Oczekiwania podbiliśmy swoją pracą. I dlatego nie pozwolimy, by ktoś na nią narzekał
Sytuacja związana z nowym kontraktem dla trenera Gino Lettieriego, przyszłym sezonem i podsumowaniem tego trwającego obecnie, zdominowała spotkanie z dziennikarzami przed meczem z Jagiellonią Białystok. - Posiadamy w tej lidze trzeci najmniejszy budżet. Więc jeśli za rok znowu osiągniemy pierwszą ósemkę, to już bardzo duży sukces dla klubu. I dlatego nie pozwolimy, by ktoś narzekał na naszą pracę. To przez nią podbiliśmy oczekiwania wobec drużyny – stawia sprawę jasno Włoch, który przedłużył umowę z żółto-czerwonymi o dwa kolejne lata.
- Ta decyzja tak naprawdę zapadła już parę tygodniu temu. Chcieliśmy jednak poczekać, żeby minął ten szum wokół pucharu – przedstawia szkoleniowiec.
REKLAMA
I nakreśla tło tej sprawy: - Miałem kilka ofert także w poprzednich miesiącach. Dla mnie zawsze było jednak logiczne, że Korona Kielce to pierwszy wybór. Ten klub dał mi możliwość się wykazać.
Jakie cele będą stały przed Koroną w sezonie 2018/2019? - Chcemy przede wszystkim ustabilizować drużynę i dalej ją rozwijać. Drugi rok zawsze jest cięższy niż pierwszy – nie ma wątpliwości Lettieri.
- Na początku sezonu wszyscy o nas źle mówili i pisali. Byliśmy skreśleni, stawiani jako pierwsi do spadku. Po czasie potrafiliśmy jednak zaskoczyć dobrą, ofensywną piłką. Zauważyliśmy, że w Kielcach pojawiły się większe oczekiwania – opisuje Włoch.
Spore rozczarowanie panuje po wtorkowym meczu w Gdyni, który kielczanie przegrali 0:1, przez co nie zagrają w finale Pucharu Polski. - Po tym meczu było na mnie, że poszło źle. Wcale jednak nie wystąpiliśmy defensywie tak jak się mówiło. Mieliśmy dwóch napastników i ofensywnych pomocników – Gardawskiego, Możdżenia i Cvijanovicia – broni się szkoleniowiec.
I kontynuuje: - Mieliśmy w tym meczu trzy duże okazje. Kaczarawy z Aankourem, bardzo groźny strzał Możdżenia i sytuację Kosakiewicza w drugiej połowie. Jeśli takich rzeczy się nie wykorzystuje, to zawsze będzie ciężko.
- W drugiej połowie zespół sam się coraz bardziej wycofywał i wolał się bronić. Do tego doszły zmiany – np. Gardawski pokazywał, że musi zejść. Przez to nie mogliśmy wprowadzić ofensywnych piłkarzy, a takie mieliśmy plany – wyjawia swój punkt widzenia Lettieri.
I nie zgadza się z opinią, że drużyna miała wywalczyć awans wyłącznie walką fizyczną. - Wcale nie broniliśmy zespołowi grać w piłkę. Wiedzieliśmy, że Arka wyskoczy na nas wysokim pressingiem i plan był taki, żeby zgrywać piłki za plecy rywali do napastników. Pomocnicy mieli je zgarniać i wypuszczać też na boku Kallaste lub Rymaniaka. Może niektórzy tego do końca nie zrozumieli – kwituje trener Korony.
- Jeszcze raz powtarzamy: jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co drużyna i jej pojedynczy zawodnicy osiągnęli w tym sezonie. Mamy teraz 6. miejsce w lidze i praktycznie wszystko, co chcieliśmy – podkreśla szkoleniowiec.
Po emocjach związanych z pucharem, kielczanie muszą skupić się na lidze. Do dyspozycji na sobotni mecz z Jagiellonią Białystok, z grona kontuzjowanych ostatnio zawodników powraca Jacek Kiełb. - Teraz nie trzeba się niczego obawiać. Może jeśli z nas to spadnie, to będzie łatwiej grać swoją piłkę – mówi Lettieri.
I podkreśla: - Piłkarze muszą wychodzić i grać swoje, bo 7. miejsce jest dobre, 6. jest dobre, 5. dobre, a 4. to już w ogóle rewelacyjne.
fot. Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze
Dobry trener nam się trafił
A powód do tego zawsze by znaleźli.
A dlaczego?
Ano niektórzy tak mają.
Pozdrawiam Koroniarzy.
W sobotę wszyscy na stadion.
To po co ten trener? Żeby spuścić Koronę w następnym sezonie, a potem rozwiązać klub?
A potem dziwicie się, ze na stadion przychodzi za mało kibiców? A co mają oglądać? Wasz brak ambicji i obronę Częstochowy?
Kibiców trzeba umieć sobie kupić, a taką grą i kompromitującymi występami jak ten w Gdyni, kibiców na stadion nie ściągniecie. Chyba, że przyjdą tacy sami nieudacznicy życiowi jak gra Korony z Arką.
A Wy lamentujecie jakby się świat zawalił!
Od tego jest trener, prezes i właściciel, aby wyciągnąć z tego typu sytuacji wnioski na przyszłość i zminimalizować ewentualne porażki w przyszłości.