Ciężko to było sobie poukładać w głowie. Spojrzałem na ławkę i... wpadłem w konsternację
W czwartkowy wieczór, po bardzo emocjonującym spotkaniu, Korona Kielce pokonała 1:0 Zagłębie Lubin. Wyjazdowe zwycięstwo w pierwszym ćwierćfinałowym meczu rozgrywek Pucharu Polski jest tym cenniejsze, że kielczanie rewanżowe spotkanie rozegrają u siebie. - Na pewno postawiliśmy się w korzystnym położeniu przed drugim meczem. Nic jednak nie jest jeszcze pewne, bo drużyna Zagłębia to mocny zespół i do samego końca będziemy musieli walczyć o ten awans – ocenia napastnik żółto-czerwonych, Maciej Górski.
- Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że przed tym spotkaniem mieliśmy poważne problemy kadrowe. Kiedy „Ado” doznał kontuzji, to już wtedy z boiska było ciężko to wszystko poukładać sobie w głowie. Spojrzałem na ławkę i... wpadłem w konsternację, bo bardzo brakowało nam dziś środkowych pomocników. Słowa uznania należą się Bartkowi Rymaniakowi, który świetnie spisał się w tej roli – zaznacza 27-letni zawodnik.
REKLAMA
To właśnie napastnik kieleckiego zespołu zdobył jedyną bramkę w tym meczu, która ostatecznie przesądziła o zwycięstwie Korony. – Odkąd wcześnie zostałem zdjęty z boiska w Szczecinie, nie grałem w żadnym meczu. Trener dał mi szansę dzisiaj i bardzo się z tego cieszę, ale jeszcze większą radość sprawia mi to, że ten gol przybliża nas do tego, co chcemy osiągnąć w przyszłości. Mamy wyborną szansę, aby daleko zajść w tym pucharze. Musimy mieć jednak chłodną głowę, bo Zagłębie na pewno się nie podda i niewątpliwie czeka nas jeszcze ciężka przeprawa w Kielcach. Dużą wartość przed rewanżem stanowi jednak fakt, że nie straciliśmy w Lubinie żadnej bramki - dodaje.
Przy golu strzelonym przez Macieja Górskiego miało miejsce małe zamieszanie. Początkowo sędzia zasygnalizował pozycję spaloną napastnika Korony, jednak po konsultacji z sędziami zasiadającymi na wozie VAR-u zreflektował się i zmienił swoją decyzję. - To nowy system i wszyscy dopiero się go uczymy. Kątem oka widziałem, że dochodzi do mijanki między mną, a obrońcą rywali. Wraz ze strzałem Gorana od razu ruszyłem na piłkę, przeciwnik natomiast wyszedł do przodu skracając pole gry. Czułem jednak, że uniknąłem tego spalonego, ale sędzia był innego zdania - asystent podniósł chorągiewkę i trochę to zbiło mnie z tropu. Początkowo myślałem, że bramkarz wznowi grę od bramki, ale po chwili byłem mile zaskoczony. To było przedziwne uczucie, ale fajnie było tego doświadczyć - wyjaśnia Górski.
fot. Paweł Andrachiewicz / PressFocus
Wasze komentarze
Ale kogo mieli zabrać na mecz pucharowy jak tyle kontuzji, kartek i innych powodów absencji!
SPRZĄTACZKĘ????
Tak Krawiec kraje jak mu materii staje!
No i FARTA trza mieć!