Usłyszałem: „Jak masz tak grać, to od razu możesz sobie stąd iść!”. Teraz jednak wiem, co potrafię
Matthias Hamrol, odkąd w 2017 roku trafił do Korony Kielce, nie ma lekko. Niemiec, który posiada także polskie obywatelstwo, był jednym z pierwszych transferów klubu pod rządami Dietera Burdenskiego, ale tak naprawdę na swoją szansę musiał czekać bardzo długo - bo aż do ostatniej kolejki sezonu zasadniczego. W ciągu roku golkiper przeszedł drogę od trzeciego bramkarza do pierwszego, ale mimo to wcale nie czuje się pewniej. - Wciąż muszę udowadniać, co potrafię - mówi.
Jego historia to doskonały przykład na to, jak małe potknięcia mogą doprowadzić człowieka do braku wiary w samego siebie. Teraz jednak wszystko się zmieniło. 24-latek zmienił swoje podejście i przestał rozpamiętywać porażki z przeszłości. To pozwoliło mu zająć w nowym sezonie miejsce między słupkami Korony. I choć wciąż wystawiany jest na świeczniku i musi odpierać krytykę ludzi, którzy widzą w nim jedynie rezerwowego, mówi: - Jestem gotowy, aby być numerem jeden w bramce Korony Kielce.
REKLAMA
W pierwszych meczach nowego sezonu zdobyliście cztery punkty. To dobry wynik?
- Na pewno można było wycisnąć z tych meczów coś więcej. Było nas na to stać. Zaczęliśmy nie najlepiej, bo pierwsza połowa w meczu z Górnikiem nie była wybitna. Szybko po przerwie straciliśmy bramkę i przegrywaliśmy, ale później pokazaliśmy się już ze znacznie lepszej strony. Mieliśmy swoje okazje, ale nie udało się ich wykorzystać. Mimo wszystko powinniśmy szanować ten remis, bo jeden punkt to zawsze lepszy wynik niż porażka.
W drugim meczu z Legią było odwrotnie - graliśmy dobrą pierwszą połowę, w której stworzyliśmy sobie sporo sytuacji, ale druga nie okazała się już tak dobra. Po przerwie rywale strzelili nam dwie bramki i przegraliśmy. Wydaje mi się, że to, co pokazaliśmy w meczu z Legią, nie było wystarczające. To było zbyt mało, żeby pokonać mistrza Polski.
Trzeci mecz wyszedł nam już tak, jak tego oczekiwaliśmy. Było nerwowo, ale udało zdobyć się komplet punktów. Teraz w poniedziałek gramy kolejne spotkanie, w którym musimy zapunktować.
Który z rywali sprawił wam najwięcej kłopotów?
- Ciężko powiedzieć. Może rzeczywiście mistrz Polski? Nie wiem. Myślę, że we wszystkich meczach byliśmy nieźli.
Jak oceniasz swoją postawę w tych trzech meczach? Wydaje mi się, że sam nie możesz mieć sobie zbyt wiele do zarzucenia. To były solidne spotkania w twoim wykonaniu.
- To były dopiero pierwsze trzy spotkania nowego sezonu, a z meczu na mecz wyglądało to coraz lepiej. Chyba najwięcej pretensji mogę mieć do siebie o bramkę z ostatniego meczu z Wisłą Płock. Straciliśmy ją zupełnie bez sensu, w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Nie byliśmy już skoncentrowani, ale wcześniej była tam ręka. Sędzia po meczu mówił nam o tym, ale nie mógł sprawdzić tej sytuacji na VAR.
Wcześniej, z Legią, fantastycznego gola strzelił mi Krzysztof Mączyński. Myślę, że poniekąd obciąża on moje konto, bo byłem ustawiony trochę za wysoko. Przeciwnik to zauważył i oddał mocny strzał z dystansu. Przy drugiej bramce strzelonej przez Kante nie mogłem zbyt wiele zrobić. To była trudna sytuacja. Ogólnie myślę jednak, że mogę być zadowolony z mojej postawy w tych meczach.
Czujesz, że jesteś w formie?
- Czuję się dobrze. Jestem gotowy do sezonu, ale myślę, że wciąż mam rezerwy. Muszę ćwiczyć i stawać się jeszcze lepszym. Chciałbym to pokazać w kolejnych meczach.
Na swoją szansę w Koronie musiałeś jednak czekać bardzo długo. W poprzednim sezonie przez długi czas byłeś w cieniu najpierw Macieja Gostomskiego, a potem Zlatana Alomerovicia. Jak się czułeś?
