Miałem taki moment, że przypomniałem sobie Szczecin. Potem to się stało
Korona Kielce w fatalnych okolicznościach przegrała wyjazdowy mecz z Górnikiem Łęczna. Podopieczni Marcina Brosza prowadzili już 2:0, ale roztrwonili wypracowaną przewagę. - Nawet, jak strzelaliśmy pierwszą i drugą bramkę, to Górnik dominował. My strzeliliśmy te gole z zaskoczenia i po kontrze - ocenia Bartłomiej Pawłowski.
- Trzeba to szanować, bo nie zawsze uda się zdobyć dwie bramki na wyjeździe. Musimy być w takich chwilach skoncentrowanym i wystrzegać się błędów. Górnik poczynał sobie dość śmiało, a odległości między nami były na tyle wystarczające, że ich zawodnicy swobodnie utrzymywali się przy piłce, przyjmowali ją i oddawali bardzo groźne strzały - uzupełnia skrzydłowy.
Sam zawodnik zdobył w sobotnie popołudnie swoją czwartą bramkę w barwach Korony. - Kolejny już raz zdarza mi się, że strzelam bramkę, ale po meczu czuję gorycz, bo ostatecznie przegrywamy. Nie możemy być z tego zadowoleni - mówi piłkarz.
I kontynuuje. - Przyznam szczerze, że po drugiej bramce w piętnastej minucie miałem taki moment, że przed oczami przeleciało mi spotkanie z Pogonią i pomyślałem sobie, że dzisiaj musimy to utrzymać. Nawet tego nam się nie udało. Nie udało nam się powstrzymać Górnika i przetrzymać ich naporu. Narzucili oni dość prosty styl, ale na pewno bardzo skuteczny i widać było, że nie było w tym ani grama przypadku - twierdzi wypożyczony z Lechii Gdańsk zawodnik.
Były gracz Malagi zastanawia się, co się dzieje z Koroną po zdobyciu dwóch bramek. - Sam fakt, że strzelamy po dwie bramki na wyjeździe, a potem cztery u siebie świadczy o tym, że nie brakuje nam umiejętności. Przypadkowo można wygrać 1:0, a nie po zdobyciu tylu goli. Każdy zespół ma swoje problem i każdy stara się szukać tych swoich błędów, aby się ich wystrzegać. Ten, kto zrobi to szybciej, ten zbiera z tego efekty. My się tego nie nauczyliśmy, a teraz mamy kolejną okazję. Zobaczymy, jak to wyjdzie - kończy.
fot. Patryk Ptak (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze
2 karne i dwa razy "bramkarz" nie próbuje nawet obronić piłki tylko ucieka żeby przypadkiem nie dotknąć piłki.