Niehoff: Pan Zając wie, co ma mówić i nie będę go kontrolował
W Koronie jest od niespełna miesiąca, a już wpisał się na listę osób budzących po zmianach właścicielskich największe nadzieje w tym klubie. Nowy dyrektor ds. marketingu, Dominic Niehoff zapowiada rewolucję poprzez ewolucję, deklaruje wiele udogodnień dla kibiców, a także podkreśla chęć sprowadzania do Korony sponsorów z całego świata. – Czegoś takiego w ekstraklasie jeszcze nie było – powtarza kilkakrotnie podczas rozmowy.
Na świecie jest wiele ciekawych, a przy tym lepszych pod względem zawodowym miejsc, w których można budować swoją przyszłość. Szczególnie z takim CV. Dlaczego w takim razie zdecydował się pan na Kielce?
Dominic Niehoff: – Dobre pytanie. Ostatnie siedem lat spędziłem z rodziną w Turcji. Bardzo nam się tam podobało i powodziło. Mieliśmy dobrze, szczególnie, że pracowałem w dużej firmie, gdzie miałem pod sobą setkę ludzi, dookoła wielu znajomych, a i pogoda ładna, choć latem bywa trochę gorąco. Ale ostatnio uległa tam zmianie sytuacja polityczna, a i chcieliśmy, żeby nasze dzieci chodziły do innego przedszkola. Powiedzieliśmy sobie z żoną „OK, jeżeli tylko pojawi się taka możliwość, wyprowadzamy się z Turcji”. Wyboru mieliśmy dokonać między Niemcami, Austrią, Szwajcarią, Polską i Ukrainą, skąd pochodzi moja żona. Poważnie rozważaliśmy przeprowadzkę do Frankfurtu nad Menem. Niestety, nie jest on aż tak zielony. Trzeba byłoby na dobrą sprawę mieszkać 20-30 kilometrów od miasta i dojeżdżać. Moja żona zawsze była za Polską. Między tym krajem a Ukrainą jest pewne podobieństwo, w tym język. Dzieci teraz rozmawiają po angielsku i niemiecku, starszy nawet nauczył się w przedszkolu tureckiego, choć zaraz na pewno o nim zapomni. Tendencja jest jednak taka, że polski będzie miał wyuczony za kilka miesięcy.
Wracając do pytania, dlaczego Kielce? Pierwsza opcja była taka, że będę pracował tutaj, a mieszkanie znajdziemy w Krakowie. Ale to była myśl zanim zobaczyłem Kielce. Kiedy odwiedziłem to miasto, okazało się, że mamy komfort, bo do każdego miejsca jest blisko, jest zielono, a powietrze lepsze jak w Krakowie... Żyje się po prostu łatwiej. Żona powiedziała: „wiesz co, jak znajdziemy ładne mieszkanie i przedszkole, zostajemy”. Chciała zobaczyć to miasto na własne oczy, bo na Wikipedii o Kielcach za dużo nie jest napisane. Jest o Targach Kielce, Vive i Koronie. Za to mało jest zdjęć. Jak ktoś nie zna miasta, ciężko mu coś znaleźć.
REKLAMA
Mówimy o Wikipedii anglojęzycznej?
– Przeglądaliśmy nawet polską. Dlatego wydaje mi się, że w mieście również jest trochę do zrobienia. Szczególnie, że mamy co promować. Tyle ładnych punktów: tam gdzie są koncerty (Kadzielnia - przyp. red.), Rynek, cała ta zieleń, parki. Galerie to są wszędzie, ale te emocje można jakoś sprzedać.
