Korona o jak najszybsze utrzymanie. Tarasiewicz: Każdy ma interes, żeby zwyciężyć w tym meczu
- Trzeba ten licznik punktowy nabić tak, żeby nie robić w imię ojca i syna w ostatniej kolejce – mówi Ryszard Tarasiewicz przed ostatnim spotkaniem Korony Kielce w rundzie zasadniczej – z Lechią Gdańsk. I wyjawia sytuację kadrową swojego zespołu: - Dejmek ma problemy z kolanem, a Kapo z plecami. Myślę jednak, że ich występy raczej nie stoją pod znakiem zapytania. Ale jeśli już, to bardziej Radka – wyjaśnia trener żółto-czerwonych.
W przypadku absencji Czecha wydaje się, że miejsce na lewej obronie zajmie Leandro, a jako stoper zagra Sylwestrzak . – Prawdopodobnie tak będzie – kwituje Tarasiewicz.
Kielczanom w starciu z gdańszczanami nie pomoże Nabil Aankour, który zanotował słabe kilkanaście minut w meczu z Wisłą Kraków. - Ja z nim rozmawiałem na ten temat. Wiedziałem, że miał uraz uda. Okazało się, że przed wejściem na boisko wszystko było dobrze, a po dwóch-trzech sprintach ta kontuzja mu się odnowiła. On teraz przez kilka, kilkanaście dni nie będzie brał udziału w zajęciach – mówi szkoleniowiec „złocisto-krwistych”.
Trener kieleckiego zespołu nie zdradził, kto zagra na szpicy – Przemysław Trytko czy Rafael Porcellis. - Uważam, że jeden i drugi zagrali poprawnie. Sądzę, że „Tryto” w swojej sytuacji powinien strzelać, a nie podawać. Walczył jednak jak mógł, tak samo Porcellis. Absorbował rywali, chciał pomóc zespołowi – opisuje Tarasiewicz.
Do pojedynku z Lechią kielczanie przystąpią trzy dni po starciu z Wisłą. - Włożyliśmy dużo więcej wysiłku w to spotkanie niż nasz jutrzejszy przeciwnik w swoje [wygrane 2:0 z Górnikiem Łęczna – red.]. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o nasz zespół, bazą jest dobra dyspozycja motoryczna. Mam nadzieję, a nawet jestem przekonany, że pod tym względem wyglądamy dobrze – nie ma wątpliwości szkoleniowiec „złocisto-krwistych”.
Ekipa z Gdańska walczy o pierwszą ósemkę, drużyna z Kielc natomiast o jak największy dorobek punktowy przed walką w grupie spadkowej. - Tak dla Lechii, jak i dla Korony te punkty są bardzo ważne. Każdy ma interes, żeby zwyciężyć w tym meczu – sądzi trener kielczan.
Ocenił on także pojedynek z krakowską Wisłą: - Uważam, że nie ma się czego wstydzić. Na pewno byliśmy lekko rozczarowani, bo oglądając jeszcze raz ten mecz na spokojnie uważam, że Wisła żadnej czystej sytuacji sobie nie stworzyła. My mieliśmy okazje Trytki i Kapo.
- Byliśmy bliżej strzelenia bramek w łatwiejszy sposób. Pod koniec graliśmy jednym zawodnikiem w środku pola, a i „Jova” [Vlastimir Jovanović – red.] był nastawiony bardziej ofensywnie. Wisła nie stworzyła sobie sytuacji, a kluczowa była strata drugiej bramki zaraz po przerwie. Mogliśmy tego uniknąć, odpowiedzialnych jest za to trzech zawodników – kontynuuje Tarasiewicz.
I dodaje: - Gdyby ten rezultat 1:0 utrzymał się do sytuacji, w której – moim zdaniem – powinna być czerwona kartka dla Sadloka i rzut karny, potoczyłoby się to inaczej. Generalnie jest sporo pozytywów, a jutro musimy wykorzystywać swoje okazje i grać z wiarą w zwycięstwo.
Żółto-czerwoni walczą teraz o zapewnienie sobie ligowego bytu. - Mamy przewagę czterech meczów u siebie. Mając jednak chociaż dwa punkty więcej, spotkanie z Lechią mogłoby być decydujące – kwituje trener Korony.
Szkoleniowiec żółto-czerwonych przedstawia plan swojej drużyny na najbliższe spotkania: - Chcemy sobie zapewnić jak najszybciej utrzymanie i budować ten zespół. Nie mogę mówić, że ja to będę robił, bo mam kontrakt do czerwca –twierdzi.
- Przede wszystkim trzeba myśleć o przyszłości klubu. Szkoda, żeby tutaj nie walczyć o wyższe cele. Naprawdę. Tyle – kończy Tarasiewicz.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze