Kij: UMKS to nie tylko dobry obwód
- Ostatnio bardzo ciężko gra się Łukaszowi Pileckiemu. Właściwie w każdym meczu rywale „zakładają mu plaster”. Dzięki temu jednak otwierają się pozycje dla zawodników wysokich, co doskonale wykorzystują nasi rozgrywający – powiedział po wysokiej wygranej z MKS-em Limblach Limanowa trener UMKS-u, Grzegorz Kij.
Kij po meczu z MKS-em był bardzo zadowolony z postawy swoich podopiecznych. Po serii słabszych spotkań w hali przy Żytniej, UMKS wreszcie zdecydowanie pokonał rywala na własnym parkiecie. - Ta wygrana nas bardzo cieszy, bo jak na razie jest to nasze najwyższe zwycięstwo w tym sezonie. Dobry mecz na pozycji 4 i 5 rozegrali Wojciech Miernik i Rafał Gil. Także Łukasz Fąfara dołożył swoje punkty – ocenił rywalizację grający trener kieleckiego klubu.
Niedawna wygrana na wyjeździe z Cracovią oraz dzisiejszy sukces znacznie poprawiły morale w zespole UMKS-u. Szkoleniowiec kielczan podkreślił także, że coraz więcej zawodników bierze na siebie ciężar gry. - Te dwie ostatnie rywalizacje pokazały, że oprócz dobrego obwodu, mamy również skutecznych zawodników pod koszem. Na pewno teraz bardzo ciężko gra się Łukaszowi Pileckiemu, bo właściwie w każdym meczu rywale „zakładają mu plaster”. Dzięki temu jednak otwierają się pozycje dla zawodników wysokich, co doskonale wykorzystują nasi rozgrywający – powiedział Kij.
- Generalnie były to niezłe zawody. Chyba tylko początek czwartej partii był nie najlepszy w naszym wykonaniu. Ale wiadomo, mieliśmy wtedy 20 punktów przewagi. Goście zmniejszyli stratę do kilkunastu „oczek”. Zupełnie niepotrzebnie odpuściliśmy wtedy rywalom – przyznał trener UMKS-u.
Kielecka drużyna wciąż ma szansę na zajęcie miejsca w najlepszej czwórce ligi, które daje prawo do gry w play-offach. Aby jednak nadal liczyć się w walce o czołowe pozycje, UMKS musi w we wtorek w zaległym meczu wygrać z MCKiS-em Termo-Rex Jaworzno. - Najważniejsze jest teraz najbliższe spotkanie z drużyną z Jaworzna. Ta rywalizacja będzie wykładnią na co nas jeszcze stać w tym sezonie – zakończył Grzegorz Kij.
Wasze komentarze