Korona stała się dziś drużyną najemników. Nie wiem, czy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji
Tak słabej Korony Kielce nie było już dawno. Porażka w Pucharze Polski była już dziewiątą w tym sezonie, a gorsza passa bez zwycięstwa zdarzyła się kieleckiemu klubowi tylko dwa razy w historii. Ale ten problem nie dotyczy wyłącznie obecnego sezonu. Wszystko trwa już od wiosny 2019. I choć w sercach wciąż tli się nadal iskierka nadziei, że wszystko wkrótce wróci na właściwe tory, przełamania jak nie było, tak nie ma.
Brak punktów to nie jedyny kłopot kieleckiego zespołu. Dochodzi do niego też słaba postawa na boisku, ale ten problem jest wielopłaszczyznowy. Kołem ratunkowym ma być nowy trener, Mirosław Smyła, pod wodzą którego dwa pierwsze mecze kielczan zakończyły się porażkami.
REKLAMA
Na razie opiekun żółto-czerwonych tryska wielkim optymizmem i próbuje zarażać nim wszystkich wkoło. Pochopnych wniosków nikt nie zamierza jednak wyciągać, bo nie o to tutaj chodzi. Nowy trener i jego projekt w Koronie potrzebują czasu. Problem w tym, że jego nie ma. A kolejna weryfikacja przychodzi bardzo szybko - już dzisiaj, w piątek, kielecka drużyna zagra przed własną publicznością ze Śląskiem Wrocław. Śląskiem, który jest rozpędzony i w tym sezonie nie przegrał jeszcze ani razu.
O sytuacji kieleckiego klubu i jego problemach porozmawialiśmy z tym, który żółto-czerwone barwy zawsze ma w swoim sercu. Komu, jak komu, ale dla Pawła Golańskiego dobro Korony zawsze było na pierwszym miejscu. Zapraszamy.
Jedno zwycięstwo w dziesięciu spotkaniach. I to dobre dwa miesiące temu. Co się dzieje z kielecką Koroną?
- Żeby na to odpowiedzieć, trzeba zacząć od samego początku. Pomimo tego pierwszego zwycięstwa z Rakowem Częstochowa, to nie jest udany sezon dla Korony. Gra, postawa na boisku nie jest dobra, ale wszystko miało swój początek wcześniej. Nie zostało to może tak nazwane przez piłkarzy i może to jest duże słowo, ale dało się odczuć, że jest jakiś konflikt pomiędzy trenerem Lettierim, a zawodnikami. Ten brak porozumienia powodował, że klub nie funkcjonował tak, jak powinien.
Jeśli chodzi o postawę na boisku, to jest ewidentnie problem z przygotowaniem fizycznym. To widać gołym okiem. Do tego dochodzi problem mentalny, ale tak to jest w sporcie, nie tylko w piłce nożnej, że w momencie, kiedy nie idzie, głowa pracuje troszkę inaczej. Jest większy stres, pojawiają się niewymuszone błędy. Z każdej sytuacji jest jednak wyjście, a najlepszym na wyjście z tego kryzysu jest zwycięstwo i zbudowanie wszystkie po prostu od początku.
Trener Smyła ma niełatwe zadanie, bo piłkarze, których ma w klubie chyba nie do końca czują to, gdzie są i utożsamiają się z tym klubem. Jak co roku - w Koronie jest mnóstwo nowych zawodników, którzy potrzebują czasu, żeby się zaaklimatyzować, ale traktują to jako przystanek w swojej karierze. To na pewno nie pomaga w tworzeniu kolektywu.
Przed sezonem Korona pierwszy raz nie była wymieniana w gronie kandydatów do spadku. Nowi zawodnicy przyszli już na samym początku przygotowań, wydawało się, że jest mnóstwo czasu do zgrania i wypracowania porozumienia. Gdzie więc tu logika?
