Djbiril Diaw - obrońca, który był... napastnikiem. A dzisiaj jest wzorem
Kolanem? Bezsprzecznie, ale nie zmienia to faktu, że znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Djibril Diaw – to on, jako jedyny, wpakował 1/8 finału Pucharu Polski piłkę do siatki, czym zapewnił Koronie Kielce zwycięstwo nad Wisłą Kraków i awans do kolejnej rundy. - Jestem bardzo szczęśliwy. To było bardzo trudne i wymagające spotkanie – zaznacza. Nas ten gol ucieszył podwójnie. Fart chciał, że od pewnego czasu przygotowywaliśmy na temat Senegalczyka dłuższy artykuł...
Dlatego musieliśmy go pisać na dwa razy. Prawdę mówiąc, pierwsza wersja była gotowa już przed meczem z „Białą Gwiazdą”. Publikację zaplanowaliśmy jednak na mniej „gorący” okres - na czwartkowy wieczór. Ale jako, że Diaw został bohaterem spotkania, nie mogliśmy go o to nie dopytać.
- Dużo trenowaliśmy stałe fragmenty gry na treningach, więc każdy wiedział, co ma robić. Trener powiedział, abym wchodził pod pole karne. Tak też zrobiłem i opłaciło się, udało mi się strzelić bramkę – podkreśla. - Kluczowa była solidarność i współpraca w drużynie. Każdy dał z siebie sto procent, wszyscy do samego końca walczyliśmy o to zwycięstwo.
REKLAMA
Korona wygrała, mimo że w drugiej połowie i całą dogrywkę grała w zupełnie nowym ustawieniu. - Dobrze grało mi się w tym systemie. Trener chciał żebyśmy razem bronili, szczególnie po akcjach ofensywnych wymagał od nas szybkiego organizowania się w obronie. To pomogło nam wygrać. Bardzo się cieszymy z tego awansu – przekonuje piłkarz. A kibice mają prawo radować się, że mogą oglądać 22-letniego defensora w pełnym zdrowiu, zaś jego forma z meczu na mecz rośnie.
Senegalczyk w tym i poprzednim sezonie musiał zmagać się z urazem. Po raz pierwszy w sezonie 2017/18 wybiegł na boisko w meczu Korony z Zagłębiem Sosnowiec. Później w spotkaniu ligowym z Sandecją Nowy Sącz (1:0), gdy rozegrał pełne 90 minut i zaprezentował się z bardzo dobrej strony. - Jestem szczęśliwy, że mogłem wrócić do gry. Bycie poza boiskiem nie jest łatwe dla zawodowego piłkarza. Wystąpiłem po raz pierwszy w tym sezonie, a moim partnerem na środku obrony był Adnan Kovacević. Współpraca na boisku? To oczywista rzecz. Adnan jest bardzo dobrym piłkarzem, więc to było łatwe, nie mieliśmy problemów z porozumieniem się na boisku - mówi Senegalczyk.
W grze Diawa było widać jednak trochę niepewności. To naturalne - szczególnie po tak długim rozbracie z piłką. Szczególnie groźnie na boisku zrobiło się jednak w pierwszej połowie, kiedy 22-latek zderzył się z Bośniakiem interweniując w polu karnym. - Trener zwraca uwagę na to, żeby jak najwięcej komunikować się ze sobą na boisku. Z pewnością ma rację, ponieważ współpraca jest bardzo ważna w piłce. My, jako ostatni obrońcy, jesteśmy ustawieni za wszystkimi zawodnikami. Widzimy zatem całe boisko, więc musimy krzyczeć do kolegów więcej, niż piłkarze na innych pozycjach - ocenia Diaw.
Senegalczyk długo musiał czekać na swoją szansę. Po udanym początku rundzie wiosennej ubiegłego sezonu, przytrafił mu się uraz, który na pewien czas wykluczył go z gry. Z tego powodu piłkarz nie brał też udziału w przygotowaniach do tegorocznych rozgrywek, a w międzyczasie przybyło mu dwóch konkurentów do miejsca w składzie: Shawn Barry i Kovacević. Rywalizacja jest tym większa, że żaden z nich nie posiada europejskiego paszportu. - Kontuzje to duży problem. Każdy mecz piłkarski niesie ze sobą ryzyko. Podczas urazu dużo trenowałem nad przygotowaniem fizycznym, miałem specjalny program zajęć dostosowany do swoich potrzeb. Gdy wreszcie byłem do dyspozycji trenera, siedziałem głównie na ławce rezerwowych. Bardzo chciałem grać i pomagać Koronie w ten sposób, jak zwykłem to robić wcześniej. Cierpliwie czekałem na swoją szansę i opłaciło się! Teraz czuję się dobrze i myślę, że jestem w dobrej formie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem wrócić na boisko - podkreśla.
