To był wóz albo przewóz. Gdybym zawalił, to mógłbym zostać schowany w szafie na długo, a tak dałem trenerowi do myślenia
- To była taka niespodziewana sytuacja. Wóz albo przewóz – gdybym zawalił mecz, to mógłbym być schowany w szafie na długo. A że poszło w miarę dobrze, to myślę, że trener będzie miał trochę do myślenia – mówi po zremisowanym bezbramkowo meczu z Miedzią Legnica bramkarz Korony Kielce, Michał Miśkiewicz. Debiutujący w żółto-czerwonych barwach gracz był główną postacią w kieleckich szeregach i to w dużej mierze dzięki niemu ekipa trenera Gino Lettieriego nie przegrała w ostatnim spotkaniu przed przerwą z zimową.
29-latek zaprezentował się w kilku sytuacjach ze znakomitej strony. - Jestem z siebie zadowolony. Gdy bramkarz zagra na 0:0, to nie wiem co by się musiało wydarzyć, żeby było inaczej. Tym bardziej, że po długim czasie niełatwo wchodzi się na miejsce Matthiasa broniącego do tej pory dobrze – przyznaje zawodnik kielczan.
REKLAMA
I kontynuuje: - Jeśli trener bramkarzy mówi ci wprost, z wiarą w oczach, że jesteś dobrze przygotowany, to nie mogło być inaczej. Jeżeli on w to wierzył, ja również. Pozostała kwestia koncentracji, żeby nie popełnić jakichś głupich błędów.
Przed pierwszym gwizdkiem starcia z legniczanami, gospodarze z pewnością liczyli jednak na więcej. - Myślałem, że skoro gramy u siebie, to zdominujemy Miedź, no ale niestety było odwrotnie. Z perspektywy meczu możemy być zadowoleni z tego wyniku, choć przed spotkaniem zakładaliśmy walkę o zwycięstwo. Bardzo nam na tym zależało, ale musimy przyjąć to co jest – opisuje Miśkiewicz.
Były gracz m.in. Wisły Kraków długo był trzeci w hierarchii kieleckich bramkarzy. - Z tym numerem trzy bym się na galopował. Pomysł trenera Lettieriego był inny, on mi to wyjaśnił i widzę, że to procentowało. Miałem grać w rezerwach, aby być cały czas w rytmie meczowym. To było dla niego najważniejsze – kwituje sam zainteresowany.
- Podchodziłem do tego z dużym spokojem. Między innymi z powodu atmosfery, którą buduje nam trener bramkarzy, nie dało się odczuć w żaden sposób, kto jest jakim numerem. Wszyscy pracujemy równo, aby dostać szansę – przedstawia Miśkiewicz.
I podkreśla: - Nie ukrywam, że przyszedłem tutaj najzwyczajniej w świecie grać. Nie trafiłem tu, aby posiedzieć na ławce i po roku odejść. Chcę się pokazać.
Po tym występie Miśkiewicza wydaje się, że rywalizacja o miejsce między słupkami Korony na drugą część obecnego sezonu będzie bardzo zacięta. - Przed nami dużo sparingów, okres przygotowawczy. Na pewno wysyłam jakiś sygnał i trener go odbierze – kończy golkiper.
Wasze komentarze
Rozegrał świetny mecz.
Hamrol na lawke rezerwowych
SANTA MARIA
łoszalalem
Ponadto miskiewicz miał błędy. I bardziej w niego trafiali. Do tego ten babol co mu sie przeturlala pod brzuchem i kiepskie wybicia, gra nogami.