"Kosa" ma prawdziwy patent na Legię. A przecież miał w tym meczu nie zagrać...
- Wielkie brawa należą się całej drużynie - mówił po spotkaniu szkoleniowiec kieleckiej ekipy, Gino Lettieri. Ale jednego zawodnika trzeba wyróżnić szczególnie. To Łukasz Kosakiewicz. Prawy obrońca Korony przez całe 90 minut meczu był pewnym punktem kieleckiej defensywy, a także zaliczył dwie asysty przy bramkach Soriano i Kiełba. A, jak zdradził na konferencji prasowej włoski szkoleniowiec, "Kosa" na dwie godziny przed meczem nie był desygnowany do gry w pierwszym składzie. Miał rozpocząć to spotkanie jedynie jako rezerwowy...
Słów uznania wobec kolegi z zespołu nie krył także Bartosz Rymaniak: - "Kosa" był dziś najlepszy na boisku. On bez dwóch zdań osiągnął już "international level".
REKLAMA
- Jestem bardzo zadowolony. Przede wszystkim cieszę się, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę do dzisiejszych trzech punktów. Ale na pochwałę zasłużył cały zespół. Walczyliśmy całe 90 minut i to przyniosło efekt, ponieważ na koniec możemy cieszyć się ze zwycięstwa - skromnie ocenia Kosakiewicz.
Prawy defensor Korony ma prawdziwy patent na Legię. W pierwszym meczu tych drużyn, rozgrywanym w lipcu w Warszawie, zdobył bramkę na wagę remisu. Wczoraj natomiast zanotował dwa kluczowe podania przy bramkarz Elii Soriano oraz Jacka Kiełba. - Akurat tak się złożyło, że w tych meczach z Legią strzelam, asystuję. Ale mam nadzieję, że potwierdzę to także w kolejnych meczach, nie tylko przeciwko warszawiakom - mówi 27-latek.
Kielczanie wygrali, choć już od drugiej minuty spotkania musieli gonić wynik. Jeszcze przed przerwą żółto-czerwoni wprawdzie wyszli na prowadzenie, ale Legia szybko odpowiedziała na początku drugiej połowy. Wówczas wydawało się, że mecz zakończy się remisem. Ale wtedy sprawy w swoje ręce wziął duet Kosakiewicz-Kiełb i efektowną akcją dał upust emocji wszystkich kibiców zgromadzonych tego wieczora na Kolporter Arenie. Czy po bramkach dla Legii w szeregach kieleckiego zespołu pojawił się niepokój, brak wiary w to, że ten mecz można jeszcze odwrócić na swoją korzyść? - Myślę, że nie. Cały czas graliśmy konsekwentnie swoją piłkę, do samego końca wierzyliśmy w swoje umiejętności i pokazaliśmy to na boisku. Taka jest piłka, czasem zdarzają się takie sytuacje, w których szybko traci się bramkę już na początku spotkania. Ale my dzisiaj się podnieśliśmy i bardzo się z tego cieszymy - tłumaczy prawy defensor Korony.
W tym spotkaniu goście konsekwentnie próbowali jednego sposobu na przedarcie się pod bramkę Korony. Wielokrotnie zagrywali długą piłkę bezpośrednio za linię obrony, co skutecznie wykorzystywali szybcy atakujący "Wojskowych". W ten sposób strzelili też drugą bramkę, kiedy w sytuacji sam na sam z Gostomskim znalazł się Hamalainen i z zimną krwią umieścił piłkę w siatce. - Przed meczem byliśmy uczulani na różne warianty gry Legii. Oczywiście, mieliśmy to pod uwagą i pod koniec meczu staraliśmy się to kontrolować. Stąd też te zmiany personalne w samej końcówce - wyjaśnia Kosakiewicz.
Kielczanie długo cieszyli sięw sobotę ze zwycięstwa, ale w bliskiej perspektywie mają już przed sobą środowe pucharowe spotkanie z Zagłębiem Lubin. Ale żółto-czerwoni już nie raz w tym sezonie pokazali, że o braku koncentracji i zaangażowania z ich strony nie może być mowy. - Na pewno gdzieś w nogach będziemy czuli trudy tego dzisiejszego spotkania, ale do każdego meczu podchodzimy tak samo. W środę na pewno będziemy chcieli robić swoje. Miejmy nadzieję, że awansujemy do półfinału - kończy bohater sobotniego starcia z Legią.
fot. Norbert Barczyk / PressFocus
Wasze komentarze