- Nie było łatwo. Cieszę się, że teraz gram, bo to jest dla mnie najważniejsze. Myślę, że wcześniej moim problemem było to, że nie byłem w stu procentach skoncentrowany na swojej pracy. Teraz się to zmieniło. Wierzę, że będzie jeszcze lepiej.
Miałeś wrażenie, że cokolwiek byś nie zrobił, to i tak nie dostaniesz swojej szansy?
- Poprzedni sezon nie był łatwy. Ciężko było mi się pogodzić z rolą rezerwowego, mimo tego, że każdego dnia starałem się ćwiczyć na treningach jak najlepiej. Teraz się to zmieniło. Wiem, co potrafię i chcę to pokazać na boisku.
Trener rozmawiał z tobą o tym?
- Tak, oczywiście. Na każdym treningu starałem się pokazywać, że chcę grać i zasługuję na miejsce w składzie, ale to było za mało. Przez dwa, trzy dni trenowałem dobrze, a potem przychodziły treningi, w których nie byłem już tak dobry. Zawalałem. To było decydujące, bo nie potrafiłem utrzymać stabilnej formy przez dłuższy okres.
Teraz się to zmieniło?
Chyba tak. Nie wiem, jak to postrzega trener, ale ja, osobiście, czuję się znacznie lepiej niż w poprzednich rozgrywkach.
Gdzie leżał twój problem?
- W głowie. To był problem mentalny, nie wynikał z braku umiejętności sportowych.
Jak sobie z tym poradziłeś?
- Bardzo ważny jest dla mnie mój brat, który cały czas mnie wspiera i we wszystkim pomaga. Od jakiegoś czasu współpracuję też z psychologiem, który także jest dla mnie dużym wsparciem. Gdy tylko mam problem, wystarczy, że zadzwonię do niego i pogadamy - czy to przed meczem, czy po nim.
Poczułeś ulgę, gdy wreszcie doczekałeś się swojej szansy? Zadebiutowałeś w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego w wyjazdowym starciu ze Śląskiem Wrocław.
- Myślę, że ten pierwszy mecz nie był taki zły. Zremisowaliśmy, było dobrze, ale kolejne mecze nie były jednak już tak dobre w moim wykonaniu. W tym sezonie chciałbym grać jeszcze częściej niż w poprzednim. Mam nadzieję, że będzie lepiej.
W trzech kolejnych meczach puściłeś dziewięć goli, ale wtedy cała drużyna spisywała się słabo. Z czego to wynikało?
- Po meczu z Arką, w którym przegraliśmy Puchar Polski, kompletnie się załamaliśmy. Byliśmy w półfinale i ponieśliśmy bezsensowną porażkę. Nie byliśmy już w stu procentach skoncentrowani, nie dawaliśmy z siebie tego, co powinniśmy. Już wtedy mieliśmy pewne miejsce w pierwszej ósemce ekstraklasy - co było naszym celem na ten sezon - a po meczu z Arką wszystko kompletnie siadło. Nie ma co ukrywać - atmosfera w drużynie nie była taka, jak na początku. Chcieliśmy grać dobrze, chcieliśmy wygrywać, ale nie było to możliwe. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje występy także nie były tak dobre, jakbym tego oczekiwał. Wiem, że umiem bronić lepiej i chciałbym to pokazać na boisku w nowym sezonie. Stać mnie na to.
W końcówce sezonu szansę gry otworzyła ci sytuacja Zlatana Alomerovicia. Wiedziałeś, dlaczego nie gra?
- Nie wiedziałem. Taką informację przeczytałem dopiero w mediach na dwa, trzy mecze przed końcem sezonu. Wcześniej nie miałem o tym zielonego pojęcia. Nie rozmawialiśmy o tym.
Gdyby nie to, nie dostałbyś swojej szansy?
- Nie wiem. O to musisz zapytać trenera. Ja cieszę się za każdym razem, gdy gram i chciałbym robić to jak najczęściej. Chcę udowodnić, że mam wystarczające umiejętności, aby bronić.
Zanim trafiłeś do Polski, całą swoją karierę spędziłeś w Niemczech. Grałeś w znanych klubach - Borussia Moenchengladbach, RB Lipsk, Wolfsburg, a ostatnio FC Koln. Któremu z nich zawdzięczasz najwięcej?