- Trener Lettieri miał czas, żeby tych piłkarzy poukładać, przygotować ich fizycznie i mentalnie do polskiej ekstraklasy. Co by nie mówić - nasza liga jest bardzo specyficzna i tu każdy może z każdym wygrać, faworyt na papierze nie zawsze pokazuje to potem na boisku. Wielu z tych zawodników może i faktycznie była w przeszłości w ciekawych zespołach, ale nie odgrywała w nich kluczowych ról. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że bycie w drużynie pół roku i potem powrót z podkulonym ogonem do Polski, dzieją się tak naprawdę z dwóch przyczyn: albo ci ludzie nie mają lepszych opcji, albo trafiają tutaj, żeby pokazać się z lepszej strony na tle przeciętnej ligi i wypromować do lepszej.
Na tę chwilę nikt z tych piłkarzy, którzy przyszli do Korony, nie daje sygnału, że to są wybitni zawodnicy. Ja bym powiedział wręcz przeciwnie - te transfery nie są trafione. Nie ja jednak za to odpowiadam i nie mnie z tego rozliczają. Myślę, że cała odpowiedzialność za to leży na barkach trenera Lettieriego, a prezes się jedynie pod tym podpisał. Z tym, że tutaj chodziło jedynie o sam podpis, a nie o jego autorski pomysł na budowę tej drużyny. Nie sądzę, że w klubie ekstraklasowym za transfery odpowiada prezes. Od tego powinni być inni ludzie. Moim zdaniem w tym aspekcie jest mnóstwo do poprawy.
Gdzie więc szukać pozytywów?
- Jest nowy trener, "nowa miotła", co pewnie daje więcej chęci w samych piłkarzach. Na pewno nie jest łatwo wszystko odmienić, więc nie spodziewajmy się, że Korona będzie grała piękny, widowiskowy , futbol i będzie prowadziła grę. Na to też potrzeba troszeczkę czasu. Korona go nie ma, więc muszą zadecydować względy psychologiczne. Troszkę się jednak tego obawiam. W sztabie jest Kamil Kuzera - a więc człowiek, który jako zawodnik słynął z dużego charakteru - ale zastanawiam się, czy on jest w stanie dotrzeć do tych obcokrajowców. Nie wiem, czy oni zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Przed całym sztabem ciężka praca, aby ich zjednoczyć i powiedzieć: OK, wielu z was może stąd wyjechać, ale część zostanie na lodzie. Taka informacja może być bodźcem, że jak nie ma z czego, to organizm zawsze da z tej przysłowiowej wątroby.
Czy dziś w szatni Korony jest ktokolwiek, kto mógłby z tej wątroby dać? Mam wrażenie, że tej drużynie brakuje charakteru, tego koroniarskiego DNA, które zaszczepiało w zespole wielu piłkarzy, grających w Kielcach w ostatnich latach.
- Zawsze będziemy odnosić się do tej słynnej "bandy świrów", a więc do okresu, kiedy Korona nie miała w swoich szeregach wybitnych piłkarzy, ale miała charakternych chłopaków, którzy z każdego kryzysu potrafili wyjść razem, zjednoczyć się - iść razem na piwo, do restauracji, a jak była potrzeba, to posiedzieć trzy godziny więcej w szatni i powiedzieć sobie w twarz mocniejsze słowa. Jesteśmy mężczyznami, a to jest sport nie dla miękkich chłopców, ale dla mężczyzn. Czasami trzeba walnąć pięścią w stół i powiedzieć parę mocnych słów, które mają potem pozytywny oddźwięk i oczyszczają atmosferę.
Dzisiaj tego brakuje. Dla przykładu - Jacek Kiełb to Koroniarz z krwi i kości, który tutaj czuł się najlepiej w świecie. On zdaje sobie sprawę, że gdyby dostał dzisiaj telefon, to od razu by się zastanowił, czy by nie wrócić do Kielc. Takim samym Koroniarzem jest Piotrek Malarczyk. Inni zawodnicy, którzy przychodzili do Korony - Mateusz Możdżeń, Bartosz Rymaniak - oni wszyscy potrafili odnaleźć się w tym zespole i bardzo dobrze się o nim wypowiadali.
