Na pierwszą połowę nie dojechaliśmy. Potem nie był to szczyt marzeń
W ostatnim spotkaniu musiał wyciągać piłkę z bramki w 90. minucie, gdy trafił do niej... inny bramkarz, Sebastian Nowak z Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Teraz piłkarze Korony Kielce pokonali go trzykrotnie. – Trener uczulał nas na to, w czym Korona jest groźna... – przyznawał po spotkaniu Michał Miśkiewicz.
- Wiedzieliśmy o tym wszystkim. Wiedzieliśmy, że kielczanie są niebezpieczni przy stałych fragmentach gry, a mimo to dopuściliśmy do sytuacji, po których padły dwa gole – twierdził. – Mam sobie do zarzucenia po części drugą i trzecią bramkę. Tylko przy pierwszej nie miałem wiele do powiedzenia. Wydawało mi się, że Cabrera był na pozycji spalonej – podkreślał bramkarz Wisły.
Miśkiewicz był krytyczny wobec gry swojego zespołu. – Na pierwszą połowę tak jakby nie dojechaliśmy. Po przerwie wyglądało to trochę lepiej, ale nie był to szczyt marzeń. Korona walczyła mocniej od nas i wydarła to zwycięstwo – zaznaczał golkiper „Białej Gwiazdy”.
Wczoraj na boisku w obozie krakowskiej ekipy zabrakło Patryka Małeckiego oraz Denisa Popovicia. – Obaj są ważnymi elementami układanki. Ale przy tak szerokim składzie nie możemy bazować tylko na tych dwóch zawodnikach. To nie był problem. Problemem jest spadek naszej formy, bo już w meczu z Termaliką nie wyglądało to dobrze – zakończył Miśkiewicz.