Na początku cieszyłem się z tej bramki, ale potem... powiedziałem chłopakom parę słów w szatni. Szkoda, że ją strzeliliśmy
Prawdziwy rollercoaster przeżyli w sobotni wieczór kibice zgromadzeni na trybunach Kolporter Areny. Korona już od drugiej minuty spotkania musiała gonić wynik, ale nie załamała się i jeszcze przed przerwą wyszła na prowadzenie. W drugiej połowie do wyrównania doprowadzili jednak legioniści i wiele wskazywało na to, że mecz zakończy się podziałem punktów.
Jednak wówczas prawdziwego jokera wyjął z talii trener żółto-czerwonych, Gino Lettieri. W 69. minucie na placu gry pojawił się Jacek Kiełb, który to spotkanie rozpoczął jedynie jako rezerwowy. Ale jaka to była zmiana! Dosłownie dziesięć minut po wejściu na murawę, "Ryba" zadał ostatni cios spotkania, ustalając jego wynik na 3:2 dla Korony.
REKLAMA
- Tak naprawdę dzisiaj przy stanie 2:2 chyba nawet sami nie wierzyliśmy w to, że możemy powalczyć tutaj jeszcze o trzy punkty. Ale ostatecznie udało nam się wcisnąć tę bramkę dającą zwycięstwo i myślę, że zrobiliśmy to jak najbardziej zasłużenie. Na pewno jeszcze będziemy ten mecz oglądać i szczegółowo analizować, ale na tę chwilę najważniejsze jest to, że go wygraliśmy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi - mówi bohater kieleckiego zespołu.
- Najważniejsze jest nasze zwycięstwo, ale po takim meczu niesamowicie rośnie "serducho". Głęboko wierzę, że kolejne mecze też będą takie same, że nie będziemy schodzić poniżej tego poziomu, na jakim się obecnie znajdujemy i dalej go utrzymamy - dodaje Kiełb.
Zwycięstwo nad Legią to już dziesiąty mecz kielczan bez porażki z rzędu. Przed przyjazdem do stolicy województwa świętokrzyskiego, legioniści mogli pochwalić się serią pięciu takich spotkań, jednak ich passa została przerwana w sobotni wieczór. - I o to chodziło! Ale warto zauważyć, że Koronie często lepiej wychodzi gra nie w roli faworyta. Na Zagłębiu to my nim byliśmy, ale gospodarze grali mocno w defensywie i wywieźliśmy stamtąd tylko remis. Dziś wiedzieliśmy, że Legia przyjeżdża tu tylko i wyłącznie po zwycięstwo. Oni wszędzie jeżdżą po wygraną, to jest normalne. Może troszeczkę źle zaczęliśmy to spotkanie, ale koniec końców udało nam się wytrzymać to ciśnienie i osiągnęliśmy korzystny rezultat - zaznacza 29-latek.
- Mamy bardzo ważne trzy punkty. Wygraliśmy z liderem, z mistrzem Polski, a to zawsze wpływa na dodatkowe morale. To nie było łatwe spotkanie, Legia miała dużo czasu, aby złapać świeżość. Ale gratulacje należą się wszystkim, również kibicom. Przy takiej publice gra się zupełnie inaczej - dodaje Kiełb.
Sobotnie zwycięstwo na pewno przejdzie do historii. Korona po raz ostatni przed tym meczem pokonała "Wojskowych" na Kolporter Arenie w 2013 roku. Ostatnie cztery starcia w Kielcach z warszawiakami kończyły się triumfem przyjezdnych. - Te mecze z Legią od zawsze są bardzo widowiskowe. Nigdy nie brakowało w nich emocji, bramek. Może dlatego też ludzie tak chętnie na nie chodzą, bo do samego końca jest nerwówka - uśmiecha się skrzydłowy kielczan.
Kiedy "Ryba" zmienił w 69. minucie Elję Soriano, publiczność powitała go owacją na stojąco, głośno skandując jego nazwisko. - To niesamowite uczucie, kiedy cały stadion tak miło cię wita. Chciałbym bardzo podziękować wszystkim kibicom, a szczególnie chłopakom z "Młyna", ponieważ zawsze mogę liczyć na ich wsparcie, nawet kiedy mi nie idzie, kiedy nie gram, czy wchodzę z ławki. Staram im się za to odwdzięczać bramkami i tym, że będę "zachrzaniał" na boisku. Tylko w ten sposób mogę to zrobić - mówi skrzydłowy Korony.
- Dla mnie ten gol również jest bardzo ważny, bo strzeliłem go dla mojej córki. Oczywiście, chłopaki zapomnieli, aby zrobić dla mnie kołyskę, ale już powiedziałem im na ten temat parę słów w szatni. Na początku jeszcze cieszyłem się z tej bramki, ale potem już chyba wiecie co powiedziałem... Szkoda, że ją strzeliliśmy - uśmiecha się Kiełb.
- To tylko żarty, ale tak naprawdę jestem bardzo szczęśliwy. Wychodząc dzisiaj z domu już wiedziałem, że nie będę grał w tym meczu. Żona powiedziała mi: "Głowa do góry, na pewno strzelisz dzisiaj bramkę. Weź na szczęście misia Nikoli, na pewno ci je przyniesie". I rzeczywiście tak się stało. Miś pomógł - kwituje bohater sobotniego pojedynku.
fot. Norbert Barczyk / PressFocus
Wasze komentarze
Zuber i Możdźu - mnie wywiadów a na boisku myśleć i robić o kazał trener
Ryba - jedna kiwka i podać koledze albo strzal.
Kocham was zawsze