Dziś ich już w klubie nie ma. Nie ma też trenera Lettieriego, który poniekąd do tego odejścia doprowadził. Wykonawców dobierał sobie sam.
Kiedy nastąpiła zmiana rządów, trener Lettieri dostał wolną rękę w działaniu. Nieważne, kto był właścicielem, nieważne, kto był prezesem, ja osobiście odczuwałem, że on był decyzyjny w każdym aspekcie. Z tego wynikła trochę patowa sytuacja - wszyscy wkoło mówili o tym, że coś się wypaliło, że należy odciąć pewne schematy, zmienić trenera, ale nikt nie reagował. Moim zdaniem trwało to trochę za długo.
Teraz jest ciężki moment, ale trzeba zrobić wszystko, żeby uświadomić tym piłkarzom, że grają o swoją przyszłość. To, że grają o przyszłość klubu Korona Kielce, to wszyscy zdajemy sobie sprawę. Pytanie, czy oni także. Gdyby spadek faktycznie nastąpił, to byłaby to bardzo trudna sytuacja. W takim momencie rola jest po stronie sztabu szkoleniowego, który musi tych piłkarzy uświadamiać. Po spadku z ekstraklasy wielu z nich może mieć później problem ze znalezieniem pracodawcy. Degradacja po tak słabej grze powoduje, że tych chętnych na zatrudnienie jest zdecydowanie mniej.
Bardzo ważna dla Korony będzie zimowa przerwa. Aby jednak do niej przystąpić w lepszych nastrojach lub z zachowanymi szansami na lepszy wynik, trzeba łapać punkty. Widzimy, jak się układa tabela - punktują wszystkie zespoły, które są nad Koroną. Wisła Płock i Arka Gdynia zaczęły słabo, ale teraz zaczęły zbierać punkty i mają ich zdecydowanie więcej. Odstają Korona i ŁKS.
Nowy trener Mirosław Smyła to fachowiec, który może wyprowadzić drużynę z tego kryzysu? Jego przyjście do Korony było jednak owiane pewną tajemnicą i nie był to wybór taki oczywisty.
- Na pewno jest jeszcze za wcześnie, żeby rozliczać trenera. Najwcześniej można pokusić się o to na półmetku, w zimie, ale też nie jakoś przesadnie. Do końca roku zostały nieco ponad dwa miesiące, więc to nie jest nie wiadomo jak dużo czasu, żeby tych piłkarzy przygotować. Jego rolą jest teraz, żeby starać się dotrzeć do nich poprzez treningi. Korona musi zacząć punktować.
A co do samej zmiany? Tych kandydatów nie było zbyt wielu. Przewijało się nazwisko Bogdana Zająca, ktoś powiedział o trenerze Smudzie i Wojciechu Stawowym, który z piłką seniorską nie miał do czynienia od ponad czterech lat. Ja te kandydatury traktowałem to bardziej w roli "kaczki dziennikarskiej", niż faktycznej sytuacji, która może nastąpić. Nie ma co jednak ukrywać - grono poszukiwań nowego szkoleniowca było zawężone.
