Dyskutowaliśmy, czy można zmienić strzelca. Goran musiał podejść drugi raz, ale winy ma odpuszczone
Korona Kielce w pierwszej ósemce ekstraklasy! Kielczanie przypieczętowali utrzymanie w lidze, pokonując wczoraj Lechię Gdańsk 1:0. O końcowy wynik musieli drżeć jednak do samego końca, bo w drugiej połowie w piłkę grali tylko goście.
- Nie było łatwo. Sami skomplikowaliśmy sobie tę sytuację, bo gdybyśmy podwyższyli wynik do przerwy, to na pewno potem grało by nam się spokojniej. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na szczęście w ostatniej kolejce będziemy już spokojni, bo zrealizowaliśmy jeden z dwóch celów, jakie założyliśmy sobie na tę rundę wiosenną. Kolejny z nich już w środę, więc trzeba się dobrze zregenerować i wygrać z Arką – mówi po sobotnim spotkaniu Jakub Żubrowski, pomocnik Korony.
REKLAMA
Zwycięską bramkę strzelił Goran Cvjanović, choć… po chwili mógł zostać antybohaterem. Słoweniec podszedł do wykonania rzutu karnego, który arbiter podyktował za zagranie ręką piłki przez Flavio Paixao. Intencje strzelca wyczuł jednak Dusan Kuciak, lecz sędzia nakazał powtórzyć stały fragment – dopatrzył się przewinienia lechistów, którzy za wcześnie wbiegli w pole karne. Cvijanović uderzył raz jeszcze, ale tym razem mocno i wysoko nad poprzeczką. Na szczęście, to nie zemściło się na końcowym wyniku i kielczanie mogli dopisać do swojego konta cenne trzy punkty.
- Nieczęsto zdarza się, żeby arbiter nakazywał powtórzenie rzutu karnego – mówi Żubrowski - Tym razem tak postanowił. Mieliśmy nawet między sobą dyskusję, czy w takiej sytuacji można zmienić strzelca, ale w przepisach jest postanowione, że nie można , więc Goran podszedł drugi raz do “jedenastki”. Byłem przekonany, że trafi. Kibice podpowiadali mu, gdzie ma strzelać – w górne prawe okienko. On wybrał lewe i niestety się pomylił, ale do spółki z Marcinem Cebulą dał nam zwycięstwo, więc wszystkie winy zostają odpuszczone – uśmiecha się Żubrowski.
- Cieszymy się, że udało nam się zrealizować ten cel. Inne wyniki ułożyły się dla nas bardzo korzystnie, więc jeśli się nie mylę, to przy takim układzie dzisiaj wystarczyłby nam tylko punkt. Ale my graliśmy o pełną pulę, o zwycięstwo. Udało się to osiągnąć, więc na pewno te święta będą spokojniejsze. – mówi pomocnik Korony.
Teraz żółto-czerwoni nie mają zbyt wiele czasu na odpoczynek. Utrzymanie w lidze mają już zapewnione, ale już w środę czeka ich kolejna batalia – tym razem w półfinale Pucharu Polski, u siebie, z Arką Gdynia. Celem – finał Pucharu Polski na PGE Narodowym w Warszawie.
- Myślę, że nikogo nie trzeba dodatkowo motywować na to spotkanie. Liczę, że kibice zjawią się licznie, pomimo, że to środek tygodnia. Nieczęsto zdarza się, że gramy w Pucharze o takie cele, a tym bardziej u siebie, gdzie wyjątkowo potrzebujemy ich wsparcia. Zapraszam wszystkich na stadion. My z naszej strony zrobimy wszystko, aby wygrać to spotkanie, a potem zagrać w maju w finale na Narodowym – podkreśla Żubrowski.
- Wielkanoc to jednak taki czas, w którym czas trzeba spędzać w gronie rodziny i odciąć się od tych dni codziennych. Mimo wszystko chyba nie da się uciec od polityki i sportu, więc liczę, że ten wynik pomoże kibicom i nam samym miło spędzić ten radosny czas – kończy 26-latek.
Wasze komentarze