My ich jeszcze zaskoczymy. Korony z Ekstraklasy się tak łatwo nie pozbędą
9 meczów rundy zasadniczej oraz 7 fazy dodatkowej. I koniec Ekstraklasy. Szybko, bo w połowie maja, co ma oczywiście związek z czerwcowym turniejem Euro 2016. Wszyscy mamy nadzieję, że do mistrzostw będziemy podchodzić w dobrych humorach, ale żeby tak się stało, Korona musi utrzymać się w lidze. Walka z degradacją czeka nas do końca. Bo choć żółto-czerwoni oczywiście wciąż mają szansę znaleźć się w „grupie mistrzowskiej”, to w taki scenariusz, niestety, nie wierzę.
Bez obaw, pesymistą też nie jestem. Ekstraklasa w Kielcach – o ile nie zdarzy się jakiś kataklizm – powinna zostać utrzymana. Nie obejdzie się pewnie bez nerwów, kryzysowych sytuacji i dużych wątpliwości co do dalszej przyszłości zespołu, ale do najgorszego raczej nie dojdzie. Raczej, bo w sporcie, a już zwłaszcza w przypadku Korony Kielce, niczego pewnym być nie można.
Wierchowcow – wzmocnienie?
Zimą i latem wszyscy kibice na powrót Ekstraklasy czekają z utęsknieniem, nadziejami, ale też obawami. No właśnie... Jeżeli miałbym wskazać, gdzie widzę największe zagrożenie dla pozytywnych wyników Korony, bez wahania postawiłbym na środek obrony.
Dlatego tak mocno ucieszyła mnie informacja dotycząca zakontraktowania Elhadji Pape Djibril Diawa. Bo to może być piłkarz, który doda sporo jakości nie tylko kieleckiej drużynie, ale całej lidze. Gdybym miał dziś – na podstawie dotychczasowej wiedzy – wybrać najlepszego partnera dla Radka Dejmka, byłby to właśnie Senegalczyk.
Może to niektórych zdziwić, mając w pamięci fakt zakontraktowania Dmitrija Wierchowcowa. 44-krotny reprezentant Białorusi powinien być tą postacią, która w godny sposób zastąpi znakomitego Macieja Wilusza (swoją drogą, po powrocie do Poznania, pierwszy mecz z Termaliką przesiedział na ławce… ta liga nie jest tak mocna, by mogła sobie pozwolić na to, by gracze tej klasy oglądali mecze z boku). Moim zdaniem – nie będzie. Może być za to niewypałem.
Świadczą o tym dosyć negatywne sygnały płynące z obozu żółto-czerwonych. Białorusin na treningach nie zachwyca. Potwierdzają to także mecze sparingowe. Nawet w skrótach tych spotkań – choć tu ocena oczywiście nie może być do końca miarodajna – widać spore problemy Wierchowcowa z ustawieniem się na boisku, podejściem pod rywala, asekuracją. Ktoś stwierdził, że Białorusin wygląda tak, jakby został na siłę wrzucony na pozycję stopera. Coś w tym jest.
Diaw z kolei w sparingach oraz w trakcie zajęć wewnętrznych Korony prezentował się bardzo dobrze. Potwierdzają to nawet jego nowi koledzy z boiska – zazwyczaj dosyć krytyczni. Wskazują, że Senegalczyk nieźle prezentuje się także z piłką przy nodze, nie bojąc się brać na siebie roli „pierwszego rozgrywającego”. A to dotąd było pewną bolączką żółto-czerwonych.
Tylko że to... tylko treningi. I tu rację muszę przyznać jednemu czytelnikowi CKsportu, który przestrzegł przed tym, że Diawowi może „siadać głowa” w meczach o punkty. Takie ryzyko istnieje, ale... Warto to sprawdzić w praktyce na boiskach Ekstraklasy.
Piękna "starość Zbycha"
Skoro mowa o defensywie, musi pojawić się słówko o bramkarzach. Nie mam wątpliwości, że tym pierwszym wciąż powinien być Zbigniew Małkowski. Mam nadzieję, że sztab szkoleniowy myśli podobnie.
Świetną robotę wykonała Korona TV, nagrywając trening kieleckich bramkarzy na obozie na Cyprze. Był to znakomity materiał do analizy – do zbadania, w jakiej formie są nasi golkiperzy. I chyba każdy, kto oglądał to dzieło, przyzna, że Małkowski imponował zwinnością, gibkością, chwytem, a nawet szybkością. Co, biorąc pod uwagę jego wiek, musi budzić podziw.
