Mikołajki z naszej strony nadal trwają…
Po kolejnej porażce na wyjeździe piłkarze Korony Kielce nie mogą wracać w dobrych humorach do domu. Po raz kolejny prowadzili w spotkaniu już 2:0. - Małe deja vu to za mało powiedziane. To jest duże deja vu. Prowadząc w 20. minucie 2:0, nie zdołaliśmy tego dociągnąć nawet do przerwy. Górnik dominował mimo naszego prowadzenia - twierdzi Zbigniew Małkowski.
- Nie potrafiliśmy przeciwstawić się temu, co zaproponowali rywale. To była nasza największa bolączka.Dobrze, że nie dostaliśmy czerwonej kartki, bo wydaje mi się, że sędzia nas troszkę oszczędził. Mimo to dalej nie umieliśmy skorygować swoich błędów - dodaje golkiper.
Podopieczni Jurija Szatałowa nie pokazali niczego, czego nie można było się po nich spodziewać. - Cały tydzień przygotowywaliśmy się na Łęczną i trenerzy nas uczulali. Wiedzieliśmy o nich wiele. Można powiedzieć, że Górnik niczym nas nie zaskoczył, a jednak... zaskoczył. My doskonale wiedzieliśmy, że będzie tu mniej piłki finezyjnej. Po prostu kto wygra środek boiska, ten wygra mecz. Można powiedzieć, że rywale przezwyciężyli nas siłowo - mówi zawodnik Korony.
- Kolejny wyjazd, kolejna głowa w kolana. Trzeba się podnieść, bo wtorek następny mecz. Czekają nas szybko dwa spotkanie i trzeba wyciągnąć z nich jak najwięcej - uzupełnia Bramkarz.
Kolejny mecz podopieczni Marcina Brosza zagrają już we wtorek przeciwko Wiśle Kraków. - Jeśli nie punktujemy na wyjeździe, musimy to robić u siebie. Zespoły w Ekstraklasie, które strzelają dwa gole na wyjeździe i prowadzą 2:0, nie powinny tak łatwo zostawiać punktów, a zdobyć przynajmniej jeden. A z naszej strony mikołajki trwają dalej... Myślę, że ta seria się skończy. Korona z jesieni jak strzelała jedną bramkę, to już nie dawała sobie nic wbić. Tu gdzieś zostały zachwiane proporcje - kończy Małkowski.
fot. Paweł Jańczyk (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze