Las Vegas i lot po marzenia. A potem... kwarantanna. Kieleccy bilardziści przełamują bariery
Cały świat, w tym także środowisko sportowe zostało sparaliżowane przez koronawirusa. Wiele rozgrywek zostało zawieszonych, odwołanych, czy przesuniętych. Nie dotyczy to jednak kieleckich bilardzistów, którzy od 12 marca przebywają w Las Vegas, gdzie biorą udział w dwóch dużych międzynarodowych turniejach. Co z ich bezpieczeństwem, powrotem do kraju? - Wierzę, że nie będzie żadnego problemu. Choć na pewno będą musieli przejść obowiązkową kwarantannę. Oni są tego świadomi - mówi Grzegorz Kędzierski, prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Sportowego.
Z prezesem Polskiego Związku Bilardowego porozmawialiśmy nie tylko o wyjeździe kieleckich zawodników za ocean, który przypadł w tak trudnym dla wszystkich ludzi momencie zagrożenia epidemicznego, ale także o aspekcie rywalizacji sportowej. Grzegorz Kędzierski opowiada na łamach naszego portalu, co czeka kielczan w USA, a także o szansach kielczan na medale. Zapraszamy do lektury!
Zawodnicy Nosanu są w trakcie bardzo fajnej przygody, która wyrzuciła ich aż za ocean.
- Dokładnie tak. Trójka naszych zawodników: Karol Skowerski, Tomasz Kapłan i Michał Turkowski od 12 do 20 marca przebywają w Stanach Zjednoczonych, gdzie biorą udział w dwóch wielkich turniejach, wydarzeniach sportowych - Pucharze Świata oraz Mistrzostwach Świata w 10 Bil. W Pucharze Świata gra cała trójka, a w Mistrzostwach Świata dwóch z nominacji Europejskiej Federacji Bilardowej. Przypomnę - na te zawody mogą jechać tylko medaliści mistrzostw Europy albo najlepsi z światowego rankingu. A takimi są Tomasz Kapłan i Karol Skowerski.
Jaka jest stawka tego turnieju?
Taka bardzo wymierna to ponad 200 tys. dolarów w puli nagród do wygrania. Zwycięstwo w Pucharze Świata to jedno, ale medal wywalczony w mistrzostwach Świata to coś, co zostaje do końca życia. Jako Polska na ten pierwszy indywidualny medal czekamy już od dłuższego czasu. Jedyny, z jakiego możemy cieszyć, to srebrny krążek Karola Skowerskiego i Wojtka Szewczyka w parach w 2012 roku. Indywidualnie wciąż czekamy. Były piąte miejsca, były dziewiąte. Wierzymy, że rok 2020 będzie pod tym względem przełomowy.
Jak to jest, że mając w składzie tylu znakomitych bilardzistów, którzy podbijają Europę, z mistrzostwami świata zawsze jest coś nie tak?
- Myślę, że to jest pokłosie takiego okresu sprzed kilku lat. Nasi zawodnicy pokazali na Starym Kontynencie, że należą do ścisłej czołówki. Od 2013 roku przywożą systematycznie po kilka medali mistrzostw Europy. Wtedy zabrakło trochę takiej kropki nad "i". Obcięto nam troszkę środki finansowe i nasi zawodnicy przestali wyjeżdżać na zawody międzynarodowe - do USA, do Azji. Na Starym Kontynencie radzimy sobie bardzo dobrze, ale wciąż brakuje nam takiego ogrania światowego. Za to teraz pokutujemy, ale zaczynamy trochę to zmieniać. Nasi zawodnicy otrzymują nominacje na największe imprezy, jeżdżą na nie i stać ich na to, aby brać udział w turniejach.
Ktoś powie, że wydatek kilkunastu tysięcy na taką grupę trzech zawodników to żadne pieniądze w porównaniu do piłki nożnej, ale porównując do każdej innej dyscypliny sportu, to sporo. Kilka razy do roku trzeba na takie wyjazdy jeździć, ale mam nadzieję, że praca na Pucharach Świata przyniesie w końcu efekty. To wszystko realizujemy też dzięki wsparciu sponsorów, Ministerstwa Sportu, miasta Kielce i klubu.
Często mówi się, że ktoś komuś nie leży. Gdzie tkwi problem w przypadku bilardzistów?
- Faktycznie coś takiego jest. Czasami zdarza się, że ktoś jest numerem dwa i przegrywa seryjnie z jakimś zawodnikiem z setki rankingu. W ubiegłym roku Karol Skowerski na początek rywalizacji na mistrzostwach Świata wygrał z wicemistrzem świata, potem z brązowym medalistą, a potem przegrał z teoretycznie słabszym zawodnikiem z Azji.
Z Azjatami mamy faktycznie problem. Oni nie czują do nas presji, grając z nami czują się bardzo pewnie, a my czasami zapominamy, jak się gra w bilard. Może brakować precyzji, szczęścia, pewności siebie, jaką mamy na Starym Kontynencie. Tony Drago powiedział kiedyś po zawodach w Polsce, że jak widzi biało-czerwoną flagę przy nazwisku, to nie musi czytać tego nazwiska. Nieważne, kto to jest, bo ma świadomość, że to jest dobry zawodnik i musi zagrać na sto procent swoich możliwości. Takiej świadomości u Azjatów - Filipińczyków, Chińczyków, Tajwańczyków, którzy dominują na świecie - nie ma. Oni mają ten respekt wobec Amerykanów, ale wobec Polaków - nie. Z drugiej strony my też się zawsze bardziej obawiamy Europejczyków, niż Amerykanów.
Wylot do Las Vegas ma też tą drugą odsłonę, która dotyka dziś każdego z nas...
- Chłopcy wylecieli do USA na kilka godzin przed zaleceniem pani minister o tym, aby wstrzymać wszelkie wyjazdy. Oni byli już wtedy w samolocie, nie mogliśmy wstrzymać tego wyjazdu. Konwersowałem z nimi o całej sytuacji i zdają sobie sprawę ze środków bezpieczeństwa, jakie muszą powziąć. To oczywiście duża impreza, ale wszyscy zwracają dużą uwagę. Ciekawi jesteśmy ich powrotu. Do kraju wracają 20 marca. Pewnie będą musieli przejść konieczną dwutygodniową kwarantannę. Ale oni są tego świadomi. Zdają sobie też sprawę, aby dbać o ograniczenie kontaktu, higienę.
O ile w ogóle wrócą...
Mam nadzieję, że takiej sytuacji nie będzie. Prezydent Stanów Zjednoczonych podjął decyzję, aby nie wpuszczać do kraju osób ze Starego Kontynentu, a szczególnie z Unii Europejskiej, bo zanegował jej działania. Nie będę się tutaj bawił w politykę, choć taka Wielka Brytania może do USA normalnie latać. Zostawmy to. Myślę, że Amerykanie też mierzą w ten sposób, że im szybciej ci ludzie z USA wyjadą, tym lepiej dla nich. Wierzę, że nasi zawodnicy nie będą mieli żadnego problemu z powrotem do Polski.
fot: Nosan Kielce