Kij: Nadal nie możemy być pewni swego
- Co zadecydowało o naszej wygranej w meczu z Politechniką? Przede wszystkim niezły obwód, dobra gra w obronie i Wojtek Miernik pod koszem - mówił po sobotnim zwycięstwie nad „Akademikami” z Częstochowy szkoleniowiec UMKS-u Kielce, Grzegorz Kij.
Prawdziwym pogromem zakończyło się wasze spotkanie z czwartą w tabeli Politechniką. To cieszy, bo przecież drużyna z Częstochowy to wasz bezpośredni rywal w walce o awans do fazy play-off.
- Było to dla nas bardzo ważne spotkanie. Chłopcy od samego początku przystąpili do meczu niezwykle skoncentrowani oraz zmobilizowani. Zdawaliśmy sobie sprawę z wagi tego pojedynku.
Poza kilkoma pierwszymi minutami rywal nie postawił wam wysoko poprzeczki...
Można powiedzieć, że mecz ustawiła świetna w naszym wykonaniu pierwsza kwarta, która pozwoliła nam na spokojnie kontrolować dalszą część pojedynku. Bardzo dobre zawody rozgrywali zwłaszcza Łukasz Pilecki, który w pierwszej części spotkania prawie w ogóle nie mylił się ani z dystansu, ani też z półdystansu oraz Wojciech Miernik. To właśnie w dużej mierze dzięki tym dwóm zawodnikom udało nam się w pierwszej części meczu wypracować tak wysoką przewagę. W drugiej połowie spokojnie kontrolowaliśmy wynik i stopniowo powiększaliśmy przewagę
W ciągu całego meczu zaprezentowaliście świetną skuteczność. Za dwa oddaliście 79 procent celnych rzutów, a wasi rywale tylko 47 procent. Różnica była zatem gigantyczna.
- Przede wszystkim zagraliśmy nieźle w obronie i to zadecydowało o tym, że zawodnicy z Częstochowy mieli tak słabą skuteczność. Na skutek naszej dobrej gry w defensywie byli oni zmuszeni do rzucania z nieprzygotowanych pozycji i przez to nie trafiali. Koszykarze Politechniki nadrabiali swoje błędy jedynie walecznością na tablicach. Tylko dzięki temu utrzymywali z nami jakikolwiek kontakt punktowy. Szkoda kilku przegranych piłek w strefie podkoszowej, bo mogliśmy odskoczyć jeszcze bardziej. Graliśmy nieźle na obwodzie, a oprócz tego świetnie wykorzystywaliśmy przewagę umiejętności Wojtka Miernika, z którym nasi rywale nie mogli sobie w ogóle poradzić.
Udało wam się powstrzymać lidera częstochowian, Wojciecha Kotlewskiego, który pomimo tego, że w całym meczu zdobył 21 punktów, to wielkich problemów raczej wam nie sprawiał.
- Kładliśmy na niego szczególny nacisk. Przez większość meczu zupełnie sobie nie radził, więc można powiedzieć, że udało nam się go powstrzymać. Miał wprawdzie dobre momenty w swojej grze, kiedy chyba w ciągu trzech minut rzucił siedem punktów, ale potem już wszystko wróciło do normy. Nie uważaliśmy jednak tylko i wyłącznie na niego, bo kontrolowaliśmy jeszcze grę dwóch, trzech innych zawodników. Każdy wiedział przed meczem, kogo ma bronić i w jaki sposób przeciwko swojemu rywalowi grać, a mnie cieszy to, że chłopcom udało się nasze przedmeczowe założenia zrealizować.
Spodziewał się pan tak łatwego zwycięstwa w meczu z jedną z czołowych drużyn ligi?
- Byłem przekonany, że moi chłopcy są zdecydowanie lepsi od zawodników z Częstochowy. Wiedziałem, że jesteśmy mocniejsi indywidualnie, a jedyne obawy dotyczyły tego, jak zaprezentujemy się drużynowo. Okazało się jednak, że i z tym problemów nie mieliśmy. Stawialiśmy świetnie zasłony, umożliwiające nam rzuty z czystej pozycji, graliśmy do tego dobrze w obronie. Może nie do końca da się bronić w każdym meczu na 100 procent, ale wynik też świadczy o tym, że w sobotę obrona funkcjonowała nieźle, a nasza przewaga nie podlegała dyskusji.
Pokonanie Częstochowy znacznie przybliża was do upragnionego celu, jakim jest zajęcie miejsca w pierwszej czwórce rozgrywek.
- Do końca rundy pozostało jeszcze kilka bardzo ważnych spotkań, więc nie można powiedzieć, że to zwycięstwo aż tak bardzo przybliża nas do fazy play-off. Cieszy dzisiejszy sukces, ale póki co nie otwiera nam on jeszcze drogi do „czwórki”. Dalej nie możemy być pewni swego, za to musimy wygrywać kolejne czekające nas spotkania.
Rozmawiał Grzegorz Walczak