- Bardzo fajny czas spędziłem w Lipsku. To świetny klub, fajne miasto. Pochodzę jednak z Kolonii, tam się urodziłem, mieszkałem. FC Koln to klub, któremu zawdzięczam najwięcej i jest dla mnie najważniejszy. To był fajny czas i bardzo dobry sezon, z którego jestem zadowolony. Zanim trafiłem do Korony rozegrałem tam jeden sezon, a po jego zakończeniu miałem iść do innego klubu. Miałem kilka ofert, ale sprawę zepsuł mój agent. Cały czas powtarzał: "Spokojnie, czekamy, jest czas. W następnym tygodniu podpiszesz kontrakt". Przez dwa miesiące nic się nie działo. Sprawa dłużyła się coraz bardziej, więc postanowiłem wziąć ją w swoje ręce. Pomyślałem sobie: "Stary, nie wiem, co ty tam robisz, ale to na pewno nie jest to, czego ja chcę". Zadzwoniłem do mojego starego menedżera, z którym znam się już długi czas. Dzięki niemu jestem dzisiaj w Koronie.
W większości grałeś jednak w rezerwach tych klubów. Rywalizacja była tak duża, że ciężko było się przebić?
- Łatwo nie było. Myślę, że grając w drugiej drużynie Kolonii radziłem sobie naprawdę dobrze. Być może moim problemem była głowa. Taki już jestem - zawsze chcę, żeby wszystko układało się po mojej myśli. Gdy tak nie jest, załamuję się. Teraz pod tym względem czuję się znacznie lepiej. Wtedy byłem też jeszcze sporo młodszym chłopakiem, dopiero zaczynałem swoją przygodę z piłką. Kiedy nie grałem, zbyt łatwo się poddawałem. Nastawiałem o 180 stopni się przeciwko wszystkiemu, załamywałem się. Nie potrafiłem cieszyć się treningami.
Najbliżej tej wielkiej piłki znalazłeś się dwa lata temu. Byłeś na ławce podczas meczu 1. Bundesligi: VFL Wolfsburg - FC Koln. Debiutu jednak się nie doczekałeś.
- Przychodziłem wtedy do Kolonii z piątej ligi, SSV Reutlingen. To był czas, w którym zdawałem maturę. Na początku grałem tylko w drugiej drużynie, która występowała szczebel wyżej - w czwartej lidze. Trenowałem tam, a już po miesiącu usłyszałem: "O, dobry bramkarz!". Trenerzy dali mi szansę w pierwszym zespole Kolonii, z którym trenowałem przez cały sezon. To był fajny czas. Poznałem wielu nowych ludzi i do dziś mam tam znajomych. Pamiętam, że w drużynie był też Polak - Paweł Olkowski. Dzisiaj już jednak nie gra w Niemczech.
W jaki sposób Korona wyróżniła się na tle innych klubów?
- Na pewno znaczący był fakt, że w klubie widać niemiecką rękę. Właściciel jest Niemcem, trener bardzo dobrze porozumiewa się w tym języku, a wcześniej wiele lat pracował w tym kraju. To była dla mnie najlepsza opcja. Ucieszyłem się, że mogę dostać swoją szansę w Ekstraklasie - najwyższej lidze w Polsce.
Jak wspominasz swoje pierwsze dni w Kielcach?
- Mój pierwszy trening w Koronie był... bardzo zły. Trener Lettieri mówił do mnie: "Ej, jak ty tak trenujesz, to od razu możesz sobie stąd iść!". Na kolejnym było już trochę lepiej. Skończyło się tak, że dostałem swoją szansę w Koronie.
Żałujesz, że nie udało ci się zaistnieć w Niemczech?
- Nie mogę o tym myśleć w ten sposób. Teraz przede mną wielka szansa. Cieszę się, że jestem w Ekstraklasie. Chciałbym rozegrać dobry sezon w Polsce i pokazać, co potrafię.
Masz polskie i niemieckie obywatelstwo, ale urodziłeś się w Niemczech i tam też zaczynałeś swoją sportową karierę. Jakie relacje wiążą cię z Polską?
- Z Polski pochodzi cała moja rodzina. Moja mama urodziła się we Wrocławiu, a tata w Poznaniu. Rodzice wyjechali do Niemiec, gdzie się urodziłem. Jako dziecko często odwiedzałem Polskę. Do dziś mam tutaj rodzinę. We Wrocławiu mieszka mój kuzyn. Od najmłodszych lat rodzice uczyli mnie też polskiego, ale mój język nie jest teraz tak dobry. Życzyłem sobie, żeby po tym pierwszym roku, kiedy przeprowadziłem się do Polski na stałe, mój język był idealny, ale tak nie jest (śmiech). Tutaj jest dużo niemieckiego, rozmawiamy też po angielsku. Nie jest źle - rozumiem wszystko, mogę pogadać, ale więcej problemów mam z mówieniem.
