Ciekawiej nie znaczy skuteczniej. Szczególnie przy słabszej postawie obronnej (sonda)
Piłkarze Korony Kielce wtorkowy pojedynek w Chorzowie rozegrali na pewno w ciekawszy sposób niż swoje poprzednie potyczki. Bardziej otwarta postawa nie przyniosła im jednak punktów. „Niebiescy” wcale nie musieli jednak zwyciężyć 2:1, ale świetnej okazji po przerwie nie wykorzystał chociażby Łukasz Sierpina. Pretensje do siebie po tym pojedynku z pewnością będą mieć także obrońcy żółto-czerwonych, którzy zagrali na gorszym poziomie niż zazwyczaj.
W żaden sposób nie można winić, a nawet trzeba pochwalić golkipera kieleckiej ekipy, Zbigniewa Małkowskiego. W pierwszej połowie dwa razy interweniował on wybornie – po główce Mateusza Cichockiego i strzale z dystansu Macieja Iwańskiego. Przy bramkach dla gospodarzy nie miał nic do powiedzenia.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener „złocisto-krwistych”, Marcin Brosz, słusznie dał do zrozumienia, że defensywa jego zespołu spisała się gorzej niż zazwyczaj. Choć wystąpiła ona w stałym zestawieniu Vladislavs Gabovs – Radek Dejmek – Maciej Wilusz – Kamil Sylwestrzak, to w jej poczynaniach było sporo nerwowości. Szczególne pretensje po końcowym gwizdku miał do siebie ostatni z wymienionych, który nie podołał kryciu Mariusza Stępińskiego przy golu na 2:1.
Do partnerowania Vlastimirowi Jovanoviciowi w środku pola powrócił Rafał Grzelak, po części wykorzystując pauzę za żółte kartki Aleksandrsa Fertovsa. Były piłkarz Dolcanu Ząbki nie popisał się przy pierwszym trafieniu dla chorzowian, gdy pozwolił, by piłka odbiła się pod nogi czekającego tylko na taki bieg wydarzeń Macieja Iwańskiego. Obu środkowych pomocników Korony należy jednak pochwalić za udział w kreowaniu gry, bo popisali się kilkoma naprawdę świetnymi podaniami. Zagranie Bośniaka do Gabovsa otworzyło nawet żółto-czerwonym drogę do zdobycia gola na 1:1.
A bramkę tę strzelił Bartłomiej Pawłowski, który w dobrym stylu wrócił do składu żółto-czerwonych. Mimo wszystko mógł to jednak uczynić lepiej, ale w drugiej połowie nie wykorzystał korzystnego wystawienia piłki od Gabovsa. Na drugim skrzydle biegał z kolei Tomasz Zając, który dość szybko, bo już w przerwie, został zastąpiony przez Łukasza Sierpinę. Przy „Sierpkiu” trzeba postawić spory minus za recydywę. Zawodnik ten kolejny już raz nie wykorzystał dogodnej sytuacji do zdobycia bramki.
Za plecami aktywnego, ale nieskutecznego Airama Cabrery, we wtorkowy wieczór zagrał Nabil Aankour. To był z pewnością jeden z bardziej pozytywnych występów Marokańczyka w Koronie, ale jego strzały i podania nie przyczyniły się do strzelenia gola przez kielczan. Rozgrywanie nieźle wychodziło w drugiej połowie też Marcinowi Cebuli, który zastąpił Grzelaka. Młody pomocnik popisał się kilkoma wysokiej klasy przerzutami. Aankoura z kolei w końcówce zmienił Paweł Sobolewski, prezentując sporą nerwowość i nie podnosząc jakości żółto-czerwonego zespołu.
Mecz z Ruchem na pewno był lepszym w wykonaniu „złocisto-krwistych” niż ten z lubińskim Zagłębiem. Porażka sprawiła jednak, że kielczanie mają nie lada orzech do zgryzienia. Ulegli już bowiem trzeci raz z rzędu, a przed nimi teraz spotkania kolejno z Lechem Poznań, Cracovią i Legią Warszawa. Kalendarz dla ekipy trenera Marcina Brosza na pewno nie jest więc przystępny.
Wasze komentarze
.Wczoraj gdyby nie chciał zabić piłką bramkarza byłby gol
Większość drużyny bardzo dobry mecz. Plus Aankour i Bartek. Minus Sobolek