Nie ma co mówić, że sędzia, że brakło szczęścia... Legia wygrała zasłużenie
Korona Kielce po trzech zwycięstwach z rzędu przegrała na terenie mistrza Polski z Legią Warszawa. 0:3. To nie był udany mecz piłkarzy Gino Letieriego. - Nie ma co mówić, że sędzia, że brakło nam szczęścia... Legia wygrała dziś zasłużenie. Ten mecz kiepsko się dla nas ułożył. Kiedy graliśmy w dziesięciu graliśmy lepiej, agresywniej, stwarzaliśmy sobie więcej sytuacji. Było widać, że chcemy odrobić wynik, albo chociaż strzelić bramkę kontaktową. To taki jedyny plus tego spotkania - mówi na gorąco Bartosz Rymaniak, kapitan Korony.
Najtrudniejszy moment? - Bramka do szatni, bez dwóch zdań. Kiedy dostaje się takiego "dzwona" w końcówce pierwszej połowy, znowu traci się koncentrację. Dzisiaj znów straciliśmy obie bramki w podobny sposób. Wiedzieliśmy, że musimy jak najdłużej utrzymać wynik 0:0, a jeśli pierwsi byśmy strzelili tutaj bramkę, to byłoby na pewno łatwiej. Kiepsko potoczył się dla nas ten mecz. Szybko straciliśmy gola, choć potem mieliśmy naprawdę doskonałą sytuację, aby wyrównać. W meczu z Górnikiem pewnie by to wpadło, bo wtedy wychodziło nam wszystko, a dziś trzeba przyznać, że pierwsza połowa była po prostu słaba w naszym wykonaniu - przyznaje prawy obrońca.
REKLAMA
- To co pokazywaliśmy w poprzednich spotkaniach, dzisiaj nie funkcjonowało. Trzeba to przeanalizować i wyciągnąć wnioski z tej pierwszej połowy meczu. Druga - pomimo, że praktycznie przez 40 minut graliśmy w dziesięciu - była lepsza w naszym wykonaniu. Stwarzaliśmy sobie więcej akcji, graliśmy agresywniej. Było widać, że walczymy i chcemy odrobić ten niekorzystny już wynik. To taki jedyny plus z tego spotkania - podkreśla.
Trener Gino Letteri szybko reagował na to, co działo się na boisku i jeszcze w pierwszej połowie dokonał pierwszej zmiany, ściągając z boiska Jakuba Żubrowskiego, który był już na pograniczu czerwonej kartki. - Może ta kartka była trochę niepotrzebna... Kuba zawsze daje zespołowi w odbiorze i raz po tej żółtej kartce wchodził niebezpiecznie, było spore ryzyko, że może tego meczu nie dokończyć. Nie chcę oceniać pracy sędziego, choć ta kartka była mocno wątpliwa - mówi 28-letni zawodnik.
Kontrowersji wywołała także czerwona kartka Ivana Marqueza, jaką Hiszpan obejrzał w 51. minucie za faul na Michale Kucharczyku tuż przed polem karnym Korony. - Widziałem, że był kontakt, tutaj nie ma dwóch zdań. Choć ta piłka nie ścinała do środka, nie szła w światło bramki, a uciekała na zewnątrz. Był przecież jeszcze Djibril, Matthias mógł skrócić kąt... Według mnie to nie była sytuacja stuprocentowa, ale sędzia podjął taką decyzję. Moim zdaniem żółta kartka byłaby wystarczająca - twierdzi "Ryman".
I zaznacza: - Przede wszystkim my sami musimy się uderzyć w pierś. Byliśmy troszeczkę za daleko, pozwalaliśmy Legii kreować grę i to było kluczem w dzisiejszym spotkaniu. Ale nie załamujemy się, jesteśmy ambitni. Przed meczem na pewno każdy liczył na coś więcej i to nastawienie było widać u zawodników. Chcieliśmy tę passę kontynuować, ale takie mecze na Legii to jest taka wizytówka dla każdego zawodnika, jeżeli zagra dobrze. My przegraliśmy i można powiedzieć, że nic się nie stało, ale tak do końca nie jest.
- Cały czas pracujemy, aby tą naszą regularną grę powtarzać. Po trzech dobrych meczach dzisiaj musimy uznać wyższość rywala. Słowa uznania dla zespołu, że walczyliśmy do końca. Przegrywaliśmy 2:0, potem 3:0, ale do samego końca jeździliśmy na tyłkach. Tak to powinno wyglądać od pierwszej minuty - podkreśla kapitan Korony.
- Przeważnie tak jest, że gdy gra się w dziesięciu, to trzeba z siebie wykrzesać jeszcze więcej. W głowie ma się to, że jednym niepotrzebnym zagraniem można bardzo skomplikować sobie mecz i się po prostu skompromitować. Dzisiaj każdy o tym pamiętał i walczył na sto procent po stracie zawodnika. Tak to powinno wyglądać od początku, a Legia - moim zdaniem - wygrała jak najbardziej zasłużenie. Nie ma co mówić, że sędzia, że brakło szczęścia... Szczęście jest w jednym meczu, a w innym może go nie być i trzeba robić wszystko, aby ono jak najmniej pomagało i więcej kreować sobie z gry. Dziś nie stworzyliśmy ich na tyle, aby wywieźć stąd chociażby jeden punkt - zaznacza.
Porażka z Legią sprawia, że warszawiacy odskakują od żółto-czerwonych na cztery "oczka". Korona jest czwarta i traci trzy punkty do trzeciej Jagiellonii Białystok. Za tydzień piłkarze Gino Lettieriego grają na własnym stadionie z płocką Wisłą.
- Życie toczy się dalej. Nie róbmy tragedii, przegraliśmy z mistrzem Polski. Mamy nadzieję, że w sobotę damy kibicom wiele radości, a oni licznie przyjdą na stadion nam pomóc. W tym sezonie wciąż możemy osiągnąć naprawdę fajny wynik - podsumowuje Rymaniak.
fot: Anna Benicewicz-Miazga
Partner relacji z meczu Legia - Korona
Wasze komentarze
Jeśli Legia potrafiła przegrać dwumecz z jakąś drużyną półamatorów z Luksemburga, a Koroną z Kielc rozbiła 3:0, to kim są piłkarze z Kielc? Amatorami? Chyba nie, bo to było by zrobienie przykrości amatorom grającym dla przyjemności.
Masz coś między uszami?
Chyba tylko wiatr ci tam hula.