Przy podejmowaniu decyzji o pracy w Koronie ważne było, że mam kontakt z właścicielem. Znamy się wiele lat. Co więcej, byłem u niego w innej sprawie. Spotkaliśmy się w Gloria Sports Arena, to najbardziej luksusowy kompleks sportowy w Europie. Mieliśmy projekt z panem Dieterem Burdenskim. W trakcje rozmowy zapytał: „Nie chcesz jechać ze mną do Polski? Zobaczysz mecz”. Trochę mi naopowiadał, był na to czas, bo zrobiliśmy autem 1000 kilometrów. Wypytywałem go o marketing, stronę internetową, biznes klub, sponsorów. Zaznaczył, że wszystko trzeba zacząć od zera. Nie wiedziałem nawet, że szukają tutaj kogoś. Ktoś był, ale robili, co trzeba było zrobić, jednak nie tak, żeby było lepiej. W drodze zaproponował mi zostać w Kielcach na 2-3 dni – „zobaczysz jak tu ludzie pracują, zwiedzisz miasto”. Zarząd powiedział, że mają na to miejsce 15 kandydatów, a ja wciąż nie wiedziałem, o co im chodzi. Zapytali mnie, co ja bym tutaj zmienił i zrobił, a w końcu padło pytanie, czy nie chcę zostać i przejąć tej funkcji. Jak powiedziałem żonie, że jest propozycja z Polski, odpowiedziała tylko: „super, jedziemy”. Kiedy zapytała o miasto, wspomniałem o Kielcach. Jej odpowiedź: „a gdzie to jest? Poczekaj, zaraz oddzwonię”. Przeglądała internet, ale na YouTube jest mało promocyjnych rzeczy… Teraz już jestem tutaj kilka tygodni, ostatnio zjechała cała rodzina i mam nadzieję, że będzie nam się tutaj bardzo podobać.
Wie pan, właściwie to się robi dla rodziny. Chcieliśmy posłać dzieci do innej szkoły, żeby nie miały tamtejszej religii. Oczywiście ją akceptujemy i szanujemy, w końcu byliśmy tam gośćmi. Ale każdy ma swoje ideały. Natomiast szkoły prywatne są drogie. Więc podjęliśmy taki krok. Na początku było ciężko – cała ta logistyka, ciężarówka z dorobkiem, urzędy celne w Turcji i Polsce… Ale teraz będzie wszystko OK.
Ponoć w Kielcach wszystko zaczęło się od… poklepania prezesa po plecach. To właśnie wtedy miał pan do siebie przekonać Krzysztofa Zająca. Czy bezpośredniość i skracanie dystansu to klucz marketingu w Koronie?
– Wtedy nawet nie wiedziałem, że będziemy współpracować (śmiech). Piłka nożna generalnie jest bardzo podobna do biznesu turystycznego. Również sprzedajemy emocje. Na wycieczkę jedziemy z koleżanką, żoną, albo rodziną. Zależy nam na przyjemnie spędzonym czasie. W piłce nożnej idzie się po zwycięstwo. Kiedy nasza ulubiona drużyna przegrywa, te emocje również występują. Nawiązując do pana pytania – w Turcji mieliśmy milionowe kontrakty w biznesie turystycznym. Ale nie jesteśmy w banku, urzędzie, gdzie cały czas siedzi się w krawacie. Chociaż tutaj też są takie spotkania, które tego wymagają. Chciałbym uczynić piłkę nożną modniejszą, bardziej swobodną. Żeby na mecze przychodzili rodzice z dziećmi, które mogą liczyć również na eventy weekendowe. Planujemy zrobić tu dla nich znacznie więcej, żeby każdy cieszył się i nie mógł doczekać się tego meczu Korony.
To samo tyczy się sponsorów. Nowi już są i podkreślają często, że będą z nami współpracować od serca, bez reklam. Przyprowadzają swoich synów do szkółek, choć grali dotychczas w innych klubach. Sponsorzy podkreślają, że dotychczas nikt nie przyszedł do nich do zakładu z zaproszeniem: „niech pan przyjdzie na mecz, obejrzymy go razem, a jeżeli się spodoba, porozmawiamy na temat wspólnych możliwości”. Bo ja nie mam auta na sprzedanie. Trzeba siąść i dla każdego zrobić odpowiedni pakiet. Jeden może więcej, drugi mniej, inny chce więcej, ale teraz nie może. To wszystko musi się odbywać przez indywidualne rozmowy. Dotychczasowi sponsorzy są bardzo ważni, bo bez nich ten klub by nie funkcjonował. Pieniążki za „TV” nie wystarczą, dlatego trzeba to wszystko szanować. Ale jak pan zobaczy, mamy na stadionie jeszcze wiele wolnych miejsc reklamowych. Są one także za stadionem, na koszulkach, spodenkach, czy w Korona Team Club. Jednak tego nie zrobimy w dwa miesiące, wszystko trzeba wdrażać powoli, pamiętając o emocjach. Do mnie nie przychodzi się jak do dyrektora, tylko kolegi. Można usiąść i porozmawiać. Nie zamykamy się.
