Vive w ćwierćfinale Ligi Mistrzów! Ale rewanż z Mieszkowem wcale nie był tylko formalnością
To nie był mecz, w którym od pierwszej do ostatniej minuty panował pełen spokój, a kibice Vive Tauronu Kielce mogli być pewni, że ich zespół bez problemów wywalczy awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Ale na szczęście ten cel udało się zrealizować i oczywiście należy podkreślić, że gospodarze jak najbardziej zasłużyli na zwycięstwo. W rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Vive pokonało drużynę Mieszkowa Brześć i to mistrzowie Polski zagrają w ćwierćfinale!
Od początku spotkania kibice oglądali bardzo wyrównane widowisko. Bramka za bramkę – tak przez długi czas wyglądał ten pojedynek. Wszystko zmieniło się po kwadransie gry, gdy kielczanie odskoczyli gościom. I z wyniku 8:8 w 16. minucie zrobiło się 23:10 dziesięć minut później. Wszystko układało się idealnie, zdawało się, że gospodarze zaczynają pieczętować swój awans do kolejnej rundy.
Nic z tego. Żółto-biało-niebiescy zdołali zdobyć jeszcze jednego gola i... stanęli. Kilka fatalnych strat w ataku, błyskawiczne i skuteczne kontry Mieszkowa poskutkowały doprowadzeniem do wyrównania. Na przerwę zawodnicy obu drużyn schodzili do szatni z remisem 14:14 na tablicy wyników. Duża w tym zasługa Rastko Stojkovicia, który tylko w pierwszej połowie zdobył sześć goli.
Druga część spotkania na początku też była wyrównana. Po sześciu minutach goście wyraźnie się jednak pogubili. Kilka strat w ataku zakończyło się bezlitosną odpowiedzią mistrzów Polski. Kielczanie odskoczyli gościom i już w 21. minucie prowadzili czterema golami – 21:17. Bardzo dobrze na parkiecie prezentował się Julen Aginagalde, z którym zupełnie nie radzili sobie obrońcy z Brześcia.
Goście walczyli dzielnie, ale w kolejnych minutach żółto-biało-niebiescy spokojnie sytuację i utrzymywali bezpieczne prowadzenie. Choć w 50. minucie różnica stopniała tylko do dwóch trafień, to wszyscy pamiętali, że kielczanie do rewanżu przystępowali z czterobramkową zaliczką. Wtedy czas wziął trener Dujszebajew. Ale Mieszkow nie odpuszczał, po minutowej przerwie goście trafili po raz kolejny i było już tylko 25:24.
Na szczęście tylko na chwilę, bo po kilkudziesięciu sekundach kielczanie prowadzili już trzema golami. I do końca spotkania gospodarze już nie pozwolili sobie odebrać tego zwycięstwa, a szczególnie dobrze na parkiecie prezentował się Denis Buntić. Jego za ostatni kwadrans gry należy wyróżnić, bo Chorwat nie bał sie brać odpowiedzialności na własne barki. A przede wszystkim był naprawdę skuteczny.
Zapis relacji NA ŻYWO
Vive Tauron Kielce – Mieszkow Brześć 33:30 (14:14)
Wasze komentarze