Utrzymanie było o włos! Zabrakło kilkudziesięciu sekund... Korona w niebywałych okolicznościach straciła zwycięstwo
Mogli świętować piłkarze Korony Kielce w piątkowy wieczór utrzymanie w Ekstraklasie - na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek. Gdyby tylko wytrwali kilkadziesiąt sekund i wygrali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:0... Niestety, w samej końcówce, w doliczonym czasie gry gospodarze wyrównali. I teraz żółto-czerwoni muszą czekać na rozstrzygnięcia sobotnich spotkań. Albo walczyć o swój byt dalej, w dwóch następnych meczach.
Bez kontuzjowanego Airama Cabrery do piątkowego spotkania musiała podchodzić kielecka drużyna. Znacznie trudniejsza sytuacja panowała jednak w obozie zespołu Roberta Podolińskiego, który z różnych przyczyn nie mógł skorzystać z usług m.in. Marka Sokołowskiego, Damiana Chmiela czy Mateusza Szczepaniaka.
Pierwsza połowa, niestety, nie przyniosła wielu emocji. To była przysłowiowa (przysłowie oczywiście autorstwa trenera Marcina Brosza) „gra dla koneserów”. Cieszyć oko mogło na pewno to, że choć optyczną przewagę miało Podbeskidzie, to ono dłużej utrzymywało się przy piłce, to znacznie większe zagrożenie rodziło się właśnie pod bramką gospodarzy.
Już w 7. minucie gola mógł zdobyć Radek Dejmek, ale po rzucie rożnym i uderzeniu głową, piłka przeleciała nad bramką. W 19. minucie kapitalnie futbolówkę Kohei Kato odebrał Kamil Sylwestrzak, po czym zagrał do dobrze ustawionego Łukasza Sekulskiego, lecz jego strzał zablokowali obrońcy i piłka nieznacznie minęła światło bramki. A chwilę po tej akcji i kolejnym stałym fragmencie gry, z mocno przypadkowej sytuacji do siatki mógł trafić Bartosz Rymaniak, lecz z czterech metrów uderzył obok prawego słupka.
Korona zagrażała bramce rywali, a jednocześnie świetnie broniła dostępu do własnej świątyni. Dość powiedzieć, że Podbeskidzie uderzyło raz i to dopiero w 42. minucie, lecz strzał Mateusza Możdżenia z dalszej odległości był bardzo słabej jakości.
A dwie minuty później żółto-czerwoni mogli świętować zdobycie gola! I to po niezwykłej sytuacji. Z rzutu rożnego dośrodkował Bartłomiej Pawłowski, głową uderzył Dejmek, ale piłkę z linii bramkowej (lub zza niej) wybił Emiljus Zubas. Po sekundzie litewski bramkarz w ten sam sposób odbił dobitkę Kamila Sylwestrzaka, ale wobec kolejnego uderzenia – tym razem Sekulskiego – był już bezradny. To napastnik świętował zdobycie gola, ale telewizyjne powtórki raczej skłaniają ku temu, że autorem tego trafienia był Sylwestrzak. Bo piłka po jego strzale z dużą dozą prawdopodobieństwa przekroczyła linię bramkową całym swoim obwodem.
Tak czy owak, do przerwy było 1:0. Po wznowieniu gry, Korona zaatakowała natychmiast, ale strzał Pawłowskiego zablokował Zubas. Po kilku minutach i świetnej akcji indywidualnej, z dwudziestu metrów uderzył Vlastimir Jovanović, lecz obok bramki.
Potem dwa razy zakotłowało się pod bramką Korony, ale najpierw dobrze między słupkami spisał się Dariusz Trela, a potem napór Roberta Demjana w najważniejszym momencie zablokowali obrońcy. W 66. minucie znakomitą, szybką akcje Nabila Aankoura z Pawłowskim, fatalnie zmarnował Serhij Pilipczuk, który będąc w idealnej sytuacji strzelił ponad poprzeczką.
Kolejne minuty to ataki Podbeskidzia, dobra defensywa kielczan i czyhanie gości na okazje do szybkich kontrataków. W dodatku w 81. minucie bielszczanie dostali potężny cios, bo swoją drugą, a w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Oleg Veretilo. I gospodarze musieli grać w dziesięciu.
W 85. minucie powinno być 2:0 dla Korony, ale po akcji Łukasza Sierpiny i będąc w kapitalnej okazji, Vladislav Gabovs zamiast trafić do pustej bramki, uderzył tylko w słupek...
Niestety, zamiast bramki dla kielczan, padł gol dla Podbeskidzia. W doliczonym czasie gry, w 94. minucie po przedziwnej sytuacji, uderzeniu Pawła Baranowskiego, rykoszecie od Sylwestrzaka, piłka przeleciała nad bezradnym Trelą i wpadła do siatki...
Gdyby nie to, żółto-czerwoni mogliby dzisiaj świętować utrzymanie w Ekstraklasie. A tak muszą czekać na jutrzejsze rozstrzygnięcia. Korona zapewni sobie spokojny byt już w 35. kolejce, jeżeli w sobotę Termalica Bruk-Bet Nieciecza lub Górnik Zabrze przegra swój mecz, albo gdy obie drużyny zremisują.
A jeżeli tak się nie stanie, zespół Brosza będzie musiał o to walczyć w kolejnych spotkaniach.
Następny mecz Korony już we wtorek, na wyjeździe z Górnikiem Zabrze (godz. 20.30).
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Korona Kielce 1:1 (0:1)
Bramki: Baranowski (90') - Sylwestrzak (44’)
Podbeskidzie: Zubas - Veretilo, Piacek, Baranowski, Mójta - Kato, Sloboda, Kowalski, Możdżeń, Tarnowski (46’ Stefanik) – Demjan
Korona: Trela – Rymaniak, Diaw, Dejmek, Sylwestrzak – Pilipczuk, Fertovs (64’ Aankour), Jovanović, Grzelak, Pawłowski (79’ Sierpina) – Sekulski (56’ Gabovs)
Żółte kartki: Kowalski, Veretilo – Sylwestrzak
Czerwona kartka: Veretilo
Wasze komentarze
Bramke pyknął Sekulski a nie Sylewestrzak !!!!
Buhaha ciekawe za co?
Ale remis praktycznie daje nam utrzymanie.
Zabrakło cwaniactwa w końcówce meczu.
Brosz robi tu cuda z tymi grajkami, to jest fakt. Dzisiaj szkoda tylko, że nie wziął jakiegoś napastnika z rezerw na ławkę i przez to przez prawie całą II połowę graliśmy bez napastnika.
Remis daje nam utrzymanie, nie ma takiej możliwości, żeby Korona spadła. Parkingowy się cieszy, kolejny rok na ciepłej posadce, gdzie nie trzeba się zhańbić żadną pracą zleci. A dla kibiców znowu spektakle z walką o utrzymanie z Sierpiną, Trafordem i Gabovsem. Nie mogę się doczekać.