Trytko: Nigdy nie uważałem się za Messiego. Niech gwiżdżą
Aż trudno w to uwierzyć, ale od 12 grudnia ubiegłego roku na trafienie w rozgrywkach ekstraklasy czekał Przemysław Trytko. W końcu się udało, w meczu z Piastem Gliwice po świetnym podaniu Oliviera Kapo. – Bardzo się cieszę, że koniec końców wygraliśmy, bo dzięki temu ta bramka ma swoją pełnię – mówi zadowolony strzelec.
- Gdyby było inaczej, radość byłaby zdecydowanie mniejsza. Zrobiliśmy ważny krok ku utrzymaniu i to jest najważniejsze. Zobaczymy jak teraz inni pograją, ale przede wszystkim potem czekają nas kolejne duże wyzwania. Złapaliśmy oddech, ale to nie koniec. Wciąż nie mamy pewności, więc nie możemy założyć nóg do góry. Cały czas musimy być w „skipie”, w naprężeniu. Najlepiej byłoby wygrać dwa ostatnie mecze, nie patrzeć na innych i w ten sposób zapewnić sobie byt w ekstraklasie – dodaje „Tryto”.
O pełen optymizm – i tym samym spokój – jednak ciężko, bo trzeba pamiętać, że Korona zwycięstwo nad Piastem zapewniła sobie w doliczonym czasie gry. – No trochę tak było, że wyszarpaliśmy te trzy punkty. Mecz miał różne fazy. Po pierwszej połowie prowadziliśmy, ale Piast też miał swoje z gry. Po przerwie to gliwiczanie przeważali, ale potem my atakowaliśmy. Strzeliliśmy bramkę w dziwnych okolicznościach, ale... O to chodzi czasami. To jest piękno piłki, takie zwycięstwo sprawia, że emocje są ogromne, to w końcu wybucha i... Fajnie, że tak się skończyło – podkreśla napastnik Korony.
Czy ta bramka „przełamie” niemoc strzelecką Trytki? – Ja wierzę w swoje umiejętności i ten gol nic nie zmienił. Nie uważam się za Messiego, ale też nie mam o sobie najgorszego zdania. Gdybym nie strzelił, walczyłbym dalej. Ale miło, że w końcu wpadło, to na pewno ma znaczenie. Jestem napastnikiem i chcę strzelać jak najwięcej goli – przyznaje.
Trytko jednak z trybun nasłuchał się w piątek sporo – słów krytyki (łagodnie mówiąc) i gwizdów. Gdy jednak schodził z boiska, zmieniany przez Rafaela Porcellisa, żegnały go brawa. – No szkoda, że wtedy nie prowadziliśmy, bo bym stanął i posłuchał. Dla mnie sprawa jest prosta – kto chce klaskać, niech klaszcze, a kto gwizdać, niech sobie gwiżdże – przekonuje snajper złocisto-krwistych.
Wasze komentarze