- Jeśli chodzi o konkurencję - to normalna sytuacja. Byłem nieprzygotowany do gry, więc klub ściągnął nowych zawodników na tę pozycję. Wszyscy trenerzy na świecie potrzebują zawodników, którzy są gotowi do gry i będą pomagać drużynie w osiąganiu sukcesów. To bardzo ważne mieć dużą możliwość wyboru i rotacji w składzie. Limit graczy spoza Unii Europejskiej to efekt przepisów i przede wszystkim problem dla trenera, ponieważ ogranicza go w możliwości rotacji składu i zmian na boisku. Ja nie boję się rywalizacji - wyjaśnia piłkarz Korony.
Czas rekonwalescencji nie był łatwym okresem dla Senegalczyka. Jak sam mówi: - Kontuzja to najtrudniejsza rzecz, jaka może zdarzyć się piłkarzowi. Z tego powodu nie czułem się dobrze i to był dla mnie bardzo trudny moment. Ja jednak byłem mocno skupiony na treningu i na drodze, jaką musiałem pokonać, aby wrócić do gry. Wszystkie pozostałe sprawy zostawiłem mojemu menedżerowi. Osobiście zupełnie nie zaplątałem sobie głowy niczym innym, jak tylko tym, by być w pełnej dyspozycji i wrócić do gry. Jestem w Kielcach prawie dwa lata i mogę zapewnić, że czuję się tu dobrze. Ciężko trenuję, aby grać w każdym meczu w wyjściowej jedenastce i zawsze robię to, czego oczekuje ode mnie trener. Mogę zapewnić, że w najbliższym czasie nadal będę piłkarzem Korony. Cały czas mam ważny kontrakt, a przede wszystkim dobrze czuję się w zespole.
Jak to się w ogóle stało, że Diaw trafił do Korony? - Swoją przygodę z piłką zaczynałem w Senegalu. To był bardzo ważny czas dla mnie. Zaczynałem tam grać w futbol, wiele się nauczyłem. Bardzo miło wspominam ten okres. Pierwsze kroki stawiałem jednak na pozycji napastnika (śmiech). Jak to się więc stało, że zostałem obrońcą? Myślę, że wielu młodych chłopaków na początku swojej przygody często może grać na kilku różnych pozycjach. W pewnym momencie trener wystawia cię jednak tam, gdzie przede wszystkim jego zdaniem możesz pomóc drużynie. Tak było w moim przypadku. Dobrze zacząłem radzić sobie w obronie i tak zostało do dzisiaj – tłumaczy piłkarz.
kiedy grałem w atak pic.twitter.com/QOSgY7dRES
— Pape Djibril Diaw (@Pape_D_Diaw) 9 czerwca 2017
- Grając w Senegalu, prawdziwego rozpędu dostałem dopiero wówczas, gdy ukończyłem szkołę i całkowicie skupiłem się na piłce. Zostałem zauważony przez klub z Belgii. Zaakceptowałem to wyzwanie. To wtedy po raz pierwszy poczułem się jak profesjonalny piłkarz. W Belgii spędziłem 6 miesięcy i wówczas zostałem zauważony przez Koronę. Wszystkimi negocjacjami zajmował się mój menedżer. On zaproponował mi to wyzwanie w Kielcach, a ja je przyjąłem. Dlaczego zdecydowałem się na ten ruch? Sprawdziłem trochę informacji o Koronie, obejrzałem kilka filmów, nagrań i od początku spodobała mi się atmosfera na stadionie. Klub ma fantastycznych kibiców, bardzo przypadło mi to do gustu - wyjaśnia.
Djibril Diaw przychodząc do Korony był niemal anonimowym zawodnikiem. Grał wówczas w ASV Geel, występującym wówczas w drugiej lidze belgijskiej. Co ciekawe, jest to drużyna powstała na miejsce upadłego z powodu bankructwa KFC Verbroedering Geel, która dziś gra w trzeciej lidze. W sezonie 2015/16, kiedy zawodnikiem klubu był Diaw, zespół bił się o utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Senegalczyk rozegrał w nim trzy mecze, we wszystkich wchodził na boisko z ławki. Nie ma się co dziwić, że jego transfer kibice przyjęli dosyć sceptycznie.
