Ten wynik to nie katastrofa. To cenny punkt zdobyty na trudnym terenie
W ekstremalnie mroźnych warunkach Korona Kielce zremisowała z Wisłą Kraków 1:1. - Wiadomo, jakie były okoliczności tego spotkania. W samej końcówce broniliśmy się tylko w dziesięciu, a Wisła miała sytuacje, po których mogła trafić drugą bramkę. My również mieliśmy jedną okazję, już w doliczonym czasie gry. Ale gdyby to wpadło, to naszego szczęścia byłoby już za wiele - mówi po spotkaniu z "Białą Gwiazdą" Bartosz Rymaniak, obrońca Korony Kielce.
- Wisła stworzyła sobie dzisiaj więcej sytuacji. Musimy szanować ten punkt, bo nie zdobyliśmy go łatwo. Ale cieszymy się, bo to nasz kolejny mecz bez porażki, w dodatku na wyjeździe. Za trzy dni czeka nas kolejne starcie, tym razem przed własną publicznością. Będziemy mogli się delikatnie zrehabilitować - ale tylko delikatnie, bo ten wynik to nie jest jakaś katastrofa. To cenny punkt, zdobyty na trudnym terenie - podkreśla "Ryman".
REKLAMA
Kielczanie mimo wszystko mogą czuć niedosyt. Prawdziwym bohaterem żółto-czerwonych był znów Zlatan Alomerović, który zachował czujność i koncentrację do samego końca spotkania i w końcówce meczu uchronił Koronę od straty drugiej bramki. W pierwszej połowie obronił także - już w drugim meczu z rzędu - rzut karny, tym razem egzekwowany przez Carlitosa. To jednak nie wystarczyło, ponieważ w kolejnej akcji duży błąd popełniła kielecka defensywa. W pole karne Korony wpadł z piłką Pol Llonch, zakręcił obrońcami, a całą akcję precyzyjnym strzałem sfinalizował Jesus Imaz. W ten sposób Wisła doprowadziła do wyrównania.
- Zlatan niesmowicie obronił tę "jedenastkę". My, jako doświadczony zespół, powinniśmy spokojnie utrzymać to jednobramkowe prowadzenie do przerwy, wybijać Wisłę z rytmu. Ale trzeba przyznać, że warunki dziś również nie pomagały, bo ciężko było się utrzymać na nogach. Nie możemy jednak wyłącznie na to zwalać winy. Murawa była taka sama zarówno dla nas, jak i dla rywali. Można powiedzieć, że cieszymy się z tych punktów - wyjaśnia wicekapitan Korony.
Trener Gino Lettieri już w przerwie meczu dokonał dwóch roszad personalnych. Zmianie uległo także ustawienie drużyny. Od 46. minuty kielczanie grali trójką obrońców, z dwoma wahadłowymi. Sytuację skomplikowała jednak czerwona kartka Djibrila Diawa. Kiedy Senegalczyk wyleciał piętnaście minut przed końcem meczu z boiska, cel był jeden: utrzymać wynik do końca. Włoski szkoleniowiec po raz kolejny zmienił ustawienie defensywy: w końcówce Korona broniła w systemie z jednym głęboko cofniętym defensorem i trójką obrońców grającą tuż przed nim.
- Nigdy tego nie ćwiczyliśmy - mówi Rymaniak - Dzisiaj taka była sytuacja, że w pierwszej połowie mieliśmy duże problemy z trójką ofensywnych piłkarzy Wisły. Stąd ta zmiana, aby grać "jeden na jeden" i "Malar" z tyłu, który miał to wszystko asekurować. Była to dla nas nowość, ale najważniejsze, że wywozimy z Krakowa cenny punkt - dodaje.
Do ostatniej chwili nie było tak naprawdę wiadomo, czy ten mecz się odbędzie. Wisła zabiegała o przełożenie spotkania na inny termin, ale ostateczna decyzja delegata PZPN była jednoznacza: gramy. Czy przedmeczowe zamieszanie miało jakiś wpływ na przygotowania Koroniarzy do tego meczu? - Dochodziły do nas słuchy, ale w ogóle nie miało to na nas żadnego wpływu. Chcieliśmy ten mecz zagrać. Gdyby nie ten padający śnieg, wszystko byłoby OK. Na początku boisko wyglądało świetnie, ale z czasem warunki atmosferyczne się popsuły i to skutkowało tym, że płyta wyglądała gorzej. Ale wydaje mi się, że przed spotkaniem wszystko było gotowe do tego, aby ten mecz się odbył. Tak też się stało - podsumowuje Rymaniak.
fot. Krzysztof Porębski / PressFocus
Wasze komentarze
Pozdrawiam wszystkich prawdziwych sympatykow Korony Kielce.
Czy doznał jakiejs kontuzji?
Brawo za walkę w tych anormalnych warunkach.
trudny mecz widziałem jak zagrali z górnikiem i również remis będzie dobrym wynikiem.