Czym właściwie jest Korona Team Club? Czy to miejsce dla określonej grupy sponsorów?
– Na pewno nie będę odróżniał w Korona Team Club, czy ktoś ma niebieskie, a może brązowe oczy, albo czy jest z Kielc, Poznania, Niemiec czy Turcji. Każdy ma możliwość wejścia. Będzie na niego czekała specjalna loża, różne pakiety, karnety i pojedyncze bilety. Choć wydaje mi się, że więcej tutaj pojawi się firm z Kielc i okolic, bo ktoś „międzynarodowy” często pomyśli o czymś więcej, jak Team Club. Szukają dłuższej formy współpracy i na innych zasadach. Ale do ich pozyskania potrzebny nam sportowy sukces, inaczej będzie nam ciężko.
Podobno siedliście ostatnio do rozmów z jednym z azjatyckich inwestorów.
– Tak, to prawda. Ale uściślijmy jedną kwestię – nie chcę nikogo, kto wkupuje się do klubu. Inwestorów nie szukamy. Zależy nam na sponsorach znanych na całym świecie. Miałem już spotkania zarówno w Warszawie, jak i innych miejscach w sprawie współpracy. Jednak podkreślam, że istotny jest wynik sportowy. Nie ma wyjścia, chłopaki musza grać i zdobywać punkty.
Nie jest to trudna sytuacja, kiedy osoba nowa w środowisku stara się wejść w otoczenie sponsorów lokalnych? Czy jest na to jakiś patent?
– Nie ma. Moje drzwi są otwarte, a numer telefonu wszystkim znany. Chętnie spotkam się z każdym, kto ma pomysł na Koronę. Mamy bazę dotychczasowych kontaktów, będziemy ją poszerzać o nowe, ale nikomu z nich nie powiem, że Korona zaraz będzie mistrzem. Niemniej jednak mamy dobrą drużynę i trenera, nasze działania wspiera zarząd i chcę, byśmy wykonali dwa kroki do przodu. Proszę o otwartość naszych sponsorów. Pamiętajmy, że piłka jest w Polsce sportem numer jeden. To nie USA, gdzie baseball, koszykówka, czy futbol amerykański są na podobnym pułapie. Choć warto zaznaczyć, że w Kielcach mamy bardzo dobry klub - Vive, które zdobyło Ligę Mistrzów. Aż sam wpadnę tam niedługo.
Będzie na to sporo okazji.
– Jak najbardziej. Chciałbym z nimi współpracować. Jesteśmy w jednym mieście i zależy nam na dobrym kontakcie. Zaczynamy od zera, a właściwie jesteśmy już krok dalej. Jest Team Club, jak również podstawowe informacje na nowej stronie www.korona.team. Ale proszę spojrzeć nawet na moje biuro, nie było czegoś takiego przedtem. Powiedziałem, że chcę to miejsce.
(Nowe biuro dyrektora ds. marketingu znajduje się w jednej z loży VIP. Przytulne meble, lodówka po brzegi wypełniona słodkimi napojami i przeszklona ściana z widokiem na murawę)
W takim miejscu aż chce się rozmawiać o współpracy.
– No tak, komfort w rozmowie. Można podglądać treningi i rozmawiać. Nawet jak prezes Zając mnie odwiedził, chciał się zamienić biurami. Niestety – musiałem odmówić (śmiech). Mam wrażenie, że takich biur w ekstraklasie jest mało.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Vive. Rozmawiając kiedyś z jednym z byłych prezesów Korony usłyszałem, że stworzenie czegoś na podobieństwo Klubu 100 przy „żółto-czerwonych” nie jest wykonalne, bo ów człowiek… nie znał struktury jego funkcjonowania (w tym momencie Niehoff okazał duże zaskoczenie - przyp. red.).
