Effector podjął rękawicę, ale ekipa Anastasiego za silna. Triumf gdańszczan w Kielcach
Kolejny wygrany set w wykonaniu Effectora Kielce. Niestety, to za mało by zgarnąć choćby jeden ligowy punkt, dlatego wciąż z „zerem” na koncie w tabeli PlusLigi są kieleccy siatkarzy. W sobotę Effector przegrał we własnej hali z wicemistrzem Polski, Lotosem Treflem Gdańsk 1:3, ale za ambitną postawę na boisku – oprócz pierwszego seta – gospodarze zasłużyli na słowa pochwały.
Na inaugurację ligi, w meczu ze Skrą Bełchatów, w kieleckiej Hali Legionów pojawiła się spora grupa kibiców siatkówki. Niestety, tym razem frekwencja zawiodła, a trybuny w wielu miejscach świeciły pustkami. Niektórym było trudno uwierzyć, że tak niewielkie zainteresowanie wzbudził fakt gry z wicemistrzem Polski.
Na boisku niespodzianki już nie było. Pierwszy set uwidocznił różnice między obiema drużynami. Lotos Trefl wystartował w mocnym tempie i już po chwili uzyskał prowadzenie siedmiopunktowe. To był zwiastun tego, że w tej partii nic dobrego dla gospodarzy nie może się wydarzyć. I rzeczywiście - goście dali pokaz skuteczności, a także doskonałej gry w obronie, dzięki czemu ten set zakończył się bardzo wysokim zwycięstwem zespołu z Gdańska 25:11. Effector miał bardzo niewiele do powiedzenia.
W drugiej partii wyglądało to już lepiej. Walka była wyrównana, drużyny punktowały w miarę solidarnie. Bardzo dobry fragment gry przeżywał Mateusz Bieniek, który w killku akcjach pokazał klasę światową. Nieźle spisywał się także Sławomir Jungiewicz. Niestety, od wyniku 11:11 rozpoczął się kolejny marsz Lotosu Trefla. Gdańszczanie odskoczyli na trzy punkty i już do końca seta nie pozwolili kielczanom zniwelować tej straty. Niemniej gospodarze walczyli do końca o korzystny wynik, czym zachęcili kibiców do większego dopingu. I za to anleży ich pochwalić.
Trzeci set był bardzo bliźniaczy. Gracze Dariusza Daszkiewicza, z większą wiarą we własne możliwości, walczyli z rywalami bardzo ambitnie. Nie przeraziło ich nawet trzypunktowe prowadzenie gości na „dzień dobry”, bo ta strata została szybko odrobiona. Znów fantastycznie na parkiecie prezentowali się Bieniek oraz Jungiewicz. Przy pomocy swoich kolegów, zdołali wyjść nawet na obiecujące prowadzenie – 15:13. I przez kilka minut je utrzymywali – 20:17. Wtedy jednak zaatakował Lotos Trefl. Kilka mocnych ataków i strata przyjezdnych wynosiła już tylko jeden punkt. A po chwili był remis – 22:22. I wtedy na parkiecie zrobiło się naprawdę gorąco. To była pasjonująca końcówka. Z wygraną Effectora! Jedną piłkę setową goście co prawda zdołali obronić, ale potem wobec ataku Jungiewicza byli już bezradni.
Czwarta partia i... powtórka z rozrywki. Znów od początku kibice oglądali pasjonujący, wyrównany pojedynek. Tym razem jednak tylko do wyniku 4:4. Potem przewagę mieli gdańszczanie. Raz większą, raz tylko jednopunktową, ale nie pozwolili kielczanom doprowadzić do wyrównania. Gdy tablica wyników pokazywała rezultat 11:16, wszystko zaczęło stawać się jasne. Siatkarze Daszkiewicza nie odpuszczali, ale też niewiele byli w stanie zrobić. Wicemistrzowi Polski pewnie kroczyli ku wygranej, choć absolutnie nie przychodziło im to z łatwością. Zespół Andrey Anastasiego bardzo mocno i skutecznie atakowali – to był klucz do wygranej 25:17 w tym secie i 3:1 w całym spotkaniu.
MVP spotkania został wybrany Damian Schulz (Lotos Trefl).
W następnej kolejce, Effector Kielce na wyjeździe zmierzy się z Łuczniczką Bydgoszcz - to spotkanie rozpocznie się w środę, 11 listopada o godz. 17.
Effector Kielce – Lotos Trefl Gdańsk 1:3 (11:25, 22:25, 25:23, 17:25)
Effector: Jungiewicz (18), Wierzbowski (1), Kędzierski (2), Takvam (8), Buchowski (3), Bieniek (17), Sobczak (libero) oraz Gontarewicz, Więckowski, Vitiuk i Maćkowiak
Lotos: Grzyb (6), Falaschi (4), Schulz (26), Schwarz (7), Ratajczak (7), Mika (22), Gacek (libero) oraz Stępień, Troy, Hebda i Dębski
Wasze komentarze