Effectora ligowe sparingi, czyli absurd w najczystszej postaci
Mecz o wszystko, pod ogromną presją, o być albo nie być, o przyszłość swoją i klubu – tego nie doświadczy wielu kibiców klubów PlusLigi. A już na pewno uczucie to pozostanie nieznane fanom kieleckiego Effectora. Obecny system rozgrywek najwyższej siatkarskiej ligi jest jedną z najdziwniejszych rzeczy jaką kiedykolwiek wymyślono. W jakim poważnym miejscu świata bowiem w kwestii spadków i awansów nie liczy się postawa sportowa, a wyłącznie sprawy organizacyjno-finansowe?
Zamknięta liga to absurd tak wielki, że aż trudno to sobie wyobrazić. Obecny kształt ligi ma sens tylko dla zespołów walczących o mistrzostwo Polski i promocję do europejskich pucharów. Przyjmijmy, że na 14 klubów, o takie cele walczy aż połowa ligi. A co z pozostałymi? No właśnie: pozostali grają 26 sparingów.
Sparingów, bo inaczej tego nazwać nie można. Jesteśmy na kieleckim podwórku, więc skupiamy się na przykładzie Effectora. Ta drużyna jest budowana za niezbyt wysokie w siatkarskim świecie pieniądze i stara się żyć skromnie, ale godnie. To nic wstydliwego, że ma ona świadomość, że nie da rady załapać się do Europy. Nie każdy przecież może mieć na tyle silny zespół, by się o to bić. To byłoby wręcz nielogiczne.
O co więc grają kielczanie? Najtrafniej byłoby odpowiedzieć, że o utrzymanie. Tylko że w tej kwestii postawa sportowa zespołu nie ma nic do rzeczy. Masz fajną halę, pieniądze, twoje mecze ogląda grupa kibiców? Śmiało, zapraszamy! Boisz się, że jednak nie podołasz pod względem umiejętności? Luzik, ważne, żeby zgadzała się otoczka!
Tak to obecnie wygląda w PlusLidze. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak Effector ma teraz zachęcić ludzi do oglądania swoich meczów na żywo z trybun. Nie mam tu na myśli prawdziwych fanów siatkówki i koneserów tego sportu. Oni przyjdą zawsze, raz na Skrę, raz na Trefla, ale też na Będzin i Częstochowę. Bo oni po prostu lubią tę dyscyplinę, ciekawi ich od zawsze i sprawia im przyjemność.
Tu jednak postawmy sobie zasadnicze pytanie: ile takich osób jest w naszym mieście? Optymistycznie patrząc, może kilkaset. Siatkówka w Kielcach może i nie ma wielkich tradycji, ale to ciągle jeden z najpopularniejszych sportów w Polsce. Jak jednak statystyczny Kowalski z Nowakiem mają się zainteresować PlusLigą, skoro – chcąc wybrać się na mecz – może wywiązać się pomiędzy nimi następujący dialog:
- Cześć, idziemy na Effectora? Może ciekawa ta siatkówka, zobaczymy.
- Czemu nie. A jak im idzie, o co walczą?
- Wiesz, mają słaby sezon, ale nie spadną, bo się nie da, a do pucharów się nie załapią. Grają. Po prostu grają.
Czy to zachęci ludzi do odwiedzania trybun Hali Legionów? Nie zamierzam w żadnym wypadku zarzucać kieleckiej drużynie braku ambicji. Zarówno trener jak i siatkarze na pewno mają swoje cele i indywidualne, i drużynowe, które zamierzają zrealizować. Brak bicza w postaci degradacji za słabą postawę nie może ich jednak motywować do coraz lepszej gry, a działa to wręcz odwrotnie. Żaden człowiek nigdy nie wyjdzie na parkiet w przypadku zamkniętych rozgrywek, z których nie da się spaść, z taką żądzą walki, jak na mecz o być albo nie być, gdy drużynie nie idzie.
To brutalne, ale Effector rozgrywa sparingi pod szyldem PlusLigi. Produkt opakowany w ten sposób staje się kompletnie nieatrakcyjny dla potencjalnych odbiorców. Ci, którzy siatkówkę kochają, będą ją oglądać zawsze. Ale przez brak emocji związanych z tabelą trybuny będą świeciły pustkami. Tak jak na przykład na meczu z wicemistrzem Polski z Gdańska.
Granie dla grania to jedna z najbardziej absurdalnych zasad, jakie można było wymyśleć. Kielczanie przegrali 4 mecze z rzędu, pozostają jedyną drużyną bez punktu w PlusLidze, ale spokojnie: bądźmy cierpliwi, mamy czas, nie teraz, to w 17. kolejce, 23., albo dopiero w play-offach. Czemu nie? Końcowe znaczenie i tak będzie takie samo.
Można grać jak BBTS Bielsko-Biała w sezonie 2013/14, wygrywając 3 mecze na 24, a mimo to nie spaść z PlusLigi? Można. Bo u księgowej i w papierkach wszystko się zgadza. A w zamian można rozszerzyć ligę na kolejny sezon o jeszcze dwie drużyny? Można. Bo znowu wszystko fajnie pod kątem organizacji.
Moja propozycja: docelowo rozszerzmy ligę do 50 drużyn i ją zamknijmy. Dlaczego nie grać sezonu przez 2 lata? Tyle znakomitych spotkań o stawkę to przecież wielka gratka dla kibiców!
fot. Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze
Ale rozumiem, że autor artykułu jest dziennikarzem sportowym tylko w zakresie sportu rozgrywanego na terenie naszego kraju.
Nie porównałem naszej ligi do NBA, tylko system rozgrywek i to, że rozwiązanie takie się sprawdza. Ligi zamknięte mają swoje wady i zalety, ale napisanie artykułu w takim tonie, jakby nie wiadomo jaki to był niespotykany wynalazek (liga, z której nikt nie spada, o ile jest stabilny finansowo) świadczy albo o nieznajomości tematu, albo o populizmie autora.
całe szczęście ,że otworzą na chwilę ligę ... W Plus lidze kobiet Pałac Bydgoszcz ledwo zipie ale przecież nic mu nie grozi....TEN SYSTEM ZABIJE SIATKÓWKĘ I KLUBY.
- mecze pomimo braku spadku są bardziej zacięte, każdy zespół do końca walczy o jak najlepszą pozycję, proszę sprawdzić ilość meczów zakończonych po 5 setach po zamknięciu ligi
- więcej młodych zawodników zadebiutowało z sukcesem w PlusLidze - jakby był spadek, żaden trener by im szansy nie dał
- kluby nie kontraktują zgranych zawodników, którzy tworzyli pozorną szansę utrzymania się
Niech każdy sobie odpowie sam, ale należy mieć świadomość, że mecz, to jeden z elementów widowiska, proszę spojrzeć na przytoczoną NBA. Kończąc... nie zgadzam się z argumentacją ;)