– Klub 100 działa trochę inaczej jak Korona Team Club. U nas będą to indywidualne pakiety, comiesięczne spotkania z takimi ludźmi jak Rudi Völler, którzy będą opowiadać o perspektywach w piłce nożnej. Są to także spotkania z naszymi kontaktami unijnymi powiązanymi z funduszami. Podtrzymujemy również formułę śniadań prasowych. Mamy już chętnych z Kielc, Chęcin, a nawet Turcji. Ale to absolutnie żadna konkurencja dla Klubu 100. To inna para butów.
A propos działań marketingowych przy klubach sportowych, przypominam sobie rewelacyjny banner w Hull, kiedy do tamtejszego klubu dołączył Kamil Grosicki. Wszyscy wiedzieli, że „w Hull jest nowy szeryf”. Czegoś takiego w Kielcach zdecydowanie brakowało. To dziwne, szczególnie, że klub dzięki miastu zapewne mógłby liczyć na bardzo dużo przestrzeni reklamowej.
– Step by step. Bo na przykład jak się wjeżdża z Warszawy do Kielc, nigdzie nie ma bannera „Welcome to Kielce – City of Sport”, albo „Korona Kielce”. Widziałem tylko zielony znak. Masa ludzi przyjeżdża na Targi, oni powinni wiedzieć, że są w mieście sportu. Tym bardziej, że miasto ubiega się o ten tytuł. Będziemy rozmawiać nad rozszerzeniem współpracy w tym zakresie, bo brakuje mi takich informacji. Więcej jest o Galerii Korona, jak o Koronie Kielce. Musimy poznać możliwości miasta, wstawić bilboardy, dać coś nowego na autobusy. Miejsce jest, możliwości są.
Jak będzie od teraz wyglądać struktura marketingowa w Koronie?
– Dział marketingu, public relations i branding management. Zmiany dotkną także sklep kibica. Zależy nam na tym, żeby był otwarty dodatkowe 30 minut po zakończeniu spotkania. Bo jak się wygra, to są emocje, a tatuś chce dziecku kupić szalik i flagę.
Emocje kupują?
– Nie tylko. Po zwycięstwie wypije się jeszcze jedno piwo, człowiek po prostu się cieszy. Teraz dzięki Pumie mamy nowe rzeczy i jest na co zwrócić uwagę.
Wracając do pytania, zależy nam także na dobrym kontakcie z prasą. Chłopaki dobrze to robili, ale chcę, żeby tego kontaktu było jeszcze więcej. Żeby prasa z nami rozmawiała, co możemy tutaj zrobić. Często od kibiców przez social media otrzymuję wiadomości, żeby postawić forum, co chcę wdrożyć przy okazji nowej strony internetowej. Zależy mi na komunikacji nie tylko przez Facebooka i Twittera, które chłopaki dobrze prowadzą, ale również przez forum Korony. Plus do tego oczywiście aplikacja mobilna z biletem elektrycznym – informacje przez pop-up message, relacje live, akcje reklamowe itd. Mamy 2017 rok, bądźmy na bieżąco. Ale zróbmy coś, czego nie ma w całej ekstraklasie. Jeżeli tę aplikację wdrożymy, zrobimy to porządnie.
Czy planuje pan zatrudnienie do PR dodatkowych osób? A może Korona skorzysta z usług firmy zewnętrznej?
– A uważa pan, że jest to potrzebne?
Sądzę, że tak, choć pan tu jest specjalistą. Dlatego pytam.
– Trzeba najpierw zobaczyć, co chłopaki robią, jak pracują. Na razie dobrze to wygląda. Jeżeli pojawią się sportowe sukcesy, będziemy mieć więcej do zrobienia w PR i marketingu. Mamy już jedną firmę z Warszawy i Nowego Sącza, która mocna działa przy skokach narciarskich. Oni znają się na sport marketingu, a my musimy mieć ludzi posiadających liczne kontakty. Tym bardziej, że tutaj nie mamy żadnych koncernów paliwowych, dużych firm z branży turystycznej, albo banku, choć to między innymi właśnie bank wszedł nam teraz do Team Club.
Obecnie musimy na wszystko patrzeć z realizmem, bo niczego nie zrobimy w miesiąc. Mieliśmy mecz z Werderem, a tego jeszcze nie było. Jaka drużyna leci do Niemiec, prywatnym samolotem do Bremy, na mecz z pierwszym zespołem? Współpracowaliśmy przy tym finansowo z Werderem. Wisła, czy Legia nie mają na co dzień sparingów z klubami z Bundesligi. To są kontakty od pana Burdenskiego, z których możemy korzystać. To duży plus, że właściciel wywodzi się z piłki nożnej. Był bramkarzem niemieckiej reprezentacji, w Werderze rozegrał ponad 400 spotkań, a w roli trenera bramkarzy każdy jego podopieczny był w reprezentacji. Ten pan zna się na piłce i jakby nie widział w Kielcach potencjału, nie wszedłby w to. Wie ile zrobiłem, żeby sprowadzić tutaj całą swoją rodzinę. Jakby nie był to projekt długofalowy, pewnie bym się go nie podjął. Wiem, że zarówno on, jak i pan Zając razem z zarządem i pracownikami, to dłuższe przedsięwzięcie.
Filarem dotychczasowych działań marketingowych jest Korona TV? Jakie są pana wrażenia?
– Wiem, że to czołowa telewizja klubowa w Polsce. Na możliwości, jakie chłopaki mają, wykonują bardzo dużo dobrej pracy. To mi się podoba. Widzę, że to dobry środek informacji. Co ważne, współpracujemy również z TVP. Korona TV to ważny ośrodek dla kibiców, prasy, dla piłkarzy i wreszcie dla nas. Z ich możliwościami pracy, to co robią wykracza poziomem poza ekstraklasę.
Komunikacja na linii kibice – klub w ostatnim czasie pozostawiała wiele do życzenia.
– Jestem za ten dział odpowiedzialny od 15 sierpnia, przeszłości nie zmienię. Warto, żeby ludzie spojrzeli na to, co teraz dzieje się w marketingu. Mam dużo pozytywnych wiadomości od fanów Korony. Oczywiście pojawiają się też ubolewania, że przychodzi tutaj ktoś, kto nie jest Polakiem na przykład, ale trzeba działać na bazie także kontaktów międzynarodowych. Mamy je w Europie, Turcji, Chinach, Hongkongu. Pracowaliśmy nad nimi latami. Oczywiście nie podpiszemy 10 na 10 umów, ale jeżeli chociaż będzie 1 na 10 z wielkim fanem piłki, to mamy ogromny sukces.
Nowy inwestor nie miał dobrego wejścia w Kielcach, często ze względu na prezesa, który delikatnie mówiąc – czasami mówił zbyt dużo. Czy prezes teraz będzie konsultował z marketingiem swoje kontakty z mediami?
– Pan Zając wie, co ma mówić. Dlatego jest prezesem, postacią reprezentującą klub i nie będę kontrolował, co będzie mówił. Jest bardzo szczerym człowiekiem. Jak mu się coś nie podoba, to powie. Ja to potwierdzam. A najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo. Z panem Zającem, jeżeli ma pytania, zawsze rozmawiamy, co możemy zrobić, mamy codzienny kontakt i bardzo dobrze nam się współpracuje. Jednak nie robimy wszystkiego idealnie. Siadamy i zastanawiamy się nad poprawą działań wobec kibiców, sponsorów, pracowników, prasy. Chcemy być dużą rodziną, szczególnie, że mamy spokojnych kibiców chętnie wspierających klub. Tutaj bez problemu można przyjść z własną rodziną, co sam będę robił. Mamy tu naprawdę ładny stadion.
REKLAMA
Dodam tylko, że marketing weryfikuje wypowiedzi zawodników udzielających wywiady, którzy nie zawsze rozumieją dobrze język polski i mogą wystąpić nieporozumienia w komunikacji.
Ilu sprzedawców potrzebuje Korona, by zaspokoić jej potrzeby finansowe?
– Sprzedawców nie potrzebujemy. Współpraca ze sponsorami to nie sprzedaż telewizorów. Trzeba najpierw zachęcić ludzi do przychodzenia na Koronę, a potem wszystko się dzieje samo. Nie widzę piłki nożnej jako sprzedawca, bo podejście wymaga emocji, a ze sponsorem musimy czuć wspólną pasję. Ale też nie chcę mieć sponsora, który ani razu nie przyjdzie na mecz. Trzeba być z tym zespołem i nie patrzeć wyłącznie na korzyści płynące ze współpracy. Koronę trzeba mieć w sercu, inaczej nie będzie to funkcjonowało. Nie jesteśmy Schalke 04, Chelsea, czy Mönchengladbach. Oni sprzedają produkt o bardzo wysokim wskaźniku rentowności. Jednocześnie chcemy zwrócić większą uwagę nie tylko na biznesowych klientów, ale również rodziny przychodzące na mecz.
