W końcu zwycięstwo w Lidze Mistrzów! Było ciężko, ale Vive pokonuje Pick Szeged!
Przez 45 minut gra Vive Tauronu Kielce w niedzielę nie zachwycała. Na szczęście ten ostatni, decydujący fragment spotkaniu żółto-biało-niebiescy rozegrali w znacznie lepszy sposób. Dzięki temu mistrzowie Polski w kolejnym starciu Ligi Mistrzów pokonali węgierski Pick Szeged i mogli świętować zdobycie następnych dwóch punktów – tak ważnych w obliczu ostatnich dwóch potknięć w europejskich rozgrywkach.
Już pierwsza połowa pokazała, że zawodnicy Vive Tauronu wciąż są dalecy od optymalnej dyspozycji. Żółto-biało-niebiescy popełniali sporo błędów – zarówno w obronie, jak i w ataku. Gorzej wyglądało to jednak w ofensywie – szwankowała skuteczność, szczypiorniści obijali słupki lub też przenosili piłkę nad poprzeczką.
W obronie dwoił się i troił Sławomir Szmal, który niespodziewanie pojawił się między słupkami. „Kasa” pokazał, że była to słuszna decyzja – wybronił kilka znakomitych rzutów swoich rywali.
Spośród pozostałych zawodników warto wyróżnić Julena Aginagalde, który brylował w ataku. Dobrze wyglądała jego współpraca zarówno z Deanem Bombacem, jak i Urosem Zormanem. Hiszpan grał na swoim tradycyjnym, wysokim poziomie.
Do przerwy gra była wyrównana, ale niestety do szatni w lepszych nastrojach mogli schodzić gracze z Szeged – Pick po pierwszej połowie prowadził jedną bramką 14:13.
W drugiej odsłonie spotkania sytuacja nie uległa zmianie. Bardzo dobrze na parkiecie w Hali Legionów radzili sobie goście z Węgier. Zawodnicy Talanta Dujszebajewa naciskali ich, jak tylko mogli, ale przyjezdni (wśród nich były zawodnik Vive – Denis Buntić) konsekwentnie utrzymywali przewagę bramkową. A nawet chwilami ją skromnie powiększali. W 45. minucie tablica wyników wskazywała rezultat 19:20.
Chwilę później – za sprawą skutecznych rzutów karnych Mateusza Kusa – Vive najpierw wyrównało, a potem wyszło na prowadzenie. Wtedy zaczął się najlepszy fragment gry kieleckiej drużyny. Całe szczęście – w najważniejszym momencie.
Po kilku minutach mistrzowie Polski prowadzili już pięcioma bramkami – 26:21. Gospodarze wrzucili wyższy bieg w ataku, lepiej bronili też dostępu do własnej bramki – m.in. rzut karny obronił Filip Ivić. Do końca spotkania pozostało pięć minut i jasne było, że już raczej tylko kataklizm może zabrać Vive zwycięstwo w tym pojedynku. Choć w piłce ręcznej nie takie cuda się działy.
Ale nie tym razem. Żółto-biało-niebiescy z dużym spokojem dowieźli wygraną do końca, czym sprawili udane zakończenie weekendu swoim wiernym kibicom.
Następny mecz zespół Dujszebajewa rozegra na wyjeździe z Zagłębiem Lubin – we wtorek o godz. 20.15.
Vive Tauron Kielce – Pick Szeged 28:24 (13:14)
Wasze komentarze