Lepiej obudzić się późno, niż wcale. Przekonaliśmy się o tym, że 2:0 to niebezpieczny wynik
W meczu kończącym 9. kolejkę ekstraklasy Korona Kielce pokonała przed własną publicznością Zagłębie Sosnowiec 3:1. - Bardzo potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Kolejka ułożyła się tak, że punktowały zespoły z dołu tabeli i gdybyśmy dziś zgubili punkty, przybliżylibyśmy się do dziewiątego miejsca. Wiemy, jak trudny mamy teraz terminarz, więc za wszelką cenę chcieliśmy wygrać – przekonuje Bartosz Rymaniak, kapitan żółto-czerwonych.
I rzeczywiście – teraz przed kielczanami duże wyzwanie. W ciągu najbliższych trzech kolejek zmierzą się z dwoma kandydatami do mistrzostwa i obecnych wiceliderem Ekstraklasy. Będą to kolejno mecze z Wisłą Kraków (wyjazd), Jagiellonią Białystok (dom) oraz po przerwie na reprezentację potyczka przy Bułgarskiej z Lechem Poznań.
REKLAMA
Poniedziałkowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec nie był wielkim widowiskiem. Korona nie zagrała wielkiego meczu, ale pokazała większą jakość od swojego przeciwnika i finalnie może cieszyć się z czwartego w tym sezonie kompletu punktów. - Pierwsza połowa była podobna do tego, co graliśmy w poprzednim meczu z Pogonią. Niby trzymaliśmy piłkę, ale niewiele z tego wynikało. Poza kilkoma sytuacjami, mieliśmy ten mecz pod kontrolą. Takie było nasze założenie - grać piłką, ale aby robić to z większym tempem. To udało się wypracować już w drugiej połowie – analizuje 28-letni obrońca.
W drugich 45. minutach rozwiązał się worek z bramkami, a Korona pokazała, kto tego dnia rządzi na Kolporter Arenie. - Po przerwie graliśmy szybciej na jeden, dwa kontakty. Próbowaliśmy różnych metod: długie podanie, krótkie, zmiana strony i to przyniosło efekt, bo po takich właśnie akcjach zdobyliśmy bramki. Lepiej obudzić się troszkę później, niż wcale – podkreśla „Ryman”.
Kielczanie mają wiele powodów do radości, ale to, co smuci, to po raz kolejny brak czystego konta. Korona jeszcze ani razu w tym sezonie nie zagrała na „zero z tyłu”, a chociaż w poniedziałek była tego bardzo blisko, dała sobie wbić bramkę w samej końcówce spotkania. – Mieliśmy ten mecz pod kontrolą, prowadziliśmy 2:0, ale nie bez przyczyny niektórzy mówią, że to bardzo niebezpieczny wynik. My o tym się dzisiaj przekonaliśmy. Bronimy rzut karny, a po chwili tracimy bramkę ze stałego fragmentu... Nie możemy sobie na takie coś pozwolić – denerwuje się Rymaniak.
- Wiedzieliśmy, że Zagłębie może sobie stworzyć akcję jedynie po stałych fragmentach. Uczulaliśmy się na to, ale niestety straciliśmy gola. Cieszymy się, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz mamy tydzień na odpoczynek i przygotowanie się do bardzo ważnego dla nas, a przede wszystkim dla kibiców, meczu w Krakowie – dodaje.
Trener Gino Lettieri znów zaskoczył wszystkich kibiców składem, ale co najważniejsze – zdał on egzamin. Po raz pierwszy w żółto-czerwonych barwach kieleckiej publiczności zaprezentował się Hiszpański obrońca, Ivan Marquez Alvarez. - Wydaje mi się, że dobrze dogadywał się z "Dżimim" (Djibrilem Diaw – przyp. red.). Na pewno jeszcze potrzebuje czasu, ale to zawodnik, który dobrze gra w kontakcie z przeciwnikiem, nie boi się go. Jest mocny w pojedynkach jeden na jeden z przeciwnikiem. Dzisiaj Vamara Sanogo miał naprawdę trudne zadanie grając na Djibrila i Ivana. Na pewno nie był to dla niego najłatwiejszy mecz. To cieszy, że nowi zawodnicy wchodzą i od razu coś dają temu zespołowi – uważa kapitan Korony.
- Na pewno przeanalizujemy jeszcze to spotkanie, wyciągniemy wnioski ze słabszych momentów i zapamiętamy te dobre. Wszystko zmierza w dobrym kierunku – kończy Rymaniak.
fot: Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze