Nikt nie oczekuje, że będziemy wygrywać dwudziestoma bramkami
Sobotnia wygrana PGE VIVE Kielce była drugim zwycięstwem kielczan z rzędu w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski po raz drugi w tym sezonie ograli Aalborg, ale tym razem tylko jedną bramką - 28:27.
- Musieliśmy zostawić na boisku dużo zdrowia, bo wiedzieliśmy, że przeciwnik nie przyjechał do nas na sparing, lecz w konkretnym celu – zagrać bardzo dobre zawody i przy odrobinie szczęścia wywieźć stąd dwa punkty. Dziś to szczęście było jednak po naszej stronie - przyznał po końcowym gwizdku rozgrywający PGE VIVE, Krzysztof Lijewski.
REKLAMA
Mecz z pewnością nie ułożył się od samego początku tak, jak oczekiwali kielczanie. Od pierwszych minut pojedynku na prowadzenie wysunęli się goście. Duńczycy stracili korzystny wynik jeszcze przed przerwą, kiedy do gry włączyło się PGE VIVE. W drugiej połowie żółto-biało-niebiescy mogli bardziej podkręcić wynik, jednak marnowali zbyt wiele korzystnych sytuacji.
- Wszyscy chcielibyśmy, by ten mecz wyglądał troszeczkę inaczej, bo w drugiej połowie mieliśmy trzy, cztery trafienia więcej, niż nasz przeciwnik. Niestety nasza nieskuteczność i błędy techniczne spowodowały to, że przeciwnik mógł wrócić do gry. Fenomenalna interwencja Sławka dała nam dzisiaj komplet punktów w domu. To świetne uczucie wygrać dwa razy z rzędu w Lidze Mistrzów - nie ukrywał rozgrywający kieleckiego zespołu.
Dzięki temu zwycięstwu kielczanie z dorobkiem 8 punktów umocnili się na czwartym miejscu w tabeli. - Mamy troszeczkę mniej punktów, niż byśmy oczekiwali, ale na pewno sytuacja w naszej grupie nieco się poprawiła, choć jeszcze jest daleko od optymizmu. Trener fajnie powiedział, że nikt od nas nie oczekuje, byśmy takie mecze wygrywali dwudziestoma bramkami, wystarczy wygrać jedną, by zdobyć dwa punkty. Dziś właśnie tak się stało - skwitował Lijewski.
Za tydzień kielczanie zmierzą się we własnej hali z liderem grupy B, Paris Sanit-Germain. To spotkanie odbędzie się w niedzielę (26.11) o godz. 19.
fot. Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze