Niedosyt pozostanie
W pierwszym ligowym spotkaniu w tym sezonie Korona Kielce uległa Zagłębiu Lublin 0:1. Wynik jest niekorzystny, jednak gra zespołu zdecydowanie mogła podobać się wielu kibicom.
Korona już na początku meczu mogła zamknąć usta wszystkim krytykom i udowodnić, że nie będą "chłopcami do bicia". Zawodnicy dobrze rozpoczęli mecz, odważnie, z dużym zaangażowaniem zakładali wysoki pressing i starali szukać własnej szansy pod bramką rywala. A takich było w pierwszej części mnóstwo. Przy odrobinie szczęścia Korona mogła prowadzić już nawet po pierwszym kwadransie spotkania. Trzeba jednak przyznać, że Zagłębie również stworzyło sobie dogodne sytuacje do zdobycia bramki. Piłkarze obu drużyn obijali słupki, poprzeczki, znakomicie bronili Zlatan Alomerović i Martin Polacek, a z linii bramkowej piłkę wybijał Bartosz Kwiecień.
W drugiej połowie gra Korony wyglądała nieco słabiej. Stało się to też za sprawą lepiej dysponowanego Zagłębia, które częściej i odważniej atakowało. Dwie, wymuszone przez kontuzje zawodników zmiany, pokrzyżowały plany trenerowi Lettieriemu.
W szeregach Korony bardzo dobrze funkcjonował środek pola. Tempo gry nadawali Mateusz Możdżeń i Jakub Żubrowski, a ciężar za konstruowanie ofensywnych ataków brał na siebie Nabil Aankour. Pierwsze minuty były dobre także w wykonaniu nowego zawodnika Korony, Ivana Jukicia. Chorwat dopuścił się jednak w 69. minucie faulu w polu karnym, po którym Filip Starzyński ustalił wynik spotkania.
Niepewność było widać szczególnie w szeregach obronnych. Kontuzje podstawowych zawodników spowodowały, że defensywa musiała zostać nieco przemeblowana. Trzeba liczyć, że w kolejnych meczach komunikacja między zawodnikami będzie sprawniejsza, a współpraca i zgranie będą wyglądały jeszcze lepiej.
Co spowodowało, że po przerwie Kielczanie opadli z sił i oddali rywalowi inicjatywę? Być może miał na to wpływ ciężki, przedsezonowy okres przygotowawczy. - Tak ciężko jeszcze nie pracowałem - przyznaje na gorąco po meczu przed kamerami Eurosportu Mateusz Możdżeń. - Ten mecz był w naszym zasięgu. Mogliśmy go co najmniej zremisować. Szkoda, jest niedosyt, bo punkty jadą do Lubina - dodaje.
W zupełnie innych nastrojach z Kielc wracają piłkarze Zagłębia. - Mecze wygrywa się strzelając bramki. Zwycięstwo nie przyszło nam łatwo, Korona stworzyła sobie fajne sytuacje, ale niewykorzystane sytuacje się mszczą. My wykorzystaliśmy to w drugiej połowie i wygraliśmy - mówi po meczu były zawodnik złocisto-krwistych, Bartłomiej Pawłowski.
Patrząc na dobrą grę Korony, możemy z optymizmem oczekiwać następnego spotkania. A tam nie będzie łatwo. Okazja do pierwszych ligowych punktów już w sobotę, gdy Korona zmierzy się przy Łazienkowskiej z Legią Warszawa.
fot. Anna Benicewicz - Miazga