Cebula: Wiedziałem, że to jest ten moment. Bo jeśli nie teraz, to może być już ciężko
Od początku sezonu jedną z najważniejszych postaci Korony Kielce jest Marcin Cebula. Pomocnik świetnie wykorzystuje daną mu szansę. Na boisku pewny siebie, odważny, nie obawiający się wziąć odpowiedzialności na własne barki. Poza nim – skromny, ułożony i niezwykle pokorny. – Nie zawracam sobie głowy otoczką. Swoje zadania mam do wykonania na murawie - mówi zawodnik „złocisto-krwistych” w krótkim wywiadzie dla naszego portalu.
Jesteś raczej przeciwieństwem stereotypowego młodego piłkarza, który nagle wskakuje do pierwszej drużyny, zagra dwa dobre mecze i od razu ląduje na świeczniku. Ciebie nie ma w mediach.
- Tak, bo ja nie mam w sobie tej ochoty. Wiadomo, że jeżeli trzeba, to pójdę do dziennikarzy, ale wolę tego unikać i na spokojnie podchodzić do sprawy.
To dzisiaj trochę cię przemaglujemy... Do pierwszego zespołu wpasowałeś się już chyba na dobre?
- Tak naprawdę jestem w nim od trzech lat, więc nie czuję żadnej tremy, lub czegoś podobnego. Atmosfera jest dobra, wszystko idzie we właściwym kierunku. Można powiedzieć, że inni przychodzą, a ja tu cały czas jestem. Przeżyłem kilka chrztów... Można się dziwić, że jestem tak młody, a już tak długo tu przebywam.
To piłek już nie nosisz?
- Nie no, pewnie, że noszę. Jestem jednym z najmłodszych i to mnie wciąż obejmuje.
Zaczynałeś u trenera Leszka Ojrzyńskiego, a potem był Jose Rojo Martin. Mówiłeś, że chyba cię nie lubi…
- Takie stwierdzenie padło chyba w „Przeglądzie Sportowym”?
Tak.
- Ale to nieprawda, bo ja nigdy nic takiego nie powiedziałem. Ja z tym trenerem bardzo dobrze żyłem, w końcu on dawał mi szansę i wpuszczał mnie na boisko. Nigdy bym tak nie skomentował naszej współpracy.
W tym samym artykule przytoczono słowa Martina, że ty czy Karol Angielski nie idziecie szybką drogą rozwoju, jak np. Vanja Marković. Mimo to czułeś, że przy tym trenerze możesz pograć więcej, że ci ufa?
- Tak właśnie czułem. Ale ten trener wkrótce odszedł, a w jego miejsce przyszedł inny.
No właśnie, w zeszłym sezonie, pomimo dobrego początku w twoim wykonaniu w meczach z Zawiszą i Bełchatowem, wylądowałeś na ławce.
- Też mi się wydaje, że na początku nie wyglądało to najgorzej. A potem... Cóż, taka była decyzja trenera i musiałem ją uszanować. Nie dostawałem zbyt wielu szans, no ale... Niewiele mogłem zrobić.
Miałeś ciekawe wejście do zespołu, bo zaraz po tym wydarzeniu odbyło się to ogromne zamieszanie wokół Ojrzyńskiego. Ciebie też to dotyczyło w jakimś stopniu?
- Tak, wszyscy bardzo zżyliśmy się z tym trenerem. Takie są jednak sytuacje w życiu i trzeba sobie z nimi radzić. Przyszedł inny trener i trzeba się było przystosować do niego.
Zaczynałeś grę w Ekstraklasie nieco bardziej z tyłu.
- Z tego, co pamiętam, debiutowałem na boku pomocy. To nie była moja pozycja, ale trener mnie na nią wpuścił i trzeba było grać.
To jakie jest twoje optymalne miejsce na boisku?
- Ofensywny pomocnik. To, na którym gram obecnie.
Świetny początek sezonu – sześć punktów w dwóch meczach. Zadziwia to was samych?
- Spisywano nas na straty. My jednak pokazujemy, że umiemy grać w piłkę i oby tak dalej.
Ale spodziewaliście się po sobie, że to się może rozpocząć tak dobrze?
- Myślę, że tak. Dobrze wyglądaliśmy na obozie, więc dlaczego nie? Wygraliśmy dwa mecze, a teraz chcemy zwyciężyć trzeci, czwarty, piąty raz.
Miałeś tę świadomość, że to ten rok, w którym naprawdę możesz zacząć odgrywać znaczącą rolę w zespole?
- To wcale nie było pewne, że będę grał. Jednak ciężko pracowałem i wiedziałem, że jeśli dostanę szansę, to dam z siebie wszystko, żeby ją wykorzystać. Na razie to robię i zobaczymy, co będzie dalej.
