Każdy będzie miał czas, by przemyśleć, co dziś się wydarzyło
- Wiedzieliśmy, że będzie to ciężki mecz oraz jakie elementy mogą zdecydować o tym, że Arka nam zagrozi. To wszystko dzisiaj się sprawdziło. Szkoda, bo w pierwszej połowie mieliśmy kilka naprawdę dobrych sytuacji do tego, aby strzelić bramkę. Myślę, że gdybyśmy zrobili to jako pierwsi, to ten mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej - mówi po sobotniej porażce z Arką Gdynia obrońca Korony Kielce, Bartosz Rymaniak.
- Nasza gra w pierwszej połowie nie wyglądała źle. Długo utrzymywaliśmy się przy piłce, cierpliwie budowaliśmy akcje i w ten sposób stwarzaliśmy sobie sytuacje. To było OK. Ale zaważyły momenty zawieszenia po stracie piłki, po których Arka korzystała ze swoje najmocniejszej broni, czyli kontrataków, czy dalekich wrzutów z autu. W przerwie zwracaliśmy uwagę na to, aby szybko dobrze wejść w tą drugą połowę, a za chwilę dostajemy "gonga" po rykoszecie z rzutu wolnego... Znowu zabrakło nam szczęścia. O ile przy pierwszej bramce dla Arki można jasno mówić o naszym błędzie, to tutaj zdecydowanie był to pech. Dziś nic nam nie chciało wpaść. Wydaje mi się, że gdybyśmy grali 120 minut, to i tak nic by to nie zmieniło - tłumaczy wicekapitan kieleckiego zespołu.
REKLAMA
Kielczanie dobrze rozpoczęli mecz. Długo utrzymywali się przy piłce, kreowali liczne sytuacje podbramkowe, ale zawodziła skuteczność. Najlepszą z nich pod koniec pierwszej połowy zmarnował Elia Soriano, którego kapitalnym podaniem z własnej połowy uruchomił właśnie Rymaniak. - To była chyba najbardziej klarowna spośród sytuacji, jakie sobie dziś stworzyliśmy. Oprócz tego mieliśmy kilka dośrodkowań, główek. Ja sam także raz mogłem uderzyć trochę bliżej słupka... Pierwsza połowa była niezła w naszym wykonaniu, brakowało nam tylko tego wykończenia. Po przerwie chcieliśmy przedostać się pod pole karne Arki prostymi środkami, ale tam było gęsto, ciasno. To nie był nasz styl w poprzednich spotkaniach - zwraca uwagę Rymaniak.
- Trzeba wyciągnąć wnioski, ponieważ w drugiej połowie chyba już nie wierzyliśmy w to, aby dalej grać cierpliwie. Pierwszy raz byliśmy w takiej sytuacji, w której po kolei przegrywaliśmy u siebie 1:0, 2:0 i 3:0. W poprzednich spotkaniach, jak z Legią, czy Cracovią, gdy dostawaliśmy szybką bramkę, od razu reagowaliśmy i mecz zaczynał się od nowa. Dziś zabrakło nam takiej szybkiej reakcji, kontaktu na kolejne stracone bramki. Dobrze, że następny mecz z Jagiellonią jest już we wtorek, bo będzie można szybko wymazać tę plamę z pamięci -zaznacza defensor.
- Każdy mecz jest ciężki. W tej lidze nigdy nie wiadomo, kto z kim może wygrać, często zdarzają się niespodzianki. Ale nie chcę mówić, że ten dzisiejszy wynik jest taką niespodzianką, bo Arka od początku sezonu wygląda bardzo dobrze punktowo. Mamy mało czasu do kolejnego meczu w Białymstoku. Musimy szybko wyciągnąć wnioski, ponieważ za chwilę czeka nas długa podróż. Każdy będzie miał trochę czasu na przemyślenie tego, co dziś się wydarzyło i skoncentrowanie się na wtorkowym spotkaniu. Do końca zostały tylko dwa mecze. O dzisiejszym zapominamy, trzeba odrabiać straty - kończy Rymaniak.
fot. Rafał Rusek / PressFocus
Wasze komentarze
Trzeba było też podawać piłkę do partnera będącego na dobrej pozycji (akurat piłkarz miał sporo wyborów bo Korona nieźle gra bez piłki) , a nie wdawać się w bezsensowne dryblingi, które kończyły się stratą piłki i kontrą.
Jak nie płacisz składek do ZUS, nie płacz, że ci na koncie nic nie urosło.
Jak nie grasz w Totolotka nie ględź, ze nie masz szczęścia w życiu bo nic nie wygrałeś.