Nie będzie czwartego zwycięstwa z rzędu! Górnik Łęczna rozstrzelał Koronę
Górnik Łęczna przerwał zwycięską serię Korony Kielce i pokonał ją na Arenie Lublin 4:0. Dwie, fantastyczne bramki dla gospodarzy zdobył były zawodnik kieleckiego klubu, Grzegorz Bonin, a wynik - już w drugiej połowie - ustalili snajper łęcznian, Bartosz Śpiączka oraz rezerwowy Slaven Jurisa. Podopieczni Tomasza Wilmana zdecydowanie nie sprostali roli faworyta i przegrali w obecnym sezonie swój trzeci wyjazdowy mecz.
Z powracającym po kartkowej pauzie Rafałem Grzelakiem Korona Kielce przystąpiła do sobotniego spotkania. Defensywny pomocnik do wyjściowej „jedenastki” wrócił kosztem Marcina Cebuli. W ostatniej chwili ze składu złocisto - krwistych wypadł również prawy obrońca, Bartosz Rymaniak, który zmagał się z gorączką. Byłego kapitana Zagłębia Lubin zastąpił reprezentant Łotwy, Vladislavs Gabovs.
Spotkanie odważniej zaczęli jednak gospodarze, a blisko zdobycia bramki głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Szymona Drewniaka był Gerson. Na pierwszy atak podopiecznych Tomasza Wilmana trzeba było czekać tylko do 6. minuty, kiedy po dobrym zagraniu ze stałego fragmentu gry Miguela Palanki główkował Radek Dejmek.
Złocisto - Krwiści starali się sprostać roli faworyta i prowadzili grę. Przewagę w pierwszym kwadransie kielczanie uargumentowali uderzeniem z drugiej linii Mateusza Możdżenia, które jednak ostatecznie zablokował Gerson. Podopieczni Andrzeja Rybarskiego odpowiadali jedynie indywidualnymi rajdami Grzegorza Bonina oraz rzutami rożnymi. Nie stanowiło to jednak wielkiego zagrożenia dla bramki strzeżonej przez Macieja Gostomskiego.
Aktywny skrzydłowy z przeszłością w złocisto - krwistych barwach był jednak najbliżej zmieszczenia piłki w siatce. Piłka po strzale z 16. metra Bonina nawet zatrzepotała w siatce, lecz tylko z jej zewnętrznej strony. Jeszcze bliżej trafienia był w 25. minucie Śpiączka, ale kapitalną interwencją popisał się Gostomski.
Kielczanie starali się prowadzić grę, ale pierwsi na prowadzenie wyszli gospodarze. W 28. minucie spotkania kapitalnym uderzeniem z bocznej strefy boiska popisał się Grzegorz Bonin i pokonał lekko wysuniętego Macieja Gostomskiego.
Już trzy minuty po stracie bramki kielczanie zmarnowali doskonałą okazję do wyrównania. Przed polem karnym - po błędzie defensywy - doskonale odnalazł się Siergiej Pyłypczuk, który zdołał odwrócić się w kierunku bramki. Ukrainiec zdecydował się na uderzenie, które jednak wylądowało na słupki bramki strzeżonej przez Sergiusza Prusaka.
Najczarniejszy dla Korony scenariusz zrealizował się jednak w 35. minucie, kiedy bliźniaczą wręcz bramkę - po raz drugi w tym spotkaniu - zdobył Bonin. Futbolówka po raz kolejny zatrzepotała w samym okienku bramki Gostomskiego.
Bolączką zespołu Tomasza Wilmana sobotniego popołudnia była jednak skuteczność. Pięć minut po stracie drugiego gola świetną, indywidualną akcją popisał się Mateusz Możdżeń. Pomocnik dostrzegł w polu karnym Sekulskiego, który odegrał do Nabila Aankoura. Marokańczyk z francuskim paszportem przyjął piłkę pięć metrów od bramki Sergiusza Prusaka, ale trafił prosto w golkipera łęcznian.
Po przerwie spotkanie nie rozpieszczało swoim tempem. Dobrą okazję do podwyższenia prowadzenia miał Górnik Łęczna po kolejnym rajdzie Bonina, ale tym razem czujny w bramce był Gostomski. Korona miała spory problem z przedostaniem się pod bramkę gospodarzy. Aktywny był Palanca, ale z jego indywidualnych akcji nie wynikało wiele.
Indolencję kieleckich zawodników bez trudu wykorzystał Górnik, a konkretnie Bartosz Śpiączka. Po fatalnym błędzie naszej defensywy napastnik gospodarzy przyjął piłkę w polu karnym Korony, bez trudu przelobował Gostomskiego, a futbolówce do bramki pozwolił wpaść bezradnie przyglądający się sytuacji Dejmek.
Trzecia stracona bramka totalnie podłamała kielczan. Złocisto - krwiści przez dłuższy czas nie byli w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić zespołowi Rybarskiego. Jedyne okazje do zdobycia chociaż honorowej bramki były po stałych fragmentach gry. Tak, jak w 66. minucie, kiedy z rzutu wolnego sprytnie zagrał Kiełb, ale w piłkę dobrze nie trafił Aankour. Podobnie w dogodnej okazji zachował się dwie minuty później Sekulski, który stojąc dziesięć metrów od bramki nie trafił w zagraną od Kallaste futbolówkę.
Sytuacja zespołu ze stolicy województwa świętokrzyskiego znacznie skomplikowała się kwadrans przed końcem, kiedy drugą żółtą kartkę obejrzał ofensywny pomocnik, Nabil Aankour. Grający w osłabieniu Koroniarze totalnie nie potrafili przeciwstawić się Górnikowi, co w 83. minucie potwierdził rezerwowy Slaven Jurisa, który po raz czwarty w tym spotkaniu pokonał Gostomskiego.
Do końca spotkania kielczan rozpaczliwie bronili się przed stratą bramki i ani razu nie przedarli się w pobliże pola karnego gospodarzy.
Kolejny mecz Korona Kielce rozegra na Kolporter Arenie w najbliższą niedzielę o 15:30, kiedy podejmie lidera Lotto Ekstraklasy, Jagiellonię Białystok.
Górnik Łęczna - Korona Kielce 4:0 (2:0)
Bramki: Bonin (28’, 35'), Śpiączka (55'), Jurisa (83')
Górnik: Prusak - Szmatiuk, Gerson, Komor, Leandro - Boni, Drewniak, Danielewicz, Hernandez (42’ Jurisa), Piesio (75’ Pitry) - Śpiączka (84' Grzelczak)
Korona: Gostomski - Gabovs, Wierchowcow, Dejmek, Kallaste - Palanca (57’ Kiełb), Grzelak, Możdżeń, Aankour, Pyłypczuk (57’ Cebula) - Sekulski (84' Marković)
Żółte kartki: Drewniak, Śpiączka, Hernandez, Danielewicz - Aankour
Czerwona kartka: Aankour
fot. Mateusz Kępiński (www.korona-kielce.pl)
Wasze komentarze
A fart Wilmana się skończył.
Ps. Co oni kombinujã z Diawem?
wrzuconych w pole karne piłek 8 musi przecinać Diaw, no chyba że już piłka trafi w Dejmka, a kto myśli że to żarty niech dokładnie obejrzy jego poruszanie się po boisku z dupowatym niziutko opuszczonym środkiem ciężkości. Daleko nie trzeba szukać - wczorajsza bramka Śpiączki, piłka leci i płacze, dodatkowo odbija się przed linią, a Dejmek w tempie Korzeniowskiego maszeruje by ją wybić. Żarty się skończyły!