W szatni dominuje język niemiecki?
- W poprzednim sezonie rzeczywiście tak było. Teraz się to trochę zmienia. Jest mix: niemiecki, angielski, polski.
Próbujesz szkolić swój polski?
- Tak, oczywiście! Najlepiej wychodzi to rozmawiając z Polakami. Kupiłem sobie też coś do czytania. Chciałbym swobodnie porozumiewać się w tym języku.
Z kim trzymasz się w zespole najbliżej?
- W poprzednim sezonie najwięcej czasu spędzałem z Shawnem Barrym i AkosemKecskesem. Teraz są to Elia Soriano, Michael Gardawski, Wato Arweladze. Gruzin to bardzo fajny chłopak. Jest nie tylko sympatycznym gościem, ale ma także duże umiejętności piłkarskie. Może dużo pomóc Koronie.
Trener Gino Lettieri mówi jednak, że jeszcze nie jest gotowy w stu procentach do gry.
- Na pewno brakuje mu trochę fizycznie. Polska liga wbrew pozorom jest bardzo siłową ligą. Obrońcy są silni, wysocy, dobrze zbudowani. Trochę się trzeba przepchać w polu karnym, a to jest jego problemem. Ale Wato jest jeszcze młody. Ma czas.
Przez cały sezon przeszedłeś drogę od trzeciego bramkarza do pierwszego, jakim jesteś teraz. Ciężko było?
- Początkowo cieszyłem się, że w ogóle jestem w Ekstraklasie, bo wcześniej grałem w Niemczech tylko w czwartoligowych rezerwach. To nie było to, czego oczekiwałem. Pierwszy rok w Polsce nie był może najlepszy, ale mój czas nadszedł teraz. Będę chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Teraz patrzę tylko na każdy kolejny mecz.
Czytasz to, co pojawia się na twój temat w mediach?
- Czasami śledzę (śmiech).
Pewnie wiesz zatem, jakie nastroje panują wśród kibiców. Jeszcze się sezon nie zaczął, a już głównym tematem był ten, że Korona potrzebuje nowego bramkarza.
- Widziałem to (śmiech). Cały czas pisano tylko o tym, że potrzebujemy bramkarza. Może teraz jest inaczej? (śmiech). Rozegraliśmy na razie trzy mecze. Zobaczymy, co będzie po dziesiątej kolejce.
Jak na to reagowałeś?
- Rozumiałem to. W poprzednim sezonie zagrałem tylko w czterech spotkaniach i zdawałem sobie sprawę z tego, że te trzy mecze po Śląsku nie były już tak dobre. Wiem jednak, co umiem. Chcę to pokazać w tym sezonie. Nie brałem tego jakoś zbyt do siebie. To są media. Zawsze tak jest.
Obecnie w Koronie jest trzech golkiperów: ty, Paweł Sokół oraz Jakub Osobiński. Łącznie w ekstraklasie rozegraliście na tę chwilę siedem spotkań - wszystkie w twoim wykonaniu.
- To prawda, brakuje nam doświadczenia. Jesteśmy jednak jeszcze młodzi. Zobaczymy, jak się to rozwinie w przyszłości. Na ten moment myślę, że nie jest tak źle.
Dostajecie sygnały z klubu, że Korona pozyska nowego zawodnika na tę pozycję?
- Są testowani bramkarze. Co zrobi klub? Musisz zapytać w klubie (śmiech).
Wcześniej z Koroną trenował Artur Krysiak, teraz jest Michał Miśkiewicz. Jak go oceniasz?
- Teraz patrzę się tylko na siebie. Tak już mam: gdy patrzę się na innych, to sam nie trenuję tak dobrze, jak potrafię. Uważam jednak, że to dobry zawodnik. Zobaczymy, czy zostanie w Kielcach na dłużej.
Jak wygląda rywalizacja między bramkarzami w Koronie? Wydaje się, że twoja pozycja w klubie jest w tym momencie niepodważalna.
- Rywalizacja istnieje. Rozumiemy się, na treningu jest wszystko w porządku. Każdy chce grać i stara się to udowodnić na zajęciach.
Czujesz się pewnie?
- Nie, absolutnie. U naszego trenera nie możesz czuć się pewnie. Na każdym treningu, meczu musisz udowadniać swoją wartość. Gdy coś nie jest tak, jak on chce, to od razu dostajesz po dupie.
