucharu Polski na PGE Narodowy, a w lidze notował serię dziewięciu kolejnych meczów bez porażki z rzędu, wygrywając m. in. 5:0 w Gdańsku z Lechią, które stało się najwyższym w historii występów Korony w Ekstraklasie. W swoim drugim sezonie nie załapał się już jednak z Koroną do "ósemki", coś zaczęło się psuć, a w cała runda wiosenna była w zasadzie spisana na straty. Na jaw zaczęły wychodzić kolejne "wojenki" i konflikty z piłkarzami. Zawodnicy wielokrotnie powtarzali, że to trener z dobrym warsztatem, ale trudnym charakterem. Z tego powodu Koronę opuścili m. in. Jacek Kiełb, Mateusz Możdżeń, czy Łukasz Kosakiewicz, a za jego kadencji na Ściegiennego trafiło sporo dziwnych wynalazków, na czele z Shawnem Barrym, czy Angelosem Argyrisem. Zasłynął też z nieustannego przekręcania nazwisk piłkarzy i twardego charakteru, który ujawniał się także w rozmowach z dziennikarzami. Później prezes Zając przyznał, że popełnił błąd, zostawiając go na kolejny sezon na ławce trenerskiej. Trzeci rok w Kielcach był jednak początkiem jego końca w Koronie. Po sześciu meczach bez zwycięstwa został zwolniony, a potem przez kolejne miesiące pobierał jeszcze jedną z najwyższych pensji w całej lidze - nieoficjalnie nawet sto tysięcy złotych miesięcznie. Śladz po sobie w Koronie jednak zostawił - pracował w niej dokładnie 817 dni - najdłużej że wszystkich trenerów w historii występów Korony w Ekstraklasie.
Marcin Brosz
Drugi z trenerów w naszym zestawieniu, który pracował w klubie tylko rok. I wielka szkoda, bo Marcin Brosz tchnął w tą drużynę nowego ducha. W sezonie 15/16 wcale nie miał do swojej dyspozycji niesamowitej kadry. Do tego na dzień dobry stracił lidera i kapitana zespołu - Piotra Malarczyka. Ale wycisnął z niej maksimum możliwości. Pamiętajmy, że nie był dla klubu priorytetem, bo faworytem do objęcia Korony był wtedy Marcin Broniszewski. To jednak Marcin Brosz zbudował w Koronie kilku piłkarzy, którzy potem rozwinęli skrzydła - tak było m. in. w przypadku Djibrila Diawa, Bartosza Rymaniaka czy Airama Cabrery. Także Korona zbudowała Marcina Brosza, który to przy Ściegiennego nabrał doświadczenia i obycia w piłce. Na początku był bardzo nieśmiały, także w relacjach z dziennikarzami. Ale z czasem otworzył się, a kibice, mimo trudnego sezonu, wzlotów i upadków, będą mu zawdzięczać wiele. Niezapominanym obrazkiem z czasów jego pracy w Koronie pozostanie ten z Łazienkowskiej, kiedy Michał Przybyła zabrał w doliczonym czasie gry piłkę Jakubowi Rzeźniczakowi i zdobył gola wagę pierwszego w historii zwycięstwa na terenie Legii. Brosz miał w Koronie też ciężkie momenty, jak na przykład seria siedmiu meczów z rzędu bez zwycięstwa. Włodarze Korony mocno mu jednak ufali i nie podejmowali nerwowych ruchów. A ten odwdzięczył się utrzymaniem Korony w Ekstraklasie. A kto wie, czy gdyby zamiast licznych remisów, były zwycięstwa, to Korona pod jego wodzą nie osiągnęłaby jeszcze więcej. Po sezonie Brosz nie otrzymał od szefów klubu nowego kontraktu, bo jego wizja rozwoju drużyny nie została zaakceptowana przez prezesa. Szkoleniowiec zrobił krok wstecz i trafił do pierwszoligowego Górnika Zabrze, gdzie pracuje do dzisiaj i zrobił z nim awans do ekstraklasy. I dalej bardzo odważnie odkrywa kolejnych, młodych zawodników. Dokładnie tak, jak to robił w Koronie Kielce.
Maciej Bartoszek
Drugi, po Leszku Ojrzyńskim, ojciec najlepszego wyniku w historii Korony Kielce. Zespół przejął w listopadzie 2016 roku po sześciu porażkach z rzędu i od razu wygrał swój pierwszy mecz przeciwko Zagłębiu Lubin. Korona wykupiła go z Chojniczanki za 50 tys. złotych, a Maciej Bartoszek szybko stał się ulubieńcem kibiców. Potrafił dźwignąć drużynę w trudnym momencie. Wszystkich wkoło zarażał swoim wyjątkowym charakterem i walecznością. Pod jego wodzą Korona grała ofensywną, atrakcyjną piłkę. Nie zabrakło też emocji, także tych skrajnych. Do historii przejdzie pamiętny mecz z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego 16/17, który Korona przegrała, ale dzięki bramce Jose Kante z rzutu karnego w ostatnich minutach meczu Wisły Płock z Arką Gdynia, awansowała do "ósemki". Tam grała już mocno osłabiona kontuzjami i kartkami, ale do samego końca walczyła o jak najlepszy wynik. Pomimo historycznego osiągnięcia, Bartoszek nie otrzymał od włodarzy nowego kontraktu i zastąpił go Gino Lettieri. A prezes Zając sam potem przyznał, że nie widział w tym ruchu logiki... Dziś Maciej Bartoszek znów pracuje w Koronie i ponownie przyszedł ugasić pożar i ratować dla Korony ekstraklasę. - Jeśli rodzina potrzebowałaby pomocy, nie mógłbym pozostać obojętny - przyznał szczerze. Ponownie zaczął od zwycięstwa, ale pracę przerwał mu wybuch epidemii. Jeśli misja strażaka ponownie się powiedzie, Bartoszek niewątpliwie przejdzie do historii Korony Kielce.
fot: Paula Duda, Patryk Ptak
Wasze komentarze
Myślę że gdyby nie kilka błędów w wprowadzaniu zawodników i lepsze wybory to puchary byśmy mieli w Kielcach.
Za to Lettieri tworzył przytulisko dla szrotu z zagranicy
Oczywiście zdarzali się też amatorzy w stylu wesoło podgwizdującego Hiszpana czy tego niemieckiego odważniaka, który jak przyszło co do czego, to w Gdyni narobił w spodnie. Ale ogólnie trenerzy trafiali nam się dobrzy.
To sam trenuj mądralo
Wspomnienia wracają...
Wiedząc że spadamy i pewnie nigdy już nie wrócimy, człowiek wiele by dałaby tak grającą Koronę jak wtedy jeszcze zobaczyć...