Dla zawodników Korony jestem trudnym typem. Krzyczę na piłkarzy, ale ich nie obrażam
Tuż przed piątkowym meczem Korony Kielce z Górnikiem Zabrze, gościem programu Romana Kołtonia „Prawda futbolu” był trener Korony Kielce, Gino Lettieri. Włoski szkoleniowiec udzielił bardzo ciekawego wywiadu, w którym poruszył kwestie nie tylko dotyczące kieleckiego klubu, ale przede wszystkim dał się poznać bardziej od tej drugiej, charakterologicznej strony.
Z rozmowy ujawnia się obraz ambitnego człowieka, który od samego początku stara się dążyć do wyznaczonego sobie celu. Z dnia na dzień uwypukla się obraz zupełnie innego trenera, od tego, jaki malowano na starcie rozgrywek.
- Dla swoich zawodników jestem trudnym typem. Piłkarze mają ze mną tą trudność, że ja każdy mecz chcę wygrać - uśmiecha się Lettieri, wspominając jednocześnie drugą kolejkę ekstraklasy. - Przed meczem z Legią reporter zapytał mnie, po co Korona przyjechała do Warszawy. Odpowiedziałem: “aby wygrać“, czym bardzo zszokowałem dziennikarza. Po meczu nie był już jednak taki zaskoczony.
REKLAMA
Szkoleniowiec żółto-czerwonych wyjaśnia także, jak to się stało, że został trenerem. - Jako młody chłopak oczywiście miałem ambicje piłkarskie. Byłem zdolnym zawodnikiem, jako pomocnik strzelałem nawet bardzo dużo bramek, ale w wieku 16 lat zostałem przejechany przez samochód. Wtedy zawalił mi się cały świat. Miałem uszkodzone kolano i przez to moja kariera piłkarska była niemożliwa. Ale ja nie jestem człowiekiem, ktory łatwo się poddaje. Byłem czterokrotnie operowany. Po ostatniej z nich próbowałem nawet wrócić do futbolu. Grałem w drugiej drużynie TSV 1960 Monachium, gdzie podczas jednej rundy strzelilłem 16 bramek i dostałem szansę wzięcia udziałów w przygotowaniach do sezonu pierwszej drużyny. Wówczas odnowiła mi się kontuzja i dalsza gra w piłkę była po prostu niemożliwa. Od zawsze moim celem była gra w Bundeslidze. Gra na niższych szczeblach rozgrywek nie spełniała moich ambicji - wspomina.
Poruszony został również wątek przenosin Włocha do Kielc. - Do Korony trafiłem poprzez menadżera, który doskonale zna Dietera Burdenskiego. Co ciekawe, ten sam człowiek wcześniej polecił mi do Duisburga dwóch piłkarzy, którzy w ogóle nie nadawali się do tej drużyny. Puenta naszej rozmowy była taka: "Patrzę na twoją pracę w Duisburgu i gwarantuję ci, że jeszcze się kiedyś spotkamy" - wspomina z uśmiechem. - Pewnego dnia zadzwonił do mnie Dieter Burdenski i powiedział, że kupił klub w Polsce i chciał, abym został jego trenerem. Oczekiwał ode mnie, że wprowadzę do drużyny pewne niemieckie zwyczaje, zachowując przy tym polską mentalność. Dieter był przekonany, że poradzę sobie z tym zadaniem, ponieważ w swojej karierze pracowałem już z wieloma obcokrajowcami.
W rozmowie nie zabrakło także nawiązania do przedsezonowych zawirowań wokół kieleckiego klubu. - Potrafię wczuć się w rolę trenera Bartoszka, bo sam przeżyłem coś podobnego w Augsburgu: zajęliśmy 1. miejsce w Bayernlidze i wywalczyliśmy awans do Regionalligi (trzeci poziom rozgrywkowy - przyp. red.), a mimo to musiałem odejść. Prezydent chciał awansować do Bundesligi, więc nowego trenera pozyskał właśnie stamtąd. To oczywiście są decyzje prezesów, a my jako trenerzy musimy się z tym godzić – zaznacza Włoch.
- Owszem, krzyczę na piłkarzy, ale ich nie obrażam. Była taka sytuacja, kiedy jeden z zawodników narzekał na bieganie. Ubolewał, że boli go kolano, ponieważ biegał po lesie, gdzie ścieżki nie są równe. Odpowiedziałem mu, że specjalnie dla niego zrobimy drogę równą jak stół i wtedy będzie mógł po niej biegać bez najmniejszych problemów – wspomina.
Dużą uwagę poświęcono również aferze klapkowej i konsekwencjom, jakie te wydarzenia wywołały. - Historia z klapkami ciągnęła się z kolei chyba ze cztery tygodnie. Po tym, jak poruszyłem media, powinienem podpisać jakiś kontrakt na reklamę tych klapek. Gwarantuję, że nikt by ich tyle nie sprzedał, gdyby nie te wydarzenia - uśmiecha się Lettieri.
- Ta sytuacja wiele zmieniła. Miało miejsce posiedzenie z udziałem prezesa klubu, rady drużyny i mnie. Jasno sformułowano na tym spotkaniu pewne rzeczy. Było tam wiele emocji, ale nie wynikały one z powodu mojej osoby, ale przede wszystkim z powodu odejścia poprzedniego trenera, który został bohaterem ubiegłego sezonu. Emojce gotowały się, bo Miguel Palanca został umieszczony na liście transferowej. Cała ta konfrontacyjna sytuacja pozwoliła wybrzmieć tym wszystkim problemom, jakie towarzyszyły nam od momentu przejęcia klubu. Od tego czasu piłkarze zaczęli inaczej trenować, w inny sposób traktowali swoje obowiązki. Od tamtej pory nie podjąłem ani jednej decyzji o ukaraniu kogokolwiek. Teraz nie ma już nawet mowy o żadnych spóźnieniach - przyznaje włoski szkoleniowiec.
Lettieri zapytany o obecną sytuację kadrową zespołu, jasno odpowiada: - Brakuje mi piłkarzy. Nie ukrywam, że hamuje nas to w naszym rozwoju. Gdyby nie te problemy, już dziś bylibyśmy znacznie dalej. Obecnie nawet nie jesteśmy w najlepszej piątce ekstraklasy. Trzeba być realistą. Szczerze mówię, że tej lidze są dużo lepsze ekipy od nas - nie tylko z powodu zawodników, ale także z powodu pracy, jaką wykonują. Naszym największym atutem jest jednak to, że jesteśmy drużyną. Każdy z zawodników coś wnosi do zespołu i to stanowi dużą wartość - tłumaczy trener żółto-czerwonych.
- Awansowaliśmy dalej w pucharze i teraz musimy wykonać jeszcze więcej pracy. Już niebawem przed nami angielski tydzień (tak w Niemczech mówi się, gdy drużyna gra w weekend, a następnie w środku tygodnia - przyp. red.). To duża komplikacja, że gramy trzy mecze na wyjeździe z rzędu. Nie jestem zdenerowany z tego powodu, że pierwszy mecz z Zagłębiem gramy na wyjeździe - takie było losowanie i nie mam na nie wpływu. To normalna sprawa, ale dziwi mnie, że taka sama sytuacja ma miejsce w grudniu. Wtedy też będziemy musieli stawić czoła angielskiemu tygodniowi, a jest to przecież jeden z najzimniejszych miesięcy w roku, kiedy łatwo o kontuzje. To duże wyzwanie dla mnie – kończy.
Całego wywiadu można posłuchać TUTAJ.
fot. Krzysztof Porębski / PressFocus
Wasze komentarze