Porażka chluby nie przynosi. Nie zostanie jednak zmarnowana
Nikt inny oprócz piłkarskich kibiców nie ma tak ogromnej tendencji do pompowania balonika. Co więcej - jeśli są to fani silnie spragnieni sukcesów i chwały, tym łatwiej przychodzi im zatracenie w rzeczywistości i zachłyśnięcie się pozytywnymi wynikami. Dokładnie widać to po wszystkich tych, którym wydawało się, że seria trzech zwycięstw Korony Kielce z rzędu będzie początkiem zwycięskiej, trwającej do końca sezonu drogi zespołu Tomasza Wilmana.
Kielecka drużyna przed inauguracją rozgrywek była sporą niewiadomą. Nie jest tajemnicą, że zarówno umiejętności trenerskiego wychowanka złocisto - krwistych, jak i skład personalny całego zespołu czynił klub - w opinii większości - głównego kandydata do spadku z piłkarskiej Lotto Ekstraklasy.
Po dziewięciu rozegranych spotkaniach kielczanie mają na swoim koncie czternaście punktów, co jest najlepszym wynikiem klubu w ostatnich trzech latach funkcjonowania drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie trzeba przypominać, że w tym czasie na ławce trenerskiej zasiadali szkoleniowcy o sporym doświadczeniu i autorytecie. Kielczanin radzi sobie wśród nich najlepiej.
Korona Kielce na mapie piłkarskiej Polski jest klubem specyficznym, ze sporymi problemami finansowo - organizacyjnymi, który dopiero - po latach znacznej posuchy - wychodzi na prostą. Posiada drużynę od lat budowaną w chaosie, lecz i z niego - analogicznie do mitycznego Uranosa i Gaji - wyłaniają się jednostki, które „ciągną” zespół za uszy i pozwalają nadal pozostać w piłkarskiej elicie.
Seria trzech zwycięstw bez wątpienia rozbudziła oczekiwania fanów. Wielu pewnie - oczami wyobraźni rzecz jasna - widziała już pewnie zmierzającego po koronę króla strzelców Łukasza Sekulskiego czy Radka Dejmka unoszącego nad głową kolejne trofea. Trudno mieć o to jednak pretensje, bo taka też jest rola kibica. Marzyć o czasach glorii i chwały swojego klubu.
Na te w Kielcach na pewno trzeba będzie poczekać, może nawet bardzo długo. Jedno jest jednak pewne - drużyna, która tworzy się w stolicy województwa świętokrzyskiego daje nadzieję na lepszą przyszłość. Widzi chyba to każdy, kto w miarę spokojnie przeanalizuje ostatnie ruchy kadrowe, czy nawet spotkania złocisto - krwistych.
Porażka z Zagłębiem Lubin czy z Górnikiem Łęczna chluby oczywiście nie przenosi. Ligowa rzeczywistość wskazuje nam po prostu nasze miejsce w szeregu. Droga do środka ekstraklasowej stawki będzie na pewno wyboista i takim wybojem było Zagłębie i Łęczna. Wysokie porażki zdarzają się Koronie w miarę regularnie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że teraz - w przeciwieństwie do lat ubiegłych, co brzmi może wręcz absurdalnie - nie zostaną zmarnowane.
Wnioski, jakie sztab szkoleniowy wyciągnął po klęsce na Dolnym Śląsku popłaciły zgromadzeniem w kolejnych siedmiu spotkaniach aż czternastu „oczek”. Młoda drużyna, bo taką obecnie jest Korona, potrzebuje wstrząsu. Łatwiej bowiem jest im osiąść na laurach i zadowolić się dotychczasowym stanem posiadania. Nie chcę oczywiście przez to powiedzieć, że wysokie porażki są w porządku. Sugeruję jedynie, że powinny być one - patrząc na potencjał Korony - wkalkulowane i w dłuższej mierze pozwolą znacznie ochłodzić rozpalone głowy. Czasem bowiem lepiej jest raz stracić trzy punkty, aby potem zyskać ich znacznie więcej.
Trener Wilman jest człowiekiem niezwykle charakternym, potrafi wstrząsnąć zespołu, a jego przekaz trafia do zespołu. Zarzuty, jakie wobec niego mają kibice momentami są wręcz absurdalne. Każdy, kto uważa obecnego szkoleniowca Korony za „figuranta” powinien wybrać się choć na jeden trening kieleckiego klubu.
Wilman wpaja swoim zawodnikom to, za co kibice najbardziej cenią piłkarzy - ambicję i zaangażowanie. Zdarzyło mu się solidnie zrugać Michała Przybyłę i to tylko za to, że miał pretensje do Djibrila Diawa o zbyt agresywną grę. - Oddaj mu tym samym, masz walczyć. W Ekstraklasie nikt ci nie odpuści - wykrzykiwał w kierunku napastnika rozwścieczony trener. Taki też będzie jego zespół. Użycie czasu przyszłego nie jest tutaj bezpodstawne, bo ta Korona dopiero się tworzy, powstanie z czasem. Będzie to zespół skrajnie pragmatyczny (podobny do tego, co preferował trener Brosz), ale zarazem grający w piłkę. Korona będzie się podobać kibicom, a zalążki tego mieliśmy okazję już zobaczyć w pierwszej połowie meczu z Arką, czy po przerwie z Lechem.
Wysoko porażka z Łęczną wymusza opuszczenie trochę dumnych dotychczas głów. Mecz w Lublinie pokazał fazę, w której obecnie znajdują się kielczanie. Fazę przebudowy. Mamy jednak przekonanie, graniczące wręcz z pewnością, że wszystko, co dzieje się z zespołem zmierza w dobrą stronę. Korona Wilmana da nam jeszcze bardzo wiele radości.
fot. Mateusz Kępiński (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze
Ale teraz te dwa mecze czyli z Jagiellonią i Cracovią pokażą jak wygląda Korona po ..........przejściach !!!!!