Kiedy możemy spodziewać się wyraźnych efektów pana pracy?
– Daty nie podam. Nawet zarządowi nie powiedziałem. Wszystko zależy od sukcesu sportowego i środków finansowych. Jednak za kilka miesięcy wszyscy zobaczą, że coś się dzieje. Ale nie rzucę, że 31 grudnia wszystko będzie gotowe. To trochę loteria, szczególnie w pryzmacie nowych pracowników, gdzie dopiero po kilku tygodniach można sprawdzić, czy dobrze wykonują swoje obowiązki. Budujemy piramidę, robimy krok w górę, by dostać się na szczyt. Może i zdobędziemy dużego sponsora, ale już za rok może go nie być. Wszyscy razem, z każdym sponsorem, musimy wykonać ogrom pracy. I nie jest tu ważne, czy daje 1000, a może 1 000 000 złotych. Do każdego podejdę tak samo, bo każdy z nich jest taki sam. Ma inne możliwości, ale będę się przed nimi tak samo kłaniał i cieszył, że przyszli na mecz. To jak w hotelu – jest standard za 100 euro, ale przychodzili ludzie płacący za prezydencką willę 25 tys. na dzień. Każdy był obdarowany taką samą serdecznością. Jedli to samo, pili tę samą colę, taką samą whisky czy wódkę.
Czy tak samo, jak za sponsorami, będzie pan rozglądał się za nowymi współpracownikami?
– Każdy może znaleźć mojego maila i wysłać CV, ponieważ szukamy ludzi.
To jasny sygnał, że szuka pan wsparcia do marketingu w Koronie.
– Jak najbardziej. To jednak nie znaczy, że będziemy się ograniczać tylko do własnych pracowników. Jak wspomniałem, teraz współpracujemy z firmą marketingową działającą w Warszawie i Nowym Sączu. Pomagają nam, ale szukamy ludzi zarówno do PR, jak i marketingu. Liczę, że podobnie jak pan Zając w moim przypadku, zobaczę kogoś i po minucie będę wiedział, że to ta osoba, z którą chcę pracować. Nie jesteśmy w banku, sądzie, gdzie siedzimy jak pingwinki. To jest piłka nożna.
Rozmawiał Maciej Urban
Wasze komentarze
Po tym artykule widać że Dominik czyta wpisy bo jego hasła już przewijały się na forach, ale to dobrze bo gość jest z zewnątrz i niech wie co ludzie myślą.
Ale na marginesie, sprawa sparingu z Werderem to PRowsko była skopana, media wspomniały tylko i to lokalne, skład Werderu rezerwowy, boisko jakieś rekreacyjne, nasz skład też eksperymentalny, do tego brak wywiadów, ocen poszczególnych piłkarzy, jakiejś analizy co nam dał ten sparing, dziennikarze nie pojechali więc nie było szumu medialnego, nawet transmisji internetowej nie było, a skrót na YT 4 min. i to niemiecki( cztery akcje Werderu).
Podsumowując to w ostatni weekend więcej PRu dla Korony zrobił M.Borek w transmisji meczy repry mówiąc " Chiżniczenko były gracz Korony Kielce" przy oglądalności kilku milionów niż marketing ze Ściegniennego o meczu z drużyną z Bundesligi. Ogólnie przez 2 tyg. Cisza medialna co w drużynie, tylko prezes palnął typowy dla niego wywiadzik, a mecz już pojutrze.
Jakby ten Niemiec miałby dobrą i prosperującą firmę w Turcji, to by nie zaczynał pracy w Koronie.
Wie das Sprichwort sagt: Wo ein Wille ist, ist auch ein Weg.
Zwracasz innym uwagę, a sam to samo „du schreibst’.
Nie gwiazdorzysz i zjedz snickersa :)