- To prawda, jednak wynikało to z faktu, że zaraz po moim przejściu do Belgii zostałem powołany do reprezentacji Senegalu U-23. Zanim poznałem klub, zasady, taktykę, to więcej czasu w tym okresie spędzałem z reprezentacją niż w klubie. Zespół był ułożony, a trener nie chciał podejmować ryzyka, kiedy tak dużo czasu byłem w rozjazdach z reprezentacją U-23. Jestem wdzięczny władzom ASV, że pozwoliły mi na grę w reprezentacji w tym czasie, kiedy walczyli o dobry wynik klubowy. Zdobyłem wówczas złoty medal na African Games (Igrzyska Afrykańskie) – U-23 w Brazzaville oraz zająłem z zespołem 4. miejsce w African Cup U-23 – w kwalifikacjach olimpijskich w Dakarze. Taka sytuacja jeszcze bardziej motywuje mnie do ciężkiej pracy i tego, aby zapisać swoje imię na kartach historii kieleckiego klubu. Zostałem przyjęty bardzo pozytywnie. Od samego początku poczułem się tu dobrze i to mi bardzo pomaga, aby dobrze grać w piłkę. Kiedy czujesz się przyjemnie w jakimś miejscu i jest to w twojej głowie, myślisz tylko o regularnym graniu w piłkę. To cała recepta na sukces – mówi.
- Zanim przyjechałem do Polski, nie znałem ligi, kojarzyłem jedynie kluby, które grały w europejskich pucharach, takie jak Legia Warszawa czy Lech Poznań. Bardzo zaskoczyła mnie przede wszystkim infrastruktura sportowa. Odkryłem wiele wspaniałych stadionów, obiektów treningowych w wielu klubach w Ekstraklasie - wspomina Senegalczyk.
Choć dla wielu Europejczyków to abstrakcja, w Afryce kluby nie mają takich luksusów. Senegal, mimo wszystko, należy do bardziej ustabilizowanych krajów kontynentu. Z jednego stadionu często korzysta kilka klubów, a mecze odbywają się jeden po drugim. Nawierzchnia często jest sztuczna, dużo inna jest również kultura gry. - Wyjazd do Europy był dla mnie dużym przeskokiem - przyznaje Senegalczyk.
Swoją przygodę w Polsce rozpoczynał pod okiem trenera Marcina Brosza. To właśnie obecny szkoleniowiec Górnika Zabrze ściągnął obrońcę do Kielc. - Trener Brosz bardzo pomógł mi zrobić mój pierwszy krok w Polsce. To była duża przyjemność pracować z nim - przekonuje defensor.
Od tamtej pory Senegalczyk pracował na Kolporter Arenie z kilkoma trenerami. Jak zaznacza, od każdego szkoleniowca można czegoś się nauczyć, a atmosfera zawsze była w Kielcach częścią dobrego ducha zespołu. W Kielcach przeżył też duże zmiany organizacyjne. Niewiele zabrakło, a klub mógł trafić w ręce jego rodaków, inwestorów z Senegalu, którzy byli bardzo blisko przejęcia większościowego pakietu udziałów w Koronie. Czy żałuje, że do tego nie doszło? - Jestem Senegalczykiem i zawsze jestem szczęśliwy, gdy widzę, że senegalski biznes rozszerza się na cały świat. Życie jest jednak pełne zmian. Jestem zawodowym piłkarzem i wiem, co należy do moich obowiązków. Nie jest moim zadaniem komentować te zmiany, jakie zaszły w kieleckim klubie - chcę być najlepszy na boisku i grać tak dużo dobrych meczów, jak jest to możliwe. Chcę zawsze dawać z siebie wszystko w meczu - odpowiada.
Burzliwy okres w Koronie nie przeszedł bez echa i kontrowersji. Przed sezonem pojawiły się informacje, jakoby trener Gino Lettieri miał wypowiedzieć w stosunku zawodnika słowa: “W Koronie nie ma miejsca dla muzułmanów”. - Sport jest doskonałą rzeczą dla każdego. Pozwala ludziom być szczęśliwym, daje im radość. Jest tym, czym powinien być - szczęściem! Bez względu na to kim jesteś, jakie są twoje poglądy. Jestem przekonany, że trener myśli podobnie. Mam zasadę, że nie komentuję żadnych plotek dotyczących klubu, czy tego, co dzieje się wewnątrz zespołu, ponieważ to nie jest moja robota. Mogę tylko powtórzyć, że chcę być najlepszy na boisku i jestem szczęśliwy, kiedy trener widzi, że jestem wystarczająco mocny, aby pomagać zespołowi - podsumowuje.