W ostatnim czasie dostałeś powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski. Czujesz, że ta twoja kariera zaczyna obierać właściwy kierunek?
- Myślę, że tak, ale nie skupiam się na tym. Jeśli będę grał i robił swoje, to powołanie tak naprawdę przyjdzie samo.
Masz dobry kontakt z Marcinem Broszem? Jaki to jest trener w porównaniu do tych poprzednich?
- Trener stara się utrzymywać kontakt z każdym zawodnikiem i rozmawiać. Wydaje mi się, że to jest dobra postawa. Trener, który przyjdzie i porozmawia, jest bardzo w porządku. To u niego pozytywna cecha.
Teraz przed wami mecz z Ruchem Chorzów, a potem ciężkie wyjazdy na Lecha czy Legię. Dobra passa może trwać, ale też szybko się skończyć. Najważniejszy będzie, tak jak powtarza trener Brosz, spokój?
- Dokładnie. Nie ma co się załamywać, tylko trzeba iść w dobrym kierunku. Nie jest powiedziane przecież, że będziemy wygrywać wszystkie mecze. To prawdopodobnie nie nastąpi. Teraz mamy jednak Ruch i oczywiście chcemy zwyciężyć.
Wielu nazywa cię wychowankiem Korony, ale chyba nie jest tak do końca.
- Chyba nie. Sam nie wiem, jak to do końca wygląda. Jestem tu od juniorów. Grałem jednak kilka lat w Pogoni Staszów, więc chyba jestem jej wychowankiem. No ale więcej zawdzięczam Koronie, przebywam tu od pierwszej klasy gimnazjum. Pogoń to jednak też ważny fragment mojego życia.
W zeszłym sezonie na twojej pozycji grał Olivier Kapo. Dużo można się było od niego nauczyć?
- Tak, nawet bardzo. To ogólnie bardzo w porządku człowiek, zawsze było można z nim porozmawiać. Angielskiego zbyt dobrze nie umiem, ale „Oli” szybko nauczył się polskiego i był dobrym nauczycielem.
Kapo odszedł. Wiadomo, jaka była sytuacja klubu. Poczułeś wtedy, że to może być twoja szansa?
- Skupiałem się na trenowaniu. Wiedziałem, że to jest ten moment i jeśli nie teraz, to może być już ciężko wskoczyć do pierwszego składu.
Wielu piłkarzy Korony nie pochodzi z tego regionu. Ale jak ty, czy na przykład Piotr Malarczyk, podchodziliście do tych wszystkich zawirowań organizacyjno-finansowych?
- Nie było pewne, czy dostaniemy te pieniądze, czy nie. Próbowaliśmy jednak za bardzo o tym nie myśleć i wierzyliśmy, że się uda.
Żadnej opcji B nie szukałeś?
- Nie, nie miałem żadnej opcji B. Spokojnie wierzyłem, że ułoży się tak, jak się ułożyło.
Masz już na swoim koncie kilkanaście meczów w Ekstraklasie. Czujesz różnicę?
- Wiadomo, że zwiększa się pewność siebie. Przydałyby się jeszcze jakieś asysty czy bramki, to na pewno ona by jeszcze wzrosła. Mam nadzieję, że niedługo trafię do siatki.
Ostatnio w Canal+ wybrano cię plusem meczu, a u nas, w CKsporcie, dwa razy czytelnicy określili cię najlepszym zawodnikiem spotkania. Robi się o tobie coraz głośniej.
- Gdy przeglądam Facebooka, to wiadomo, że to wszystko widzę. Próbuję jednak jakoś zbytnio nie zwracać na to uwagi i na spokojnie do tego podchodzić.
To jakie plany na najbliższe miesiące czy tygodnie?
- Na pewno kolejne zwycięstwa z Koroną, a do tego chciałbym strzelić tę bramkę. I oczywiście pomagać drużynie, żeby jakoś to wyglądało.
A dalej mieszkasz z Vanją Markoviciem?
- Tak.
- To gdy teraz grasz już bardziej z przodu, to nie ma kłótni o miejsce w składzie.
- Tak (śmiech). Nie walczymy o tę samą pozycję, więc obchodzi się bez kłótni.
Rozmawiał Marcin Długosz
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Głowę pod kran z zimą wodą i do roboty.
Zycze dużo pokory i oby woda sodowa do głowy nie uderzyła , a w przyszłości na pewno tego nie pożałujesz - zwróci się z nawiązką !!!
Te same słowa kieruje tez do Przybyły , nie zmarnujcie tego.