W skarbie kibica „Przeglądu Sportowego” to właśnie 38-latek został wskazany jako „ulubieniec publiczności”. Nieco mnie to zaskoczyło, ale... Właściwie sam nie wiem dlaczego. Bo Małkowski w istocie jest już ikoną Korony, która niemal zawsze zachowywała się wzorowo (poza sprawami ostatniego kontraktu – tu moim zdaniem daleko było do postawy fair play). Z nim na boisku żółto-czerwoni nabierają większego charakteru.
Poza tym cenię sobie piłkarzy, którzy pozostają ludźmi. Nie chodzą z głowami w chmurach, na nikogo nie patrzą z góry. Za to każdego utalentowanego zawodnika zawsze będę obdarzał najwyższym szacunkiem.
Słuszny ruch Markovicia
Vanja Marković wyjechał na testy do norweskiego Stromsgodset IF. Szybko spotkało się to z krytyką. Grzmią niektórzy, jak to można było do tego dopuścić, skoro kadra Korony wcale nie jest taka szeroka.
Zupełnie się z tym nie zgadzam. Dla Serba, ale też dla kieleckiej drużyny jest to znakomite rozwiązanie. Nie wolno patrzeć na szeroki skład, trzeba zwracać uwagę na poszczególne pozycje. A akurat w środku pola Marcin Brosz może narzekać na nadzwyczajny komfort. Prawdą jest, że Marković na chwilę obecną – po ciężkiej kontuzji – przegrywał rywalizację z Vlastimirem Jovanoviciem, Aleksandrsem Fertovsem, Rafałem Grzelakiem i nowym nabytkiem – Charlim Traffordem. Lepiej zatem, żeby ogrywał się gdzie indziej. A pierwsza liga norweska wydaje się ciekawym kierunkiem.
Pewnie inaczej podchodziłbym do tematu, gdyby ziścił się mój pomysł na zagospodarowanie Serba. Oglądając jego poczynania za najlepszych czasów w Koronie, pomyślałem, że Vanja byłby ciekawą alternatywą na środku obrony. Zapytany jednak o to przeze mnie, odparł, że oczywiście – zagrałby wszędzie, gdzie wystawiłby go trener, ale w defensywie czułby się fatalnie. Znacznie chętniej widziałby się na pozycji ofensywnego pomocnika.
A że z niewolnika nie ma pracownika – w tym przypadku niewolnika pozycji – to lepiej do tego nie dopuścić. Vanja – powodzenia w Norwegii i wracaj do nas w czerwcu mocniejszy.
Charlie z petardą w nodze
Wspomniałem o pozycji ofensywnego pomocnika? To tu ważne wtrącenie. Bo właśnie w takiej roli do Korony przychodził Trafford. Zimowe zgrupowania pokazały jednak, że Kanadyjczyk z polskim paszportem będzie wystawiany nieco z tyłu – w parze z Jovanoviciem. I z tego co wieść niesie, będzie to realne wzmocnienie składu.
Również w zakresie engelowskiej gry „na tak” - Trafford ma nieźle ułożoną nogę, przez co możemy spodziewać się sporej ilości uderzeń z dystansu. A przyznać trzeba, że dotąd było to sporym problemem żółto-czerwonego zespołu. Krótko mówiąc: nie było takiego, który potrafiłby huknąć z dalszej odległości, choć wiele razy się o to prosiło. Ostatnim takim zawodnikiem był chyba Kyryło Petrow.
Bardziej martwi mnie to, że na pozycji ofensywnego pomocnika wciąż brakuje brylującej postaci. Brosz postawił na Nabila Aankoura, który dostanie kolejną szansę – pewnie ostatnią – na potwierdzenie swoich umiejętności. Marcin Cebula, po perturbacjach kontraktowych, znów będzie tylko rezerwowym. Czy Aankour sobie poradzi? Skłamałbym, gdybym stwierdził, że jestem tego pewien.
Runda i... faza (finałowa) Pawłowskiego?
Mam za to przeczucie, że wiosna będzie należała do Bartłomieja Pawłowskiego. Po aklimatyzacji jesiennej – bo tak w sumie należy nazwać ten okres – oraz spokojnych treningach zimą, może to być człowiek dający dużą jakość Koronie w ataku.
Zgadzam się z poprzednikiem Brosza, Ryszardem Tarasiewiczem, który przekonywał, że schematy schematami, ale w grze ofensywnej największą wartością są indywidualne umiejętności. I ten drybling, tę technikę, tę swobodę w operowaniu piłką bez wątpienia Pawłowski posiada.
