Co to była za piękna sobota dla Kielc! Vive lepsze od "Lwów", kolejne zwycięstwo w Lidze Mistrzów!
Ogromne emocje w Hali Legionów za nami! Ale najważniejsze: górą mistrzowie Polski! Zawodnicy Vive Tauronu Kielce w kolejnym spotkaniu fazy grupowej pokonali niemiecki Rhein-Neckar Loewen 28:27. Ten sport jest niesamowity. Na szczęście tak samo możemy określić szczypiornistów Talanta Dujszebajewa!
Wszyscy – bez wyjątku – spodziewali się, że w sobotę na parkiecie zobaczymy walkę od pierwszej do ostatniej minuty. Nie dziwi więc, że w Hali Legionów zasiadł komplet publiczności. Mecze z „Lwami” zawsze cechują się ogromnymi emocjami.
Już pierwsze fragmenty spotkania pokazały, jak bardzo wyrównany będzie to pojedynek. Na szczęście też pod względem wyniku od początku dominowali mistrzowie Polski. Kielczanie nie potrafili wypracować kilkubramkowej przewagi, ale sprawiali, że jeżeli ktoś miał gonić wynik, to byli to Niemcy.
Gospodarze bardzo dobrze grali w defensywie, pewny był Sławomir Szmal. Po kwadransie gry gospodarze przyspieszyli, w parę chwil osiągnęli bardzo korzystną przewagę – 9:5. Nienagannie spisywał się Tobias Reichmann, który w pierwszej połowie zdobył najwięcej bramek – trzy.
"Lwy" zdołały odeprzeć ten atak. Po kilku niepotrzebnych błędach ekipy Talanta Dujszebajewa, goście w 26. minucie wyrównali - było 10:10. Na szczęście tuż przed przerwą żółto-biało-niebiescy wrzucili piąty bieg, błyskawicznie, w dwie minuty zdobyli dwa gole i właśnie z dwubramkową przewagą schodzili do szatni na odpoczynek.
Na drugą połowę kielczanie wrócili niezwykle skoncentrowani. Mimo dużej mobilizacji ze strony graczy Rhein-Neckar, gospodarze nie pozwolili im doprowadzić do wyrównania gracze Vive utrzymywali bezpieczną przewagę. Kapitalnym atutem kieleckiej drużyny był Julen Aginagalde, który jak tur walczył z niemieckimi defensorami. Należy wyróżnić też Denisa Bunticia, który kilka razy pokazał się ze znakomitej strony. W 40. minucie było 17:14 dla Vive.
Wtedy kielczanie złapali chwilową zadyszkę. Niemcy zdołali zniwelować stratę do tylko jednej bramki, ale na szczęście tylko na kilkadziesiąt sekund. Bo ekipa Dujszebajewa znów odskoczyła „Lwom”. Do tego grała pewnie, zdecydowanie i bardzo mądrze.
Choć musiała mieć się cały czas na baczności. Goście nie odpuszczali. W końcu udało im się przełamać kielecki mur i doprowadzić do wyrównania. W 50. minucie tablica wyników pokazywała rezultat 20:20.
Kolejne minuty to był prawdziwy thriller, choć znaleźliby się tacy, którzy stwierdziliby, że i horror. Pracownicy Pogotowia Ratunkowego z nerwów zagryzali paznokcie, bojąc się, że za chwilę będą musieli do Hali Legionów wysłać zastęp karetek. A załoga Szpitalnego Oddziału Ratunkowego biegiem - od wypadku - przygotowywała dodatkowe łóżka. Powód oczywisty – zawał serca u niektórych kibiców.
Do tego – miejmy nadzieję, bo pewności nie mamy – nie doszło. Ale działo się mnóstwo. Bramka za bramkę, atak za atak. I wynik ciągle oscylujący wokół remisu.
W 55. minucie na właściwy tor - oczywiście ten przeznaczony dla pendolino - wrócili gracze Vive Tauronu. Kielczanie zaczęli trafiać w każdej okazji, pojawiły się też genialne obrony, do tego Niemcy złapali karę dwóch minut. Dzięki temu Vive odskoczyło rywalom na trzy bramki.
Czy to był koniec nerwów? A skąd. Do końca spotkania pozostało półtorej minuty. "Lwy" zniwelowały stratę do dwóch trafień, goście zaczęli latać po boisku jak szaleni. Udało im się wybronić atak Vive i zdobyć kolejnego gola. Było 50 sekund. Wtedy na bramkę przeciwników rzucił Uros Zorman. Obok...
Dwadzieścia sekund. Goście przy piłce, w końcu oddają rzut, ale broni Szmal! Jest jeszcze dobitka. Skuteczna... Ale nie ma radości Niemców! To by było za proste. Na szczęście rywal nadeptuje na pole bramkowe i gol nie zostaje uznany.
I w taki właśnie sposób - jak zwykle pełen "spokoju" - żółto-biało-niebiescy wywalczyli kolejne zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Następny mecz Vive w środę, gdy na wyjeździe kielczanie zmierzą się z Azotami Puławy (godz. 18.30).
Vive Tauron Kielce – Rhein-Neckar Loewen 28:27 (12:10)
Wasze komentarze