Nieudany początek roku dla piłkarzy ręcznych Politechniki
Piłkarze ręczni AZS-u Politechniki Świętokrzyskiej, po kilkutygodniowej przerwie, wznowili rozgrywki. Niestety, nasi zawodnicy przegrali oba styczniowe mecze – najpierw z Wandą Kraków, potem derby regionu z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Jak wyglądały te spotkania?
WANDA Kraków – AZS Politechnika Świętokrzyska 30:23 (15:9)
Politechnika: Paweł Smagór, Adrian Godzwon – Zygmunt Kamys, Mateusz Styrna 2, Jakub Zdrojkowski 2, Marcin Sitarski, Piotr Lenty 1, Michał Kwieciński 3, Dominik Pluciński 3, Piotr Banach 3, Marcin Rutecki 1, Łukasz Kurek, Maciej Rączka 3, Jarosław Kuraś 1, Szymon Żaba-Żabiński, Marek Glita 4.
Rundę rewanżową w rozgrywkach drugoligowych zespół AZS-u Politechniki Świętokrzyskiej rozpoczął spotkaniem wyjazdowym z drużyną Wandy Kraków. Optymistycznym scenariuszem na powrót do rozgrywek było oczywiście zwycięstwo, tak jak to miało miejsce w I rundzie w Kielcach, gdzie Akademicy rozprawili się z Krakowianami 21:15. Wygrana przedłużyłaby serię meczów bez porażki do 4 z rzędu. Ostatnie 3 wygrane, jeszcze w rundzie jesiennej, przyczyniły się bezapelacyjnie do zajmowania 4 miejsca w tabeli II ligi po I rundzie.
Początek sobotniego pojedynku już pokazał, że łatwo o punkty dla AZS-u nie będzie. Kłopoty z rozgrywaniem ataku powodowały, że to gospodarze odskoczyli na kilka bramek różnicy 6:2 w 10. minucie m.in. poprzez wykorzystywanie gry z kontry. Pomimo wziętego czasu przez trenera Pawła Sieczkę, gracze Politechniki nadal nie mogli odpowiedni wejść w mecz. Obrona, na ogół mocny punkt kielczan, zagrała poniżej swojego poziomu (druga obrona w lidze po 10 kolejce). Za łatwo defensywa pozwalała rywalom na dochodzenie do pozycji rzutowych oraz zbyt łatwo przegrywała akcje 1x1. Rozgrywanie akcji w ataku było często zbyt powolne, bez tempa i ospałe. Kilka niedokładnych podań, zbyt prostych strat oraz kilka oddanych rzutów z nieprzygotowanych pozycji spowodowało, że krakowianie powiększali przewagę i na przerwę schodzili wygrywając 15:9.
Kilka męskich słów w przerwie i nakreślonych uwag trenera AZ-Su odmieniło początek drugiej części gry. Tak jak zespół Reprezentacji Polski w spotkaniu z Rosją (oczywiście w odpowiednim relatywizmie tego porównania), tak drużyna Politechniki wyszła skoncentrowana, naładowana pozytywną energią, z wiarą że można odwrócić losy meczu i z nastawieniem na szybszą grę, na bieganie ile tylko organizm podoła.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 40. minucie meczu na tablicy świetlnej widniał wynik 16:15 dla gospodarzy. Kibice przecierali oczy ze zdumienia, gdy prowadzenie Wandy stopniało tylko do 1 bramki. Kielczanie w tym momencie grali z pełnym zaangażowaniem i ofiarnością w obronie. Natomiast w ofensywie podkręcili tempo swoich akcji i rozruszali się, biegając dużo do kontr, zarówno w pierwsze, jak i drugie tempo. Jednak Wanda tak łatwo nie poddała się. Po chwili przestoju zaczęła pomału wracać do gry. Akademicy po 10 minutach drugiej części spotkania, gdzie gra była szybka i dynamiczna, złapali zadyszkę, którą wykorzystali zawodnicy z Krakowa dorzucając kilka bramek i wychodząc na kilkubramkowe prowadzenie. Po tym przestoju Politechnika już straciła tą wiarę, z którą wychodziła na parkiet po przerwie. Zeszło powietrze z zawodników kieleckich i już nie potrafili wejść w tą pozytywną grę, jaką zaprezentowali zaraz po przerwie. Ostatecznie AZS musiał przełknąć gorycz porażki w pierwszym meczu II rundy przegrywając z Wandą 23:30.
Patrząc na cały mecz, to zwycięstwo krakowian było zasłużone. Politechnika popełniła w całym meczu zbyt dużo prostych strat, niedokładnych podań i błędów, co wykorzystywali zawodnicy Wandy, grający na wysokim procencie skuteczności. Za dużo było stagnacji w ataku, braku ruchu, a rozgrywanie akcji odbywało się za daleko od linii obrony. Defensywa również nie była doskonała, bo momentami spóźniona i za mało agresywna. Czasami nie funkcjonowało przesuwanie i wzajemna pomoc, jak i gra 1x1. Widać, że to początek rundy, bo kielczanie jeszcze nie wyczuwają gry, brakuje również czucia piłki, oraz wzajemnego komunikowania się i pomocy od kolegów w obronie.
AZS Politechnika Świętokrzyska – KSZO Ostrowiec Świętokrzyski 31:42 (17:20)
Politechnika: Paweł Smagór, Adrian Godzwon – Zygmunt Kamys 4, Maciej Rączka 1, Jakub Zdrojkowski 7, Marcin Sitarski, Piotr Lenty 4, Michał Kwieciński 3, Dominik Pluciński 1, Dominik Nowakowski 2, Piotr Banach 1, Marcin Rutecki , Łukasz Kurek, Jarosław Kuraś, Szymon Żaba-Żabiński, Marek Glita 8, Rafał Nowak..