Zawodnik nie chce również komentować sytuacji wewnątrz drużyny: - Wolałbym zostawić analizę zespołu specjalistom. Jak trener nas do siebie przekonał? To nie jest tak, że trener musi mnie do czegokolwiek przekonywać. Moje zdanie jest odwrotne: to piłkarz musi przekonać trenera, że jest wystarczająco silny, aby grać w pierwszej jedenastce. To trener decyduje, jaka jest strategia, taktyka w danym spotkaniu i kto zrealizuje jego wizję najlepiej. Ja chcę być najlepszy na boisku i jestem zadowolony, kiedy trener dostrzega, że jestem dla zespołu przydatny.
Great moment with polish president @prezydentpl and president @Macky_Sall in Warsaw #Sénégal #Poland pic.twitter.com/wg0GmOgXcf
— Pape Djibril Diaw (@Pape_D_Diaw) 28 października 2016
- Jestem w Kielcach już prawie dwa lata. Oczywiście, zdążyłem poznać okolicę. Kielce są bardzo ładnym miastem. Mieszkam tu z moją żoną. W wolnym czasie najczęściej odpoczywam, wychodzę gdzieś ze znajomymi, czasem wyjeżdżamy gdzieś poza Kielce z rodziną. W zespole natomiast najbliżej trzymam się z Nabilem (Aankourem - przyp. red.). To naturalne - on, tak samo jak ja, mówi po francusku. To nasz ojczysty język, więc dobrze się rozumiemy – mówi obrońca.
Djibril Diaw ma za sobą 15 meczów w młodzieżowej reprezentacji Senegalu U23. - Znakomicie wspominam ten okres! To był świetny czas i bardzo dobre doświadczenie dla mnie. Zdobyliśmy wówczas złoty medal w Igrzyskach Afrykańskich i byliśmy bardzo blisko awansu na Igrzyska Olimpijskie, ale niestety pechowo przegraliśmy w rzutach karnych z RPA. Mimo wszystko, to był wspaniały czas i świetna przygoda. Kiedy zadebiutuję w dorosłej reprezentacji? Tego nie wiem, ale cały czas będę pracował, aby to osiągnąć. Moją mocną stroną jest szybkość i gra głową oraz stałe fragmenty gry w polu karnym przeciwnika. Pracuję dużo nad tymi elementami, bo chcę zdobywać więcej bramek. Każdy piłkarz chciałby założyć narodową koszulkę i dać z siebie wszystko dla reprezentacji swojego kraju. Trener drużyny narodowej zna mnie, ponieważ pracowaliśmy wcześniej razem w zespole młodzieżowym. Pamiętam nawet jednego polskiego szkoleniowca, który pracował w naszym kraju, to był Henryk Kasperczak. Prowadził drużynę podczas Pucharu Narodów Afryki w Ghanie w 2008 roku, ale Senegal nie osiągnął sukcesu na tym turnieju - wspomina.
- Piłka nożna jest bardzo popularna w Senegalu. Ludzie żyją i oddychają piłką, to najważniejszy sport w moim kraju. Każdy zawodowy piłkarz jest wzorem dla każdego dzieciaka, który kiedyś chce osiągnąć sukces w piłce. Ja również jestem wzorcem dla wielu młodych graczy w Senegalu, którzy chcą być profesjonalistami. Dajemy im motywację do dalszej pracy i jest to duża odpowiedzialność. Jakie cele sobie stawiam na przyszłość? Po zakończeniu kariery chciałbym przede wszystkim pomagać dzieciom w Senegalu, które uczą się grać w piłkę i chciałyby w przyszłości zostać profesjonalnymi piłkarzami, tak jak ja dzisiaj. Chciałbym dzielić się z nimi swoim doświadczeniem i pasją. Aktualnie jestem ambasadorem przedsiębiorstwa społecznego Cinco Colores, które pomaga dzieciom w Senegalu poprzez sport. Chcę to dalej rozwijać – podkreśla Diaw.
Mateusz Kaleta
Wasze komentarze
Dobry tekst CKS. Diaw,Diaw - nasz Scyzoryk!