Trener często się na was denerwuje?
Oj, tak. Ale on wie, że to jest dobre, bo przynosi efekty. Jeśli coś robimy, to on chce to widzieć.
Drugim bramkarzem w tym momencie jest Paweł Sokół. Co o nim sądzisz? W Koronie grał już jako junior, ale wyjechał do szkółki Manchesteru City.
- To dobry bramkarz. Jest jeszcze młody, ma czas, ale już teraz posiada duże umiejętności. Jest wysoki, a to, czym się wyróżnia, to gra nogami. To dopiero jego pierwszy sezon w seniorach.
W jego podejściu do treningów widać angielską rękę?
- Ciężko powiedzieć. Słyszałem, że w Anglii zawsze na treningach stawia się na strzelanie. Strzelać, strzelać, strzelać. Mocno i dużo (śmiech). W Niemczech natomiast stawia się na technikę bronienia, grę nogami. Dużą uwagę przykłada się do lotu w powietrzu. Nie sądzę jednak, że to się jakoś różni od tego, czego trenerzy uczą w Anglii.
Zdaniem trenera Gino Lettieriego nie jest jednak jeszcze gotowy do gry na poziomie ekstraklasy. Jak myślisz, z czego to wynika? Kwestia doświadczenia?
- Ja też nie mam przecież na koncie stu meczów w ekstraklasie, ani tym bardziej w pierwszej lidze w Niemczech (śmiech)!
A jak przeżyłeś rewolucję kadrową w drużynie? W Koronie sporo się zmieniło od poprzedniego sezonu.
- Słyszałem, że tutaj zawsze tak jest. Tak samo było, gdy ja przychodziłem do Korony, w tym sezonie jest podobnie. Atmosfera w drużynie jest dobra, a wiadomo, że gdy są zwycięstwa, to są też lepsze nastroje w szatni. Uważam, że te pierwsze mecze w naszym wykonaniu nie były złe, ale na pewno stać nas na jeszcze więcej.
W drużynie jest sporo młodych zawodników. To może być atutem Korony w nowym sezonie?
- Zobaczymy. To dla nich pierwszy rok w seniorach, więc potrzebują jeszcze czasu. Na pewno już teraz widać, że mają potencjał. Na treningach dają się we znaki, mocno się starają. Teraz znów mamy drugą drużynę i myślę, że to jest bardzo dobry pomysł. Ci piłkarze będą mogli się w niej ogrywać, łapać doświadczenie. A, kto wie, może w przyszłości dostaną swoją szansę i w pierwszym zespole? O tym zadecyduje trener. Na pewno mają umiejętności, ale ważna jest też głowa. Muszą być w stu procentach skoncentrowani. Gdy tak będzie, na pewno dadzą radę.
Jaki cel sobie stawiasz na nadchodzące rozgrywki? Twoja forma będzie rosła?
- Jestem tego pewien. Chcę patrzeć na każde kolejne spotkanie. Na razie rozegrałem trzy spotkania, ale z meczu na mecz czułem się coraz lepiej. Wiem, że mam jeszcze rezerwy, ale posiadam też świadomość tego, co potrafię. Czuję zaufanie trenera, jednak zdaję sobie sprawę, że koniec końców wszystko zależy ode mnie. Za darmo miejsca w składzie nie dostanę. Swoje umiejętności muszę pokazać na treningu.
Przez wielu nadal jesteś jednak postrzegany jako ten rezerwowy bramkarz. Co musi się stać, aby zmieniono tą opinię na twój temat?
- Muszę pokazać to, co potrafię. Być może zmieni się to po kolejnych ośmiu, dziewięciu spotkaniach. Stać mnie na to.Teraz nadszedł mój czas. Muszę pokazać to w każdym kolejnym meczu.
Rozmawiał Mateusz Kaleta
fot: Maciej Urban, Anna Benicewicz-Miazga, Mateusz Kępiński / Korona Kielce
Wasze komentarze
Celnie podaje , nawet na dużą odległość.
Potrzebuje gry i będzie dobrze.
W wojsku nie byłeś?
Trzeba być ostrym, żeby okiełznać charakterki kilkudziesięciu zawodników.
To trener ma rządzić szatnią, a nie zawodnicy.
Nie ma więc co go żałować - gdyby był nr jeden cały czas nie zabrakło by 2 meczów do kontraktu...
Z czasem nabierze pewnosci na przedpolu, ma duze rezerwy. Widac, ze chlopak ma pokore i nie odbije mu sodowka. Oby tak dalej.