Sami jesteśmy dla siebie problemem. To nas spowalnia, zabiera pewność siebie
Piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce rozegrają dziś ostatni w tym roku mecz Ligi Mistrzów. Tym razem cennych punktów poszukają w wyjazdowym spotkaniu z Veszprem. To doskonała okazja do rewanżu za pierwszy mecz rozegrany w Kielcach, kiedy z minuty na minutę wynik zmieniał się na korzyść jednej, albo drugiej drużyny. Ostatecznie padł remis 32:32, a kielczanie wypuścili zwycięstwo w końcowych minutach spotkania. Veszprem wyrównało w ostatniej akcji meczu po dobitce.
- Jeżeli chodzi o sam przebieg gry, to na pewno było to jedno z najlepszych spotkań w naszym wykonaniu - wspomina Krzysztof Lijewski, rozgrywający kieleckiego klubu. - Te elementy, na które zawsze uczula nas trener, a więc twarda obrona i koncentracja w ataku, były dobrze realizowane, wszystko szło po naszej myśli. Niestety, nie udało się nam dowieźć wyniku do końca, więc po meczu czuliśmy taki słodko-gorzki posmak: graliśmy fajnie, ale punktów nie było.
REKLAMA
- Co nam sprawiło największy problem? Kłopoty zawsze są, ale nie leżą po stronie przeciwnika. Czasami to my sami dla siebie jesteśmy tym problemem. Gramy nieźle, gramy fajny handball, ale zbyt często zdarza się, że szwankuje nasza skuteczność. To nas spowalnia, blokuje, zabiera pewność siebie, a przeciwnika wręcz przeciwnie - nakręca do lepszej gry - dodaje Lijewski.
Wtóruje mu Marko Mamić, rozgrywający kieleckiego zespołu: - Zabrakło nam szczęścia, ale sami też narobiliśmy trochę głupich błędów. Wtedy jeszcze szukaliśmy naszej formy. To trudne, bo skutkowało tym, że graliśmy przeciwko Veszprem i przeciwko nam samym, a taki zespół doskonale takie rzeczy wyczuwa. Teraz mamy już więcej pewności siebie.
Tamto spotkanie jest już jednak przeszłością. Teraz czas na rewanż. - Wiemy, że czeka nas bardzo ciężkie zadanie. Przeciwnicy to klasa światowa w Lidze Mistrzów, aczkolwiek nie jest to ekipa, której nie można pokonać. Myślę, że mamy na tyle dużo potencjału i klasy w osobach naszych zawodników, że możemy nie tylko nawiązać walkę z przeciwnikiem, ale i pokusić się o punkty w tym meczu - mówi Lijewski.
Veszprem plasuje się obecnie na trzeciej pozycji w grupie B. Ostatnio nie wiedzie im się jednak tak dobrze, jak na początku rozgrywek. Węgrzy przegrali ostatnie trzy mecze z rzędu w Lidze Mistrzów - w zeszłym tygodniu niespodziewanie ulegli ostatniemu w tabeli Aalborgowi, a wcześniej dwukrotnie okazali się słabsi od PSG. Czy zatem możemy mówić o ich słabszej formie? - Każda drużyna prędzej czy później łapie gorszy okres, może akurat teraz padło na nich, ale jeśli są w dołku, to na pewno szybko z niego wyjdą. Mam jednak nadzieję, że tacy uśmiechnięci po meczu z nami jeszcze nie będą - uprzedza.
Kto zatem będzie faworytem tego spotkania? - Wydaje mi się, że jest może jeden procent więcej szans na korzyść Veszprem. Grają u siebie, mają za sobą fantastycznych kibiców i arenę, która mieści kilka tysięcy ludzi. To bardzo trudny teren, aby wywieźć stamtąd punkty. Ale dwa tygodnie temu PSG pokazało, że jest to możliwe, więc wcale nie jesteśmy na straconej pozycji - zaznacza Lijewski.
Szczypiorniści PGE VIVE zgodnie podkreślają, że aby osiągnąć sukces w Veszprem Arenie, najważniejsza będzie koncentracja. - Kluczowe będzie skupienie przy szczegółach, jeśli chodzi o naszą dyscyplinę - zamienianie sytuacji na bramki, czy to sam na sam, z kontrataku, czy rzutów karnych. Jeżeli ten element poprawimy, to będzie dobrze. W ostatnich meczach graliśmy naprawdę fajnie, ale brakowało skuteczności, czasami szczęścia. Ale to nie jest tak, że my bijemy głową w mur i rzucamy z piętnastego metra przy poczwórnym bloku. Dochodzimy do dogodnych sytuacji, ale czasem szwankuje wykończenie - wyjaśnia 34-latek.
Początek wyjazdowego pojedynku PGE VIVE Kielce z Veszprem dziś o godz. 18.
fot. Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze
fajnie ze Bertu kupil Pana Deana. ten da zarobic