Gramy u siebie, chcemy zaatakować. Nie mówmy o tym w kategoriach meczu sezonu
Już za 24 godziny na Kolporter Arenie naprzeciw siebie wyjdą ekipy Korony Kielce i Legii Warszawa. Spotkanie w ramach 17. serii gier ekstraklasy zapowiada się niezwykle emocjonująco. Obie drużyny w ostatnim czasie prezentują dobrą formę. Legioniści pozostają niepokonani od pięciu spotkań, kielczanie natomiast już od dziewięciu. Dodatkowo, pojedynek ten obejrzy z trybun komplet publiczności. - To po prostu kolejny mecz. Oczywiście, gramy z Legią, będzie pełen stadion i świetna atmosfera. Ale nie mówimy o tym w kategoriach meczu sezonu. To po prostu kolejne spotkanie o trzy punkty – studzi emocje przed sobotnim pojedynkiem bramkarz kieleckiego zespołu, Maciej Gostomski.
Jedno jest pewne – nikogo z kielczan nie przytłacza presja sobotniego spotkania. - Ja osobiście grałem już takie mecze, wiem jak to wygląda. Ale mamy sporo nowych zawodników, którzy jeszcze nie grali takiego spotkania przy pełnych trybunach, więc dla nich na pewno będzie to nowość i poznają ten smaczek dopiero bezpośrednio podczas meczu. Wydaje mi się jednak, że dla nas to dobrze, że nie ma dużej pompki na to spotkanie. Dzięki temu możemy się skupić na treningu, na taktyce, a nie na całej otoczce, jaka jest wokół tego starcia – zaznacza bramkarz Korony.
REKLAMA
Co zatem będzie najistotniejsze, aby w sobotę osiągnąć korzystny rezultat? - Wydaje mi się, że takie mecze trzeba rozgrywać w głowie. Gramy z Legią, która zawsze jest mocnym rywalem, a do tego na trybunach zasiądzie komplet publiczności. Najważniejsze będzie, aby dobrze przygotować się przede wszystkim mentalnie. Jak już się wejdzie w mecz, to te emocje puszczą. Kibice na pewno będą nas wspierać, więc myślę, że wraz z pierwszym gwizdkiem wszystkie emocje znikną. Ważne jest jednak, aby nie spalić się jeszcze przed meczem. Dlatego właśnie podchodzimy do tego spotkania po prostu jak do kolejnego meczu – mówi Gostomski.
To właśnie bramkarz żółto-czerwonych od pewnego czasu jest jednym z najpewniejszych punktów kieleckiej defensywy. Gostomski od trzech meczów nie wpuścił żadnej bramki, a w ostatnich ośmiu spotkaniach skapitulował tylko czterokrotnie. 29-latek wielokrotnie w tym sezonie popisywał się już świetnymi interwencjami oraz refleksem, ratując w ten sposób drużynę z opresji. - Cały czas nad tym pracuję, trenuję całe życie, aby być coraz lepszym. Może w tych sytuacjach pomagało mi też po części doświadczenie, zrozumienie z drużyną, a przede wszystkim linią defensywy. Tak mała liczba straconych bramek to nie tylko moja zasługa, ale całego zespołu – zaznacza Gostomski.
- Wydaje mi się, że w tym meczu będzie podobnie. Nie sądzę, abyśmy nagle zmienili swój styl i zagrali zupełnie inaczej niż dotychczas, tylko dlatego, że gramy z Legią. Gramy u siebie, więc na pewno będziemy chcieli zaatakować. Gdy zaczniemy kalkulować, że to jest mistrz Polski i komplet widzów na trybunach to coś może nie pójść po naszej myśli. Mam nadzieję, że od samego początku zagramy ofensywną piłkę. Stać nas na wygraną – deklaruje bramkarz żółto-czerwonych.
Wiele wskazuje na to, że wielu zmian w porównaniu do poniedziałkowego meczu z Zagłębiem nie będzie. Zawodnicy Korony w dalszym ciągu muszą jednak pracować nad wzajemną komunikacją. W Lubinie miało bowiem miejsce duże nieporozumienie między Gostomskim, a Adnanem Kovaceviciem, po którym w powietrzu wisiała nawet bramka samobójcza. Na szczeście po tej akcji “Miedziowi” wznowili grę jedynie z rzutu rożnego. - Krzyknąłem do “Kovy” trochę inaczej niż zawsze. On jest w trakcie nauki języka polskiego, więc to naturalne, że nie wszystko rozumie. W tej akcji usłyszał od kogoś “plecy”, więc bał się, że straci tę piłkę. Ja mu natomiast krzyknąłem, że ma czas i na pewniaka wyszedłem do przodu. “Kova” usłyszał dwie sprzeczne informacje i troszkę spanikował, stąd to zamieszanie. Ale takie sytuacje w piłce się zdarzają, na nasze szczęście zakończyło się to bez konsekwencji – wyjaśnia bramkarz żółto-czerwonych.
Gostomski w latach 2006-2010 reprezentował barwy stołecznego klubu. Czy sobotnie spotkanie będzie zatem miało dla niego większe znacznie? - Nie, to było już dawno temu. Może kiedy grałem jeszcze w Lechu, to ten dodatkowy smaczek przed meczami z Legią się pojawiał. Spotkania “Kolejorza” z warszawiakami zawsze były meczami podwyższonego ryzyka. Ale tutaj nie ma takiej pompki. Teraz zupełnie nie myślę o swoim pobycie w Legii. Nie udało mi się tam przebić, ale do nikogo nie chowam za to urazy. Robię swoje, jestem teraz w Koronie i tutaj staram się ciężko pracować. Jest to dla mnie najważniejsze, bo to, co było kiedyś, już dawno poszło w zapomnienie – jasno stwierdza 29-latek.
Zwycięstwo Korony w sobotnim pojedynku może sprawić, że kielczanie zameldują się na podium ekstraklasy. - Zupełnie o tym nie myślimy w szatni. Cały czas mamy jasno nakreślony cel, jakim jest pierwsza ósemka. Każde wyższe miejsce będzie dla nas na plus. Oczywiste jest, że chcielibyśmy zdobyć mistrzostwo Polski, ale my patrzymy na to realnie. Przede wszystkim – nie mamy na sobie żadnej presji, zarówno jeśli chodzi o kibiców, prezesa, czy trenera. Z tego też względu mamy w głowach spokój, ponieważ my nic nie musimy. My możemy zrobić ten wynik, ale to Legia będzie miała w sobotę dodatkową presję. Oni zawsze grają o mistrza Polski, więc na pewno będą musieli wygrać w Kielcach. To jest to, co w sobotę będzie po naszej stronie – kwituje.
Pierwszy gwizdek w spotkaniu Korony Kielce z Legią Warszawa w sobotę o godz. 20:30.
fot. Norbert Barczyk / PressFocus
Wasze komentarze