Derbowy mecz województwa pomiędzy kielczanami a zespołem wicelidera II ligi zapowiadał się bardzo interesująco. Goście nastawieni w tym sezonie na awans do I ligi, po wysokim zwycięstwie 48:32 w I kolejce rundy rewanżowej nad innym kieleckim zespołem – Vive II, mieli apetyty na kolejne 2 punkty dopisane do ligowej tabeli. Z kolei za Akademikami przemawiały statystyki, na 7 meczów w drugoligowych rozgrywkach pomiędzy obiema ekipami odnotowano 5 zwycięstw Politechniki, 1 remis i 1 zwycięstwo KSZO, a na swoim parkiecie AZS jeszcze z Ostrowcem nie przegrał. Weryfikacja założeń obu drużyn rozpoczęła się o 15.00 na Hali Politechniki Świętokrzyskiej w minioną sobotę.
Początek spotkania był wyrównany, wzajemne badanie swoich sił w obronie i w ataku, z tym że było widać u drużyny gości „chęci” do szybkiej gry z kontry. Do 9 minuty wynik oscylował wokół remisu. Wtedy nastąpił przełomowy moment pierwszej połowy, mianowicie przez 3 minuty Akademicy dali sobie rzucić 5 bramek z rzędu (!), przede wszystkim z kontr bezpośrednich, które były wynikiem prostych strat piłki w ataku. Akademicy nie potrafili dobrze skonstruować ataku pozycyjnego, a goście umiejętnie to wykorzystywali. Po chwili przestoju AZS wrócił do gry, która przypominała początek spotkania. W 22. minucie goście objęli najwyższe prowadzenie w meczu, bo aż 7 bramkami (17:10). Wtedy w końcu Politechnika zaskoczyła, podkręciła tempo, grała dobrze zarówno w obronie, jak i w ataku i w przeciągu 4 minut dorzuciła 4 bramki, nie tracąc żadnej. Mecz poniekąd zaczął się od nowa – bo KSZO zdeprymowane stratą wysokiego prowadzenia, ponownie chciało odskoczyć drużynie z Kielc, ale AZS zaczął grać na swoim przyzwoitym poziomie, do którego dążył od początku zawodów. Do końca pierwszej połowy różnica bramkowa się nie zmieniła, i na przerwę goście schodzili prowadząc 20:17.
Obraz pierwszej połowy, nawet dla osób nie związanych z piłką ręczną, był dla wszystkich jednakowy. Najsilniejszym akcentem tej części meczu był skuteczny kontratak KSZO, z którego zdobyli goście ponad 10 bramek. Natomiast jeśli chodzi o AZS, to momentami ich gra przypominała „bicie głową w mur”. Okazje do zdobycia bramek w ataku pozycyjnym kieleccy szczypiorniści mieli, jednak często albo trafiali na skuteczny blok obrońców, albo dobrze interweniującego bramkarza. Jednakże, różnica 3 bramek była spokojnie do odrobienia, i z takim właśnie nastawieniem wyszli kielczanie na drugą część zawodów.
Boisko szybko zweryfikowało plany Akademików. Mianowicie przez pierwsze 7 minut drugiej odsłony meczu nie rzucili oni żadnej bramki, a pozwolili gościom na dorzucenie czterech. Mimo chęci i zaangażowania, nie udało się kielczanom sforsować defensywy ostrowieckiej. Natomiast w obronie na ogół Akademicy nie zdążali się ustawić, a wykluczenia dwuminutowe spowodowały, że to Ostrowiec powiększył swoją przewagę do 7 bramek (24:17 w 37. minucie). W 40. minucie AZS przegrywał już 19:28, a ich niemoc w ataku trwała dalej. Kolejne 10 minut to znowu wyrównany fragment zawodów i gra bramka za bramkę, aż do 49. minuty i stanu 25:33. Kolejna seria czterech rzuconych bramek przez zespół z Ostrowca przygasiła nadzieję na korzystny rezultat dla gospodarzy, a goście w tym momencie uzyskali najwyższe, bo dwunastobramkowe prowadzenie w meczu (37:25 w 52 min.). Ostatni fragment widowiska to ponowne wyrównanie się poziomu meczu. I ostatecznie to przyjezdni po raz pierwszy w historii drugoligowych potyczek z Akademikami wygrali w Hali Politechniki aż 42”31.
Jakąkolwiek diagnozę porażki, można postawić bardzo szybko – grą z kontry KSZO ustawił i kontrolował mecz. Jak goście musieli kreować grę w ataku pozycyjnym, to mieli z tym pewne problemy i nie tak łatwo zdobywali bramki. Jednak nie zawsze kielczanie mieli szanse ustawić się do tej defensywy. Inną sprawą jest atak AZS-u, gdzie nadal tracą kieleccy zawodnicy sporo piłek, m.in. poprzez niedokładne podania, a w tym meczu również, w wyniku bloków rywali. Ofensywa wyglądała żywiej niż w poprzednim meczu w Krakowie z Wandą, ale jeszcze to jest za mało jak na drugoligowe zmagania. Teraz dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach, która na pewno spowoduje, że Politechnika popracuje nad mankamentami w swojej grze, i wreszcie wróci na właściwe tory i dojdzie do swojej optymalnej formy, jaką prezentowała na koniec poprzedniej rundy. A w następnym meczu, z Juvenią w Rzeszowie, będzie mogła zademonstrować swoje lepsze oblicze.