Mamić odchodzi, Janc musi podjąć decyzję, ale na nowy sezon zostaje. Interesuje nas Skube
Bertus Servaas na gorąco po zakończonym sezonie Ligi Mistrzów w wykonaniu PGE VIVE Kielce. Prezes kieleckiego klubu opowiedział dziennikarzom zgromadzonym w Lanxess Arena w Kolonii o wielu interesujących kwestiach transferowych i przedstawił plany na nadchodzące lata. Szef PGE VIVE potwierdził także informacje, o których nieoficjalnie wiadomo było już od jakiegoś czasu - gwiazda drużyny, Luka Cindrić, po zaledwie pół roku odchodzi z Kielc do Barcelony. To właśnie Katalończycy pokonali kielczan w meczu o brązowy medal Final Four Champions League.
REKLAMA
Luka Cindrić odchodzi. Czy to jest więcej, czy mniej niż milion euro?
- Jakby tak wszystko liczyć razem... to nie będę nic mówił (śmiech). Wszystko jest podpisane, patrzcie, mam kontrakt [prezes Servaas śmiejąc się rozchyla marynarkę i wyjmuje z kieszeni kontrakt z podpisem Luki Cindricia - przyp. red.]. Barcelona chciała oczywiście kupić go za jak najlepszą cenę, ale ostatecznie płacili tyle ile ja chciałem. Jestem z tego powodu szczęśliwy.
Blaż Janc też ma ofertę z Barcelony?
- Tak. Blaż ma ofertę i będzie decydował. Od nas też dostał ofertę nowego kontraktu, ale decyzję musi podjąć sam. Chce zostać, ale jego kontrakt kończy się za rok. W nowy sezonie na pewno u nas będzie, a co dalej, to okaże się na początku listopada.
Marko Mamić odchodzi. Żegnał się tutaj z nami.
- Marko odchodzi.
Gdzie odchodzi? Bundesliga?
- Trzeba pytać Marko.
Ma pan ochotę „rozebrać” Vardar Skopje? Ktoś jeszcze oprócz Karacicia może przyjść z tej drużyny do Kielc?
- Rozmawiamy ze Stasem Skube, to nie jest tajemnica. Temat wrócił, bo się nie dogadali z PSG. Ja lubię jednak, kiedy zawodnik przychodzi do nas, bo chce tutaj grać. Porozumieliśmy się wcześniej, ale on chciał przyjść tutaj tylko na rok, bo PSG miało w planach podpisać go jeszcze rok później. Ja takich rzeczy osobiście nie lubię, ale patrząc z drugiej strony, jest to bardzo dobry gracz. W takich sytuacjach trzeba czasami odrzucić swoje nerwy na bok i spokojnie myśleć o następnych ruchach.
Szyszkariew?
- To zupełnie inna historia, indywidualny temat, wtedy i tylko wtedy, gdy Blaż Janc odejdzie. Jesteśmy umówieni w ten sposób, że jest to jeden z kandydatów w zastępstwo Blaża. Oprócz niego jest jeszcze dwóch innych. Chcemy takich skrzydłowych, którzy umieją bronić „na dwójkę”. To dla nas bardzo ważne. Szyszkariew jest jednym z takich zawodników, którzy się na tym znają.
A co z Tomkiem Gębalą?
- Rozmawialiśmy z jego menedżerem, przedstawiliśmy naszą ofertę. Oni nie mówią jeszcze „tak”, muszą siąść i na spokojnie pomyśleć. Mam nadzieję, że Tomek zdecyduje się na nas. Jeśli wybierze inaczej, to... po prostu mamy pecha.
W „Radiu Kielce” pojawiła się informacja, że Barcelona pytała o trenera Tałanta Dujszebajewa. Plotka czy fakt?
- Znam ten temat, coś było, słyszałem nawet wczoraj. Tałant mówi jednak, że jest bardzo szczęśliwy w Kielcach i chce zostać z nami do końca.
Jak pan ocenia to, co działo się tutaj w Kolonii?
- Jestem oczywiście nieszczęśliwy, bo szczęśliwy byłbym tylko gdybyśmy mieli medal. Zadowolony jestem natomiast przede wszystkim z dwóch rzeczy. Po pierwsze nasz zespół pokazał niesamowity charakter w obu meczach. Walczyliśmy do samego końca. Po drugie nasi kibice pokazali się w najlepszym wydaniu. Mieć takich kibiców to jest coś pięknego. Przegraliśmy dwa mecze, a oni nigdy się nie poddali, śpiewali do ostatniej minuty. To wielka wartość dla nas wszystkich, dla całego klubu, miasta. Każdy kto tutaj jest, czuje tę atmosferę. Reprezentujemy Kielce i jesteśmy respektowani jako topowy klub w Europie. Cała Polska powinna być z nas dumna.
Czego zabrakło, aby zdobyć medal?
- Mieliśmy duży problem, bo Julen Aginagalde nie mógł grać. Nie chcę szukać jakiejś wymówki, ale przez to mieliśmy mniej zawodników do obrony. Zarówno Barcelona jak i Veszprem grają bardzo szybko. Mieliśmy problemy z wracaniem do obrony, rywale to wykorzystywali. Gdyby grał Julen, to byłoby łatwiejsze. Teraz on jednak nie mógł grać i zapłaciliśmy za to rachunek. Trudno, takie życie.
Jaki jest cel na kolejne lata?
- Jeśli za rok uda nam się osiągnąć to co teraz, to będzie super. Za dwa lata chcemy być tutaj i grać o złoto. Ogólnie przez najbliższe lata chcemy grać w Final Four i to się na pewno nigdy nie zmieni. Nasz zespół jest jednak w przebudowie, musimy o tym pamiętać. Widzieliśmy w ten weekend, jak to jest trudne dla młodych zawodników być tutaj pierwszy raz i grać przy takiej presji. Kulesz na początku w ogóle nie mógł trafić z formą. Plus jest jednak taki, że on to już raz przeżył i za rok podejdzie do tego inaczej. Karalok wczoraj też miał problemy, a dziś wszedł w mecz w swoim normalnym tempie. Arek Moryto pokazał dziś stalowe nerwy. To są plusy tegorocznego Final Four. Mamy czwarte miejsce, ale to, czego doświadczyliśmy, zaprocentuje w przyszłości.
Jaki prezent otrzymał od pana Tałant Dujszebajew na 51. urodziny?
- Szczerze mówiąc to... jeszcze mu nie gratulowałem (śmiech).
Poświętujecie dziś wieczorem?
- Na pewno siądziemy w hotelu, porozmawiamy, napijemy się, będą jakieś przemówienia i tak dalej. Na pewno nie schowany głowy w piasek. Teraz jesteśmy smutni, ale za parę godzin będzie lepiej.
A kto wygra finał Ligi Mistrzów w tym roku?
- Mam nadzieję, że Veszprem, choć... boję się, że Vardar (śmiech).
Rozmowa została przeprowadzona w mixed-zone Lanxess Arena przez polskich dziennikarzy obecnych w Kolonii
fot. Patryk Ptak
Wasze komentarze