Trener Smyła wierzy w swój zespół. Śledzę jego wypowiedzi i może faktycznie jego porównania są wręcz zabawne, ale takie ma podejście. To też jest ważne, żeby ten optymizm przekazać piłkarzom. Najłatwiej jest teraz wziąć łopatkę i się zakopać, mówiąc po piłkarsku - wypisać się z grania. Drużynę poznaje się w tych trudnych momentach. Kiedy zespołowi szło, to każdy chciał iść do wywiadów, do kibiców, być na najwyższym miejscu i spijać śmietankę. Teraz przyszedł czas, kiedy trzeba się bardzo mocno zjednoczyć i pokazać, że jest się zespołem i ma się charakter. Optymizm trenera Smyły może mieć spore znaczenie. Oczywiście, samym pozytywnym nastawieniem się punktów nie zrobi. Tych czynników, aby to wszystko zaczęło funkcjonować jak dobra maszyna, jest bardzo dużo,
Być może jego atutem będzie to, czego brakowało trenerowi Lettieriemu - a więc odważniejsze postawienie na młodych zawodników i wychowanków. Kilku z nich dało już pozytywny sygnał, że zasługują na szansę w pierwszej drużynie.
- Trener Lettieri w ogóle nie miał w planach wprowadzania do drużyny młodych chłopaków. Ten potencjał ludzki był i jest cały czas. Byłem na wielu meczach CLJ, czy drugiego zespołu Korony i uważam, że w Koronie jest wielu chłopaków, którzy zasługują, aby z tym zespołem trenować. Mało tego - w klubie nie było osoby, która by przekazywała informacje, który z tych piłkarzy się nadaje, który zasługuje, aby wejść w cykl treningowy, żeby trener mógł wyrazić swoją opinię na jego temat. Odnosiłem wrażenie, że im więcej było nacisków z zewnątrz - czy to kibiców, czy ekspertów, czy ludzi związanych kiedyś z Koroną - i domagania się wręcz, aby klub zaczął stawiać na młodych piłkarzy, trener Lettieri robił to z premedytacją i w duchu sobie myślał, że "to ja jestem trenerem i wam pokażę". Szkoda, że nikt w klubie na to nie reagował.
Patrząc na inne zespoły - w Legii dwa lata temu został postawiony jasny sygnał i duży kredyt zaufania dla Sebastiana Szymańskiego, który zaczął grać bardzo dobrze i trafił do Dynama Moskwa za duże pieniądze. Jeśli w Lechu Poznań stawia się na Gumnego, Jóźwiaka, to dlaczego w Koronie nie można stawiać na młodych piłkarzy? Dla mnie to jest niezrozumiałe. Nie mówiłbym o tym, gdyby Korona Kielce nie miała dobrych juniorów. A przecież drużyna z CLJ zdobyła mistrzostwo Polski i ograła zespoły, które mają szkolenie i zaplecze treningowe na bardzo wysokim poziomie. Pytanie - dlaczego żaden z tych piłkarzy nie dostał minut od początku sezonu? Zasłanianie się tym, że nie są gotowi? Można było to sprawdzić tylko tym, aby wyszli na boisko i faktycznie się pokazali.
Teraz dają pozytywne sygnały w III lidze.
I ktoś może powiedzieć, że to tylko III liga, ale to wciąż poziom seniorski, na którym często grają piłkarze, którzy albo pokończyli swoje kariery na wysokim poziomie i grają, bo kochają piłkę, albo tacy, którym nie wyszło i chcą jeszcze udowodnić, że potrafią to robić. Ci młodzi chłopcy z Korony pokazują, że potrafią dobrze grać. Są liderem. To też jest odpowiedź na to, że trener Lettieri był nastawiony na "nie" i nie chciał dawać im szansy.
Ktoś może powiedzieć, że teraz też nie jest dobry moment na eksperymenty i stawianie na młodych. Jest takie powiedzenie: Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. W tym przypadku może postawienie na jednego, młodego chłopaka będzie sygnałem dla pozostałych: "Patrzcie, w końcu mamy trenera, który stawia na wychowanków. Trzeba jeszcze mocniej zacisnąć zęby i walczyć". Do tego trzeba podejść z chłodną głową. Nie dajmy się też zwariować i nie myślmy, że trener Smyła wstawi do pierwszego składu siedmiu juniorów. Nie tędy droga, bo wszystko trzeba wyważyć i zrobić z głową.
