Korona pogroziła Legii. To było jednak za mało (sonda)
Kolejny mecz Korony i znowu bez kompletu punktów na koncie żółto-czerwonych. Wicemistrz Polski z Warszawy został przez kielczan postraszony, ale nie przerodziło się to w zysk w tabeli. A szanse na to jak najbardziej były, jednak Legia wykazała dużo większe wyrachowanie od pełnych ambicji podopiecznych Marcina Brosza. Mimo wszystko to spotkanie mogło i powinno potoczyć się inaczej…
Kolejny raz nieźle w kieleckiej bramce spisywał się Dariusz Trela. Golkiper zanotował kilka dobrych interwencji, aczkolwiek przy golu Nemanji Nikolicia to on źle wybijał piłkę, a potem dał się zaskoczyć Węgrowi podcinką.
Być może ostatni raz defensywa Korony wystąpiła w składzie: Vladislavs Gabovs, Radek Dejmek, Maciej Wilusz i Kamil Sylwestrzak. Nie będzie to już miało miejsca, jeśli „Wilu” wróci zimą do Lecha Poznań. I byłaby to ogromna strata dla zespołu z Kielc, ponieważ stoper ten kolejny raz udowodnił swoją ogromną wartość. Obrona „złocisto-krwistych” starała się grać agresywnie, ale dwukrotnie dała zaskoczyć się w bocznych strefach, czego efektem były bramki na 1:1 i 1:2.
W pomocy tym razem trener Brosz zdecydował się na sprawdzony duet Vlastimir Jovanović – Aleksandrs Fertovs. Bośniak i Łotysz sporą pracę wykonali zwłaszcza przed przerwą, starając się nie pozwolić na dominację Legii w środku pola. Przed nimi biegał Nabil Aankour. Marokańczyk był bardzo aktywny i miał wydatny udział przy golu dla kielczan. W drugiej połowie zmienił go Marcin Cebula i na tle tego zawodnika prezentował się słabiej.
Skrzydła należały w niedzielę do Bartłomieja Pawłowskiego i Łukasza Sierpiny. Ten pierwszy w początkowej fazie meczu był jednym z najaktywniejszych graczy Korony. Oddał nawet dobry strzał, który golkiper Legii, Dusan Kuciak, sparował na rzut rożny. „Sierpik” z kolei przełamał swą niemoc i w końcu zdobył bramkę. Naturalnie znowu można powiedzieć, że pod względem biegowym rywale nie mieli z nim łatwego życia.
Na boku pod koniec spotkania występował jeszcze Serhij Pyłypczuk. Ukrainiec zmienił Pawłowskiego, ale nie wniósł do gry niczego szczególnego. To samo można powiedzieć o Michale Przybyle, który zluzował Gabovsa.
W ataku ponownie trener Brosz zaufał Airamowi Cabrerze. Hiszpan mógł, a nawet powinien trafić do siatki gości jeśli nie dwukrotnie, to chociaż raz. Napastnik na pewno jeszcze długo będzie rozpamiętywał sytuację, w której 3-krotnie położył na ziemi Kuciaka, żeby potem nie zmieścić piłki do właściwie pustej już bramki.
Po kolejnym obiecującym, ale nieokraszonym zdobyczą punktową meczu, żółto-czerwoni muszą poczekać na okazję do rehabilitacji prawie dwa miesiące. A w jakim składzie kielczanie wybiegną na boisko 15 lutego w Szczecinie? To wszystko się dopiero okaże.
Wasze komentarze
Cudem strzelil tego gola przeciez. Ogólnie mecz w jego wykonaniu kiepsko. Lata jak opętany po tym boisku.
Pewny punkt w obronie Korony
Głosu nie oddaję bo NIKT się specjalnie nie wybijał.
Ale czy mają tzw. "Jaja"?.
Wątpię.