Pojawiły się myśli, że do Polski nie wrócimy. Amerykanie byli około tydzień do tyłu
Mieli lecieć na wielkie sportowe wydarzenie, a znaleźli się w centrum zamieszania związanego z koronawirusem. Kieleccy zawodnicy Nosanu Kielce z przygodami wracali do Polski z odwołanych zawodów w amerykańskim Las Vegas. - W pewnym momencie pojawiły się myśli, że ten powrót się nie ziści. Amerykanie byli około tydzień, pięć dni w tyle za Polską, jeśli chodzi o podejmowane decyzje - opowiada Karol Skowerski, bilardzista Nosanu. On i jego koledzy dotarli w końcu jednak do Polski i obecnie przechodzą obowiązkową kwarantannę. W mistrzostwach świata w 10 Bil udziału nie wzięli, bo te zostały odwołane.
Światową imprezę poprzedziły inne zawody - Puchar Świata. W nich najlepszy wynik osiągnął Karol Skowerski, który zajął siódme miejsce. Tomasz Kapłan był 25., a Michał Turkowski - 65.
- Nie nazwałbym siódmego miejsca rewelacyjnym wynikiem. Na pewno to bardzo dobre osiągnięcie, ale wiem, jakie są moje możliwości, bo stać mnie na więcej. Przez całe zawody w Las Vegas czułem, że forma jest wysoka i były przesłanki, aby ugrać tam więcej. Ten turniej miał być takim przetarciem przed mistrzostwami świata - opowiada Karol Skowerski.
Kielczanin pokonał na zawodach m. in. "dwójkę" światowego rankingu Joshuę Fillera oraz zwycięzcę wielu imprez światowych Denisa Orcollo z Filipin. Decydują okazała się jednak przegrana w ostatnim meczu z Amerykaninem J. Bergmannem 6:7. - Przez cały mecz wydawało mi się, że kontroluję spotkanie i wynik będzie korzystny dla mnie. Przytrafił się jeden, kluczowy błąd - nie wbiłem średniej trudności bili i wtedy rozpoczął się pościg rywala. W końcówce zagrał rewelacyjnie, wykazał się lepszymi pomysłami i odpornością psychiczną i taktyką. Myślę, że to było jego zasłużone zwycięstwo - analizuje.
Wyjazd na międzynarodowe zawody nie obył się oczywiście bez stresu, bo przypadł w momencie rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa. - Wylatując do Stanów wiedzieliśmy o tym, co się dzieje. Już wtedy zapadały decyzje o ograniczeniach zgromadzeń, wydarzeń sportowych, imprez masowych. W momencie, gdy ministerstwo wydało zalecenia, my już byliśmy w samolocie. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Po kilku dniach organizatorzy wprowadzili restrykcyjne środki bezpieczeństwa. Sprzęt, stoły bilardowe były po każdym pojedynku dezynfekowane. Spodziewaliśmy się, że mistrzostwa świata mogą się nie odbyć - zaznacza Skowerski.
- Zdawaliśmy sobie też sprawę, że może być problem z naszym powrotem. Decyzją władz USA zostały wstrzymane loty do Stanów Zjednoczonych na trzydzieści dni. Potem granice zamknął rząd polski. Wszystko zmieniało się dynamicznie. Odniosłem wrażenie, że Amerykanie byli tak około pięć dni, albo tydzień do tyłu za nami. W Polsce zamykano szkoły i imprezy masowe, a w tymczasem w USA życie toczyło się normalnie. Hotele i kasyna zamknięto dopiero tydzień później - opowiada.
Kielczanie zakończyli udział w Pucharze Świata, a dzień później musieli wracać do domu. Dzień przed startem mistrzostw świata organizatorzy ogłosili ich odwołanie. - Wtedy zaczęliśmy akcję ewakuacyjną. Byliśmy w kontakcie z konsulem, zarejestrowaliśmy się na "Lot do domu" samolotem czarterowym organizowanym przez rząd. Nie było niestety możliwości bezpośredniego lotu z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych do Polski, więc musieliśmy lecieć na około. Wspólnie z kolegami i biurem PZBil podjęliśmy decyzję o locie do Berlina, a stamtąd transportem kołowym do kraju - opowiada bilardzista Nosanu Kielce.
Środki bezpieczeństwa na pokładzie? - Obsługa samolotu zdecydowanie tak, ale w stosunku do pasażerów raczej nic takiego nie miało miejsca. Na lotnisku w Nowym Jorku, gdzie przesiadaliśmy się w samolot do Berlina, można było zauważyć, że coś się dzieje. Punkty gastronomiczne zaczęły się zamykać, dało się odczuć, że Amerykanie na poważnie zaczęli brać pandemię. Mieliśmy też sytuację stresową, bo nasz lat był trzykrotnie opóźniany o piętnaście minut. Pojawiły się już myśli, że do tej Europy nie wrócimy. W tym czasie pojawił się tez komunikat, że osoby, które nie mają paszportu jednego z krajów strefy Schengen, do Europy nie wlecą, musiały wysiąść z samolotu. Był płacz, jakaś kobieta leciała do swojego męża do Niemiec i nie mogła tego uczynić - wspomina Karol Skowerski.
Teraz kielczanie przechodzą obowiązkową dwutygodniową kwarantannę. - Jesteśmy odcięci od bilardu, ale na całym świecie odwoływane są kolejne turnieje. Jak wszystko wróci do normy, będzie czas na solidny trening i przygotowanie się do kolejnych imprez - kwituje zawodnik Nosanu.