Z jego grą w drugiej części sezonu wiąże ogromne nadzieje. To zresztą dla niego bardzo ważna runda – pod względem indywidualnym. Jeżeli myśli o tym, żeby jego kariera była naprawdę wielka, to teraz odpalić wręcz musi. Z takim poparciem, z takim gwarantem bezpieczeństwa i zaufania płynącym od trenera powinien dać radę.
Bo to w sumie rozsądny chłopak, twardo stąpający po ziemi. I widać, że w Kielcach czuje się całkiem nieźle. Grzechem byłoby nie skorzystać z takich okoliczności.
Hiszpana nie przekreślam, ale...
Na koniec - napastnik. Pozycja przy której należy postawić największy znak zapytania.
Wiosnę w pierwszym składzie pewnie rozpocznie Airam Cabrera, ale jeżeli nie będzie dawał jakości drużynie, szybko może zostać zastąpiony Łukaszem Sekulskim. Michał Przybyła raczej będzie wykorzystywany epizodycznie, podobnie Przemysław Trytko (jeżeli jednak pozostanie w Kielcach).
Nie zaliczam się do grona tych, którzy nie wierzą w Hiszpana i przekreślają go jako zawodnika. Moim zdaniem piłkarz z niego jest całkiem niezły, ale mam obawy, czy jego styl (oraz warunki fizyczne, postura itp.) pasuje do kieleckiej drużyny. Temu zespołowi bardziej przydałby się ktoś mocny fizycznie, wysoki, potrafią uderzyć głową i przytrzymać futbolówkę.
Bo choćbyśmy bardzo tego nie chcieli, to pewnie częstym obrazkiem tej wiosny będą dalekie podania obrońców Korony do osamotnionego snajpera. Cabrera w takiej roli sobie na pewno nie poradzi. Miejmy nadzieję, że kielczanie jednak częściej będą starali się operować piłką po ziemi. Trudniejsze, ale analizując skład Korony pod względem warunków fizycznych, może być znacznie bardziej efektywne.
Uciekł przed ogniem – dwa razy
Boss.
Jakąś taką specyfiką Kielc jest to, że w ostatnich sezonach na trenerów narzekać nie możemy. Gdybym miał wskazywać wśród poprzedników Brosza tego, który był pomyłką, postawiłbym tylko na Pachetę. Choć i w jego przypadku znalazłbym sporo osób przy Ściegiennego, które za Hiszpana dałyby się pokroić.
Wciąż wracają do mnie głosy kolegi z Górnego Śląska, który przed sezonem przekonywał mnie, że mamy sporo szczęścia, iż Brosz (w jego opinii - najbardziej niedoceniany trener w lidze) trafił do Korony. I po półrocznym pobycie szkoleniowca w Kielcach, trudno nie przyznać mu racji.
Choć roboty tutaj łatwej absolutnie nie ma. Brosz miał dwa szczególnie ciężkie momenty na Kolporter Arenie. Oba związane oczywiście z transferami i utarczkami z zarządem klubu. Raz pożar udało się ugasić, sprowadzając Wilusza, Pawłowskiego oraz Cabrerę. Drugi po części też, bo w końcu, po długich bolączkach, drużynę zasilili Wierchowcow, Diaw, Rymaniak, Sekulski, a wcześniej Trafford. O komforcie dalej trudno mówić, ale sytuacja stała się choć odrobinę lepsza.
Brosz zasługuje na szacunek za to, co robi z drużyną (poza meczami na Kolporter Arenie – panowie, teraz musi być dużo lepiej), ale też za zachowanie w sprawach pozaboiskowych. Wielokrotnie opiekun Korony dał się poznać jako człowiek z klasą, podchodzący do ludzi z dużą sympatią i życzliwością. Mam wrażenie, że ten facet po prostu pasuje do świętokrzyskiego klimatu. Tym bardziej boleję nad tym, że zarząd nie ułatwia mu swoimi transferowymi ruchami pracy.
Szacunek jednak dla trenera za to, że wszystkie serialowe "trudne sprawy" załatwia w klubowych korytarzach, na zewnątrz okazując pełną lojalność wobec swoich pracodawców. Między innymi po tym można poznać ludzi godnych zaufania.
To o tyle zabawne – patrząc z dzisiejszej perspektywy – że Brosz został ściągany do Kielc w dość chaotyczny sposób, będąc swoistym kołem ratunkowym (i to nie pierwszym z brzegu), po tym jak posady nie mógł objąć Marcin Broniszewski. Oby taki fart przyświecał ludziom ze Ściegiennego również w kolejnych miesiącach.
Wasze komentarze