Być może odpowiedź na to dadzą nam kolejne mecze. A jak będzie w tym najbliższym? Przełamanie nadejdzie w piątek ze Śląskiem?
Najwyższy na to czas. Sezon jest długi, ale z ligi spadają trzy drużyny. Jeśli Korona nie będzie teraz punktowała, to na wiosnę sytuacja może być bardzo ciężka. Mecz u siebie jest do tego dobrym bodźcem. Za moich czasów zawsze traktowałem te mecze przed kielecką publicznością z dozą większej motywacji. Ludzie przychodzili nas dopingować, trzeba było robić wszystko, żeby zagrać na dużym zaangażowaniu. Dobrze, że Korona gra przed swoimi kibicami. Mogą się teraz przygotować i wyjść na mecz na jeszcze większej motywacji.
Ostatnio na meczu Pucharu Polski było nieco ponad 1900 fanów. Jestem pewien, że za pana czasów taka sytuacja nigdy by się nie zdarzyła.
- Na pewno wielu kibiców było już podirytowanych tą całą sytuacją i otoczką. Fani domagali się odejścia trenera Lettieriego, a to wszystko było przedłużane. Bardzo bym chciał, żeby stadion w piątkowy wieczór zapełnił się chociaż w połowie, ale optymistą takim aż nie jestem. Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja w Koronie. Pewnym problemem jeśli chodzi o frekwencję jest też to, że to nie jest ta dawna, dobra Korona. Ten zespół stał się dziś po części drużyną najemników, którzy przyjeżdżają do klubu tylko po to, albo się wypromować, albo dograć jeszcze jeden sezon na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Przed Koroną dużo pracy, również tej organizacyjnej, aby w okienku zimowym odzyskać zaufanie swoich kibiców. Wszystko jest do zrobienia z głową. Ten klub nadal może funkcjonować. Spędziłem tam siedem lat i wiem, że ten potencjał w Kielcach jest. Trzeba jednak wrócić do korzeni.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: Paula Duda, Grzegorz Ksel, Mateusz Kaleta
Wasze komentarze
Twierdząc,że wywiad pełen banałów i komunałów pewnie bym przesadził ale dla chodzących na mecze postawa piłkarzy na boisku jest doskonale widoczna ( TV tego nie oddaje goniąc tylko za piłką!).
Jakość i serce jaką mieli piłkarze którzy powoli odchodzili z Korony została zastąpiona ilością .... darmowych grajków! Inną sprawą jest przygotowanie w okresie letnim, a raczej jego brak! Kilkuminutowy zryw na koniec wtorkowego meczu to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Błędów narobiono bardzo dużo i nowy trener nie odmieni tego w miesiąc czy dwa. Byle zdążył przed majem!
A co do frekwencji... piłka nożna jest TOWAREM! I tak jak nadpsutych jabłek nikt na straganie nie kupi, tak nikt na "padakę" chodził nie będzie! Tym bardziej,że i aura staje się coraz mniej atrakcyjna.
Klub płacze,że mu się nie zwracają koszty? A CO MNIE TO OBCHODZI! To zarząd odpowiada za dostarczenie klientowi towaru o choć przyzwoitej jakości.
Chodzę na mecze bo lubię ale coraz częściej zastanawiam się czy kupić zimą kolejny karnet, nie lubię płacić komuś kto ma mnie w d.....
Golo, mistrz CLJ Sokol dostal szanse od poczatku sezonu, duze minuty i zostal zweryfikowany na razie na tym poziomie.
Drugi mlody (choc nie z CLJ) Spychala pozbawil druzyne glupim faulem 2 punktow w meczu z rzeka.
Nie opowiadajmy bajek i zgranych tekstow, ze nikt nie dostal szansy i ze to ogromny minus, skoro prawda jest inna.
Za tydzień gramy na wyjeździe z ŁKS-em, którego wychowankiem jest Paweł Golański.
Co wtedy napiszecie droga redakcjo?