To kompletny zespół. Nawet na treningu ciężko mi było skończyć atak...
Sobotnie spotkanie Effectora Kielce z Lotosem Trefl Gdańsk będzie wyjątkowe dla jednego z podopiecznych Dariusza Daszkiewicza. Mowa o Krzysztofie Wierzbowskim, który spędził w ekipie wicemistrzów Polski dwa ostatnie sezony. - Chciałbym tylko sobie dowieść, że moja gra jeszcze jest w stanie wyglądać na dobrym poziomie. Tylko i wyłącznie o tym myślę. Poza tym, ani trenerowi, ani zespołowi z Gdańska nie chcę niczego udowadniać - mówi popularny „Wierzba”.
- W jakiś sposób ten mecz może być dla mnie szczególny. Jednak spędziłem tam dwa lata… Dwa różne lata. W pierwszym roku grałem, lecz nie wyglądało to najlepiej, w drugim kompletnie nie występowałem, chociaż ciągle chciałem nawet trochę zaistnieć. Był to szczególny okres pod tym względem, że dużo się nauczyłem przez ten czas. Teraz będę mógł to wykorzystać przeciwko rywalowi, przy którym tak naprawdę to pojmowałem - kontynuuje 27-latek.
Według nowego przyjmującego Effectora, ciężko upatrywać słabych punktów w zespole z Gdańska. - W ich drużynie zagrożenie jest bardzo duże z każdego miejsca na boisku. To kompletny zespół. Nawet na treningu ciężko mi było skończyć atak, gdzie byli dużo wolniejsi i bardziej zmęczeni. Na boisku będzie jeszcze ciężej, żeby zdobyć punkt. To drużyna, przeciwko której jest bardzo ciężko. Nasza gra w ubiegłym sezonie opierała się na bloku i obronie. Każdy przeciwnik, z którym rozmawialiśmy po meczu, mówił, że ciężko zdobyć punkt. Czasem trzeba kilkukrotnie próbować i mimo tego, to nie zawsze się udaje - twierdzi Wierzbowski.
Kielczanie realnie podchodzą do sobotniego spotkania doskonale wiedząc, że nie są stawiani w roli faworyta. - Ciężko powiedzieć, jaki scenariusz obierze to spotkanie. Oni walczą do końca i nawet przy naszym prowadzeniu 24:19 ja nie zakładam, że wygramy seta. Ten zespół gra ze sobą już rok. Atmosfera panuje tam rewelacyjna i nawet będąc po drugiej stronie siatki widać u nich ten „team spirit”. Jedyny scenariusz jaki jest realny dla kibiców to szybkie 3:0 dla Lotosu. Myślę, że to jedyna rzecz, która szybko na myśl się nasuwa. My jednak będziemy walczyć, aby w jakiś sposób ten przewidywalny rezultat zmienić - tłumaczy przyjmujący Effectora.
- Znając trenera Anastasiego, to zespół ustawiony będzie w ten sposób, aby wszystkie słabe punkty były zniwelowane bądź dobrze przykryte. Ja bym upatrywał ich słabości tylko i wyłącznie w tym, że ich koncentracja będzie słabsza po meczu w Lidze Mistrzów. Każdy zespół można ugryźć, ale to jest zależne od dwóch rzeczy. Jedna sprawa to jak zagra przeciwnik, a druga jak my zagramy. Jeżeli oni będą w słabszej dyspozycji, to mamy szansę, ponieważ wydaje mi się, że jedynie przy naszej super grze niestety nie jesteśmy do tego zdolni, żeby od razu wygrać - dodaje.
Były zawodnik Lotosu miał możliwość trenowania pod okiem byłego selekcjonera Polski, Andrei Anastasiego. - Praca z nim była bardzo… oryginalna. Ciężko w jednym słowie to opisać. Każdy jego podopieczny miałby problem z jego opisem. To nietuzinkowa postać, która jest niesamowitym psychologiem. Jego czysto siatkarski warsztat jest na bardzo wysokim poziomie. Zawsze argumentuje swoje decyzje. Wchodząc z nim w polemikę można podyskutować i wszystko wyjaśnić. To budzi respekt. Ciężko nie wykonywać jego poleceń bądź nie spełniać jego oczekiwań, ponieważ często… jest się sprowadzonym do parteru, że tak powiem - wspomina 27-latek.
W pierwszej kolejce zawodnicy Effectora mogli liczyć na fantastyczne wsparcie kieleckiej publiczności. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza liczą na to, że w spotkaniu przeciwko wicemistrzom kraju otrzymają równie gorący doping od kibiców. - Z tego, co wiem, Skra zawsze przyciągała najwięcej kibiców, bez względu na to, czy zdobywali mistrza Polski czy siódme miejsce w lidze. To drużyna, która ściąga widzów, ponieważ budowali swoją markę przez wiele lat. Zakładałem przed meczem, że więcej będzie kibiców Skry niż Effectora, jednak byłem mile zaskoczony, ponieważ panowała bardzo fajna atmosfera - ocenia zawodnik Effectora.
- Bardzo dobrze nam się grało, kiedy czuliśmy doping. Zupełnie inaczej się gra, mając za sobą kilka tysięcy osób, niż puste trybuny. Marzymy o tym, żeby w sobotę atmosfera była taka sama, jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że kibiców może niestety przybyć trochę mniej - podsumowuje Wierzbowski.
fot. Anna Benicewicz-Miazga