W obronie to był dramat. Vive przegrało z Pick Szeged na inaugurację Ligi Mistrzów
Zupełnie innej inauguracji nowego sezonu Ligi Mistrzów spodziewali się kibice Vive Tauronu Kielce. Drużyna Talanta Dujszebajewa niestety tegoroczne rozgrywki rozpoczęła od porażki. W niedzielę kielczanie nie poradzili sobie na wyjeździe z Pick Szeged i musieli uznać wyższość gospodarzy. Spotkanie zakończyło się wynikiem 31:30 i było to całkowicie zasłużone zwycięstwo Węgrów. Przede wszystkim Deana Bombaca, który na boisku wyczyniał prawdziwe cuda.
Kielecka drużyna do dzisiejszego starcia przystąpiła bez kontuzjowanych od dłuższego czasu Piotra Chrapkowskiego, Pawła Paczkowskiego oraz Mariusza Jurkiewicza. Uraz z gry wyeliminował także Mateusza Kusa.
Mecz od początku był bardzo wyrównany, a obie drużyny równie śmiało radziły sobie w ataku. Nieźle w zespole gości radził sobie Krzysztof Lijewski, dosyć pewny na rozegraniu był także Grzegorz Tkaczyk Pierwszy kwadrans trzeba ocenić nawet nieco na korzyść Vive, które to raz po raz wychodziło na skromne prowadzenie.
Wtedy jednak swoim zwyczajem Talant Dujszebajew dokonał znacznych zmian w składzie drużyny i... coś się zacięło. W ataku kielczanie mylili się w prosty sposób, w banalnych sytuacjach tracili piłkę. Najgorzej wyglądało to jednak w defensywie, gdzie chwilami gracze Pick wręcz ośmieszali mistrzów Polski. Mnóstwo swobody miał obrotowy tego zespołu, który kilkakrotnie stał zupełnie niepilnowany tuż przed Sławomirem Szmalem. I wykorzystywał to bezlitośnie.
Węgrzy utrzymywali 2-3 bramkowe prowadzenie aż do zakończenia pierwszej połowy. Co prawda w końcówce tej partii gracze Vive grali w przewadze, ale nawet tego faktu nie potrafili wykorzystać. W dodatku Pick zanotował wtedy jedno trafienie, a mógł nawet dwa, lecz świetnie w bramce w sytuacji sam na sam zachował się „Kasa”. I na przerwę goście z Kielc schodzili do szatni ze stratą trzech goli do rywali.
Dean Bombac – ten zawodnik był najjaśniejszym punktem gospodarzy w pierwszej połowie. I nic nie zmieniło się pod tym względem w drugiej partii. To właśnie on napędzał kolejne ataki drużyny z Szegedu, przez co przewaga Węgrów długo utrzymywała się na bezpiecznym dla nich poziomie. Co jednak gorsze – ona chwilami też się powiększała. W 38. minucie było już 23:17 dla Pick. Wtedy Bombac na swoim koncie miał zanotowanych 9 bramek...
Podopieczni Dujszebajewa próbowali wskoczyć na właściwy rytm gry, ale to wyraźnie nie był ich dzień. Kielczanie chwilami byli bezradni wobec bezlitosnych ataków Węgrów. A i w ataku ich postawa wciąż nie zachwycała oraz wymagała sporych poprawek. Bez wątpienia jednak wszystko, co złe, zaczynało się pod bramką strzeżoną przez Szmala i Marina Sego...
Przez kolejne minuty Pick utrzymywał przewagę 3-4 trafień. I spokojnie kontrolował przebieg wydarzeń na boisku, a wszystkim oczywiście rządził i dzielić Bombac. W zespole z Kielc ewidentnie brakowało takiego lidera, choć przy skutecznej zespołowości, nie byłby to tak duży kłopot. Problem w tym, że gra całego zespołu pozostawiała wiele do życzenia.
Mimo to, w 50. minucie Vive udało się zniwelować stratę do 2 bramek. Niestety, żółto-biało-niebiescy nie zdołali pójść za ciosem. Dość nierozważna gra w ataku sprawiła, że Węgrzy nie pozwolili gościom doprowadzić do wyrównania. I znów zrobiła się kilkubramkowa przewaga ekipy Picku, również za sprawą Piotra Wyszomirskiego, który pojawił się między słupkami, po czym obronił rzut karny.
W końcówce na parkiecie zrobił się jednak prawdziwy horror, bo kielczanie byli ponownie bliscy wyrównania. Ostatni atak Vive został jednak brutalnie przerwany ostrym faulem, a po wznowieniu gry Karol Bielecki nie zdołał przebić się przez węgierski mur. I w ten sposób zwycięstwo drużyny z Szeged - choć skromne - stało się faktem.
Kolejny mecz Vive w Lidze Mistrzów już w sobotę, gdy do Hali Legionów przyjedzie francuski Montpellier (początek godz. 16.15).
Pick Szeged – Vive Tauron Kielce 31:30 (17:14)
Pick: Sierra, Wyszomirski - Mindegia 1, Kallman 5, Dos Santos 4, Ilyes 2, Balogh 2, Bombac 11, Vranjes 3. Zubai 2, Ancsin 1.
Kary: 16 min.
Vive: Szmal, Sego - Jurecki 5, Aginagalde 6, Bielecki 2, Jachlewski 2, Strlek 3, Lijewski 4, Buntic 4, Cupic 2, Zorman 2.
Kary: 4 min.
Sponsor wyjazdu do Szeged:
Wasze komentarze
Remis na początek ligi nie był niestety przypadkowy. Graliśmy jakbśmy się widzieli na boisku pierwszy raz, albo jakbyśmy się nie chcieli widzieć. Nie czuję braterstwa w drużynie, nie czuję zęba, zadziora.
Brak Grabara bardzo widoczny. Musa też potrafił zagrzać się i przy okazji kolegów. Tak jak dawnymi czasy Rastko. My tymczasem każdego sezonu pozbywamy się zadziorów. Jeszcze niech puszczą Dzidziusia, Sławka...
Obawiam się, że rachunek na rynku transferowym pt "przyjął- oddał" nie pozwoli nam na wyjście z grupy. Obym się mylił. Ale wyglądało to tragicznie.
I jeszcze Grzesiek Tkaczyk. Wielki szacun za to co było, bo to wielki zawodnik. Ale dzisiaj to już nie to. Gdy wchodził Uros... rozgrywanie akcji miało sens. Wchodził Grzesiek i totalna dezorganizacja i przepychanie jeden na jeden...
Po reformie rozgrywek każdy wyjazd będzie bardzo trudny i trzeba się przygotować na ciężkie mecze. Nie będzie żadnych łatwych punktów. Każdy punkt trzeba będzie wyszarpać. Szkoda, że nie udało się przywieźć jakiegoś punktu z Węgier, ale nie ma się co łamać... sezon dopiero się rozpoczyna.
Cieszyć może tylko jedno, Bombac za 1-2 lata będzie wg mnie graczem światowej klasy.
Tkaczyk z kolei od analogicznego okresu nie reprezentuje niestety nawet poziomu płockiego. Może i robi atmosferę w szatni, ale 3 straty z rzędu i faul w ataku POD RZĄD w okolicy 50 minuty meczu zakrawają na sabotaż.
Kilka dni zamieściłem wpis o środku tabeli i nie zmieniam go.
Vive mialo sie wzmocnic, a widze, ze sie oslabilo i to znacznie. Szkoda, bo Grabar to jeden z najwiekszych walczakow w obronie na swiecie.
baca dzis polegla, veszprem remisuje, psg i metalrg w plecy
takie mecze paradoksalnie sa potrzebne