Chciałem podnieść poprzeczkę. Walczymy o czołowe lokaty, zarząd Korony zadowoli zajęcie miejsca w ósemce
Kiedy pod koniec lipca 2017 roku, tuż po rozpoczęciu nowego sezonu Ekstraklasy, szeregi kieleckiego klubu opuścił Bartosz Kwiecień, decyzja ta wywołała falę krytyki w kieleckim środowisku sportowym. Ogromne pretensje do zawodnika za formę odejścia z Kielc miał prezes Korony, Krzysztof Zając. Dziś to jednak piłkarz jest wygranym tej sytuacji. Kwiecień zdobył z Jagiellonią Białystok wicemistrzostwo kraju - i choć nie zawsze grał w wyjściowym składzie swojego klubu - końcówkę sezonu miał wręcz imponującą.
Wychowanek Juventy Starachowice do Kielc trafił w 2013 roku, ale zanim zaczął grać w żółto-czerwonych barwach, długo tułał się po wypożyczeniach. Grał w Górniku Łęczna, a także w pierwszoligowym Chrobrym Głogów, gdzie poznał obecnego trenera "Jagi" - Ireneusza Mamrota. To właśnie wtedy do Kwietnia przywarła łatka "boiskowego brutala". Kwiecień nie stronił od ostrych pojedynków, często łapał kartki, grał na granicy faulu.
REKLAMA
"Kwiatek" - jak często nazywali go koledzy z drużyny - debiutował w żółto-czerwonych barwach w wieku 19 lat. I już w pierwszych dwóch swoich występach w Koronie dostał po żółtym kartoniku. Zanim jednak odszedł na wypożyczenie do Górnika Łęczna, sezon zakończył "z przytupem".
W meczu z Piastem Gliwice Kwiecień pojawił się na boisku w 90. minucie zmieniając Piotra Malarczyka, a chwilę później... wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Ale absurdalnych upomnień łapał znacznie więcej - nawet wtedy, gdy nie grał w piłkę. Gdy trenerem Korony był Maciej Bartoszek, Kwiecień został upomniany kartką, mimo że był... tylko rezerwowym. W meczu z Bruk-Bet Termalicą zbyt żywiołowo zareagował na decyzję arbitra o nieuznaniu gola dla Korony, co skutkowało karą. To napomnienie było jego czwartym w sezonie, więc wykluczyło go z gry w kolejnym meczu - przeciwko Lechowi Poznań.
Teraz na łamach tygodnika "Piłka Nożna" Kwiecień przekonuje, że łatka boiskowego brutala została już daleko za nim. - Sporo zmieniło się w tym aspekcie. Gram inaczej, poprawiłem się w zakresie taktyki. W ostatnich sześciu, siedmiu meczach obejrzałem tylko jedną żółtą kartkę. Każdy ze szkoleniowców, z którymi pracowałem, prowadził ze mną rozmowy o boiskowej agresji - z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Dziś jestem już bardziej doświadczonym zawodnikiem. Nigdy nie uważałem się za brutala. Owszem - nie odpuszczam, ale nie mam przecież zamiaru robić krzywdy przeciwnikom - mówi na łamach gazety.
Letni transfer Kwietnia do Jagiellonii Białystok zaskoczył kielczan w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy wydawało się, że kadra Korony jest już dopinana na ostatni guzik. Klub z Podlasia aktywował klauzulę w kontrakcie defensora, a ten następnego dnia udał się już na testy medyczne do Białegostoku. - 400 tysięcy złotych? Co to jest za takiego 23-letniego zawodnika? Gdyby rozegrał u nas cały sezon, byłby wart kilka razy więcej. Ale nic nie możemy zrobić - ubolewał prezes klubu, Krzysztof Zając, który miał duże zastrzeżenia co do formy odejścia Kwietnia z Korony.
Sternik kieleckiego klubu miał za złe zawodnikowi, że ten opuścił klub bez żadnej informacji. - Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Przed sezonem rozmawialiśmy z Bartkiem, który miał być twarzą nowej Korony. Podobało mu się to. Ustaliliśmy, że w trakcie sezonu będziemy rozmawiać o nowym kontrakcie, ale okazało się, że były to słowa rzucone na wiatr - dodawał Zając.
Sam Kwiecień jest jednak dużym wygranym transferu do Białegostoku. Ściągnął go tam przecież trener, z którym zna się doskonale. I mimo, że Ireneusz Mamrot nie stawiał na pomocnika od samego początku jego pobytu w Jagiellonii, dziś Kwiecień może mieć powody do radości. W końcówce sezonu był podstawowym zawodnikiem swojej drużyny. Strzelił także dwie bardzo ważne bramki w dwóch meczach z rzędu - z Zagłębiem Lubin oraz Lechem Poznań, które przypieczętowały wicemistrzostwo białostoczan.
Dziś 24-latek nie chce wracać do spięć, jakie pojawiły się na linii z kieleckim klubem. - Nie ma sensu grzebać w przeszłości. Każdy, kto śledzi Ekstraklasę, właściwie oceni mój krok. Chciałem podnieść sobie poprzeczkę, mieć możliwość walki o najwyższe cele. Nie chcę jednak oceniać swojego byłego klubu, w którym nadal mam wielu kolegów. To niezręczna sytuacja. Powiem tylko, że w Jagiellonii walczymy dziś o czołowe lokaty w lidze. Zarząd Korony zadowoli zajęcie miejsca w ósemce - stwierdza Kwiecień na łamach "Piłki nożnej".
fot: Paula Duda
Wasze komentarze
Czas pokazał, ze Kwiecień miał rację. To samo dotyczy bramkarza, który odszedł do Krakowa.
Piłka nożna dla zawodników jest chlebem powszednim, a trenerzy i władze Korony traktują ich jak gówniarzy.
„Nie chcę jednak oceniać swojego byłego klubu, w którym nadal mam wielu kolegów. To niezręczna sytuacja”.
Po czym zaraz jednak ocenia: „Zarząd Korony zadowoli zajęcie miejsca w ósemce”.
Mówi, że nie ocenia, po czym jednak ocenia...