Wszyscy dookoła są happy... A prawda jest taka, że powinniśmy ten mecz przegrać
Nie mieli wątpliwości kibice zgromadzeni na Kolporter Arenie. Podobnie było z telewidzami, którzy bez wahania Macieja Gostomskiego wskazali jako najlepszego piłkarza piątkowego spotkania. Gdyby nie on, Korona wcale nie musiała pokonać Wisły Płock. Ba! Mogłaby ten mecz przegrać.
- To było ciężkie spotkanie od samego początku. Nie graliśmy tego, do czego wcześniej przyzwyczailiśmy - mówi golkiper żółto-czerwonej drużyny. - Mieliśmy sporo problemów w defensywie. Udało się to zażegnać, obronić kilka sytuacji. Od tego tutaj jestem, żeby bronić te strzały.
REKLAMA
- Udało się dotrwać do przerwy z zerowym kontem. W szatni trochę porozmawialiśmy o tym, co robimy źle i przyniosło to efekty, bo w drugiej połowie wyglądało to trochę lepiej. Pierwsza bramka dla nas mocno przypadkowa, potem 2:0 i wygrywamy trudny mecz. Nie był za dobry w naszym wykonaniu, ale są trzy punkty i wielki szacunek dla drużyny - dodaje Gostomski.
Bramkarz Korony jak ognia unikał pochwał. Sam też nie chciał mówić o swojej kapitalnej postawie. - Czasami tak jest, że mecz wychodzi bramkarzowi. Było dużo tych sytuacji ze strony Płocka. Zdecydowanie za dużo. Musimy to przeanalizować, bo nie może być tak, że "jadą ze mną" sam na sam od połowy boiska. Wielka bura za to dla nas. Teraz jest 2:0 dla Korony, wszyscy dookoła są happy, a prawdę mówiąc powinniśmy ten mecz przegrać - kończy bohater piątkowej potyczki.
fot. Łukasz Laskowski / PressFocus
Wasze komentarze
Dzięki Bogu wczoraj było odwrotnie!
Redakcji polecam komentowanie Łyżwiarstwa Figurowego! Tam dają noty za styl a nie za bramki!