Bieg w końcu załapał. I tylko ten początek… Siódemka tym razem nieszczęśliwa
Lipiec i sierpień to z reguły miesiące kojarzące się pozytywnie, ale na pewno nie w kontekście wspomnień związanych z Koroną w obecnym sezonie. Drużyna prezentowała się wtedy tragicznie, przegrywała mecz za meczem i po siedmiu kolejkach T-Mobile Ekstraklasy sięgnęła dna. Dna, bo jak inaczej nazwać jeden punkt zdobyty w siedmiu meczach i ostatnie miejsce w ligowej tabeli? Tylko i wyłącznie głębokim dnem.
Po wstydliwych porażkach z Legią (a raczej młodą Legią, i to 0:2) oraz Jagiellonią (0:3) głosy rozprawiające nad smętnym losem kieleckiego klubu w obecnym sezonie były już jak najbardziej na miejscu. Spokój zachowywali jednak piłkarze, podkreślając, że odpowiedzialność spoczywa na ich barkach, nie uciekając od niej i w żaden sposób nie zastawiając się osobą trenera Ryszarda Tarasiewicza. Spokój zachował też prezes Marek Paprocki, nie podejmując wówczas pochopnych ruchów – i za to wielkie brawa!
A sam szkoleniowiec? Chyba na każdej konferencji powtarzał jak mantrę: - Tej drużynie potrzebna jest seria meczów może nie wygranych, ale bez porażki. Seria, nie pojedyncze spotkania.
Po okresie wstydu przyszedł okres kratki: zwycięstwo z Podbeskidziem, porażka ze Śląskiem, zwycięstwo z Piastem, porażka z Górnikiem Łęczna. Szczególnie po pojedynku z beniaminkiem każdy miał chyba dosyć: piłka ręczna w wykonaniu Radka Dejmka i Moussy Ouattary przekroczyła wszelkie granice dobrego smaku.
Jakiś tam zalążek Korony, która nie przegrywa wszystkiego co się da jednak powstał. A z trybun i ławki powstał też Olivier Kapo. Francuz zaczął grać regularnie od zremisowanego 2:2 meczu z Lechem Poznań na Kolporter Arenie. Kreator z głośnym nazwiskiem spiął klamrą sukcesy kielczan w kolejnych spotkaniach: z Ruchem, Wisłą, Lechią, Zawiszą (no dobra, tutaj sukces był średni) i Bełchatowem. Inna sprawa, że od potyczki w Łęcznej ekstraklasowej murawy po dziś dzień nie powąchał Ouattara…
Każda passa ma jednak swój koniec. Akceptowalna porażka 0:2 po walce w Szczecinie i absolutnie żenujący występ z Cracovią zakończony przegraną 1:2 na własnym stadionie sprawiły, że żółto-czerwoni nie udali się na przerwę zimową w najlepszych humorach. Jak niewiele złego może przyćmić spory okres dobrej postawy…
Grudniowo-styczniowe zawirowania w klubie – wiadomo, tego nikomu nie trzeba przypominać. Przypominać na wiosnę zaczęli jednak piłkarze. I to nie przejścia finansowe klubu, a swoje słowa, że skupiają się na treningu i starają się nie patrzeć na polityczne decyzje. Chyba wypada im uwierzyć: znowu przemawiają fakty, bo dobre wyniki nie biorą się przecież znikąd.
Wyciągając średnią ocenę wszystkich nowych nabytków Korony z minionego lata można stwierdzić, że okazały się one przeciętne. Inaczej było zimą. Doświadczony reprezentant Łotwy Aleksandrs Fertovs, świetnie wkomponowany na początku w drugą linię Lukas Klemenz, czy szybki, ambitny i po prostu – ponadprzeciętny Luis Carlos – te transfery okazały się naprawdę celne.
Beznadziejne siedem pierwszych kolejek. Powolne rozpędzanie, ale – co najważniejsze – załapanie odpowiedniego biegu. Tak póki co wygląda sezon w wykonaniu Korony. Co by było, gdyby nie ten lipiec i sierpień? Walka o podium po rundzie zasadniczej, a nie dryfowanie pomiędzy strefą spadkową a grupą mistrzowską? Gdybać można…
Oby apogeum formy było dopiero przed kielczanami! Miesiące, w których są wakacje już za nami.
Tabela pobrana z serwisu 90minut.pl. Przedstawia klasyfikację za okres od 8. do 25. kolejki T-Mobile Ekstraklasy, a więc od pierwszego zwycięstwa Korony w obecnym sezonie (2:1 z Podbeskidziem) po wygraną z Piastem w minionej serii spotkań.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze