„Jestem Zając i pokażę, na co mnie stać”
Przez wiele lat uważany był za najbardziej perspektywicznego juniora Wisły Kraków. Nie zdecydował się on jednak na przedłużenie umowy z „Białą Gwiazdą” i związał się z kielecką Koroną. - Moim pierwszym poważnym klubem była Wisła, ale to jest właśnie los zawodnika. Taka praca – mówi Tomasz Zając. O początkach w piłce juniorskiej, Centralnej Lidze Juniorów czy przyszłości w drużynie z Kielc opowiedział w obszernej rozmowie z naszym portalem.
Jesteś świadomy relacji panujących pomiędzy kibicami Wisły i Korony?
- Zdaje sobie z tego sprawę. Byli jednak tacy zawodnicy, jak na przykład Kamil Kuzera, którzy zdołali wywalczyć sobie tutaj miejsce na boisku i sympatię kibiców. Będę chciał pokazać, że nadaje się do tej drużyny i mam nadzieję, że wszystkich do tego przekonam.
Mówiłeś kiedyś, że jakbyś miał wybierać, to usiadłbyś na typowo „piknikowej” trybunie na stadionie Wisły. Daleko Ci więc do Patryka Małeckiego.
- Nie jestem zagorzałym kibicem. Wiadomo, że moim pierwszym poważnym klubem była Wisła, ale taki jest los zawodnika – raz jest tutaj, raz gdzieś indziej. Taka praca.
Od najmłodszych lat słynąłeś z umiejętności piłkarskich. Ponoć seniorzy Świtu Krzeszowice przychodzili na treningi juniorów, aby popatrzeć, jak zakładasz „siatki” kolegom.
- Na pewno jakiś talent mam, ale muszę go poprzeć pracą. Bez tego nie będzie ze mnie żadnego zawodnika. Poprzez ciężkie treningi wywalczę sobie też miejsce tutaj.
Sam kiedyś przyznałeś, że pod względem warunków fizycznych przypominasz Messiego. A pod względem umiejętności?
- Do Messiego nikogo nie można porównać. Wzrostowo jestem podobny, ale ja jestem Zając i będę chciał pokazać, na co mnie stać. Niżsi zawodnicy też są przydatni.
Kazimierz Duda, prezes Kmity Zabierzów, zwykle faworyzował rosłych piłkarzy. W jaki sposób udało Ci się go przekonać do swoich umiejętności?
- Nie było ciężko się przebić, bo była to tylko trzecia liga. Trenowałem z pierwszą drużyną, ale nie mogłem grać, bo byłem za młody. Miałem bardzo dobry sezon w juniorach, kiedy grałem z chłopakami trzy lata starszymi i dzięki temu trafiłem do Wisły.
Ponoć młodość przeżyłeś bardzo spokojnie – edukacja i treningi. Obyło się bez młodzieńczego buntu?
- Szkołę skończyłem. Czeka mnie jednak poprawka matury, bo niestety nie udało się wszystkiego zdać. Nigdy nie lubiłem specjalnie szaleć i pilnowałem się. Wiadomo, jest czas na pracę i zabawę.
Sierpień będzie więc pod znakiem matury?
- Nie, zrobię to w przyszłym roku. Egzamin zdawałem w tamtym roku, a teraz wolę mieć chłodną głowę.
W młodym wieku trafiłeś do Wisły, która nie słynie z kształcenia juniorów. Ostatnio głośno było o braciach Mak, którym nie udało się przebić w Krakowie. Nie bałeś się, że przepadniesz?
- Cieszę się, że taki trener, jak Franciszek Smuda dał mi zagrać w jedenastu meczach. To był zaszczyt dla mnie, że mogłem grać dla takiego szkoleniowca. Nie przekonałem go do siebie, ale nie żałuję tego.
A jak współpracowało Ci się z samym Smudą? W ostatnim czasie nie ma on najlepszej opinii.
- Jest na pewno trochę ekscentryczny. Był on w niejednym klubie i w niektórych nawet osiągał sukcesy, więc nie mogę narzekać. To on też wprowadził mnie do piłki seniorskiej.
Nie jesteś rozczarowany, że po świetnym sezonie w Centralnej Lidze Juniorów, w Ekstraklasie zagrałeś tylko jedenaście razy?
- Wszyscy oczekują, że nagle przeskoczy się z juniorów do seniorów. To nie jest taka łatwa sprawa. Trzeba walczyć, musi być naprawdę ciężka praca.
Od dawna mówi się, że to przejście z piłki młodzieżowej do seniorów jest ostateczną weryfikacją. Możesz chyba o tym najwięcej powiedzieć. Naprawdę jest tak źle, jak każdy uważa?
- Jest to bardzo ciężkie. Piłka seniorska jest o wiele szybsza, gra się z zawodnikami mężniejszymi, więc najlepiej byłoby, aby od najmłodszych lat mieć z nią styczność. Zacząć trzeba bardzo wcześniesz.
Utworzenie Centralnej Ligi Juniorów pomogło w tym okrzepnięciu?
- Myślę, że tak, bo granie tylko w województwie nie ma sensu. Jedzie się na jakąś wioskę i gra się z kompletnymi amatorami. Tak, jakby Korona pojechała do pobliskiej małej miejscowości i miała się z nią mierzyć. Wisła grała na przykład z Dunajcem Nowy Sącz i to się mijało z celem. Lepiej grać z Lechem, Legią czy właśnie Koroną, bo jest większa rywalizacja.
Finał Centralnej Ligi Juniorów był dla Ciebie punktem przełomowym, bo chyba nigdy wcześniej nie było tak głośno o Tomaszu Zającu.
- Może było tego nawet troszkę za dużo. Wygraliśmy 10:0, ale przyszło nam to zdecydowanie zbyt łatwo i potem chyba za bardzo uwierzyliśmy w siebie.
Wasza drużyna z finału CLJ została brutalnie zweryfikowana.
- Może gdybyśmy byli w mniejszym klubie, to byłoby inaczej. W Wiśle jest ogromna rywalizacja i naprawdę ciężko było się przebić, bo są tam tacy gracze, jak Paweł Brożek czy Arkadiusz Głowacki. Fajnie, że mogliśmy się od nich uczyć.
Po finale tych rozgrywek mówiłeś, że to zwycięstwo było zbyt okazałe. Nie zrobiło Ci się żal kolegów zza miedzy?
- Zdecydowanie, wyglądało to niefajnie i tak na pewno nie powinno być. Nie wiem, co się z nimi stało.
Co czuje piłkarz, który gra najważniejszy mecz sezonu, a na boisku wychodzi wszystko? „Sodówka” może odbić.
- Oczywiście, że może. Ja od razu po meczu skupiłem się na wakacjach, bo od razu po tygodniu wróciłem do treningów z seniorami.
Arkadiusz Głowacki porównywał Cię z Tomaszem Frankowskim. Mówił, że widzi w was tę samą zuchwałość. Odcinasz się od takich porównań?
- Większość porównuje mnie do „Franka”, ale ja jestem sobą i pracuje na swoje nazwisko.
Na krótko przed twoim odejściem z Wisły wielu twierdziło, że podpisanie nowego kontraktu jest tylko formalnością. Naprawdę było tak blisko?
- Wisła proponowała mi roczny kontrakt z opcją przedłużenia na trzy lata. Nie miałbym jednak nic do powiedzenia przy przedłużaniu umowy, decyzja należałaby do Wisły. Na to nie chciałem się zgodzić.
Oferta z Korony chyba pojawiła się niespodziewanie?
- Słyszałem, że dyrektor i trener są mną zainteresowani. Załatwialiśmy to wszystko poprzez mojego menadżera.
Jesteś pewny, że transfer do Korony jest dla Ciebie odpowiednim krokiem? Mniejszy klub, a więc szanse na grę zapewne większe.
- Tutaj też jest spora rywalizacja, ale szanse na grę są spore. Sporo zawodników odeszło, a sam klub chce postawić na młodych. Zobaczymy, jak to będzie, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Trener wszystko nam fajnie nakreślił.
Nie boisz się, że przychodząc do Kielc wpakowałeś się na minę? Wiadomo, jak wygląda sytuacja klubu. To na pewno jest spore ryzyko.
- Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. A tak poważnie – rozmawiałem z kolegami i oni twierdzili, że wszystko jest w porządku. Tak było też do tej pory.
Na jakiej pozycji najlepiej się czujesz? Wiadomo, że największa luka jest na pozycji „dziewiątki”, ale w meczu z Hapoelem wystąpiłeś na skrzydle.
- Mogę grać po obu stronach pomocy, ale w ataku też. Będę grał tam, gdzie ustawi mnie trener. Powoli schodzimy już z obciążeń i z dnia na dzień będzie coraz lepiej.
Obciążenia na obozie chyba były spore, bo okres przygotowawczy wyjątkowo krótki.
- Widać to było w meczu z Hapoelem. Biegało nam się ciężko, szczególnie w pierwszej połowie, ale teraz czujemy się już lepiej i w jutrzejszym sparingu ulegnie to poprawie.
Mecz z Wisłą Puławy będzie chyba już ostatnim sprawdzianem przed ligą. Jesteście spokojni o to, że Korona nie powtórzy początku poprzedniego sezonu?
- Czujemy się już dobrze i od początku ligi będziemy zdobywać punkty i nie będziemy mieli opóźnionego zapłonu.
O co w nadchodzącym sezonie będziecie walczyć?
- Stać nas na awans do „ósemki”. Musimy się spiąć i damy radę. Zobaczymy, jak potoczą się pierwsze kolejki, bo one dadzą nam ostateczną odpowiedź.
Nie bałeś się, że przychodząc do Kielc, będziesz musiał firmować swoim nazwiskiem spadek z ligi?
- Nie, absolutnie. Są tutaj tacy zawodnicy, którzy gwarantują poziom, który daje prawo do gry o coś więcej.
Masz od kogo uczyć się w Kielcach?
- Są tu tacy piłkarze, którzy mają za sobą wspaniałe kariery i jest naprawdę ok.
Jak ocenisz współpracę z trenerem Broszem? Chyba wcześniej się nie znaliście.
- Nie znaliśmy się, ale już widać po nim, że ma dobry warsztat i ciągle się doszkala. Wprowadza sporo nowinek, ale swoją taktykę ma jedną i chce nam ją przekazać.
Jak więc zagra Korona w nadchodzącej rundzie? Nie będzie „partyzantki”, o której często mówił trener Tarasiewicz?
- Myślę, że u trenera Brosza będzie inaczej. Na pewno ofensywnie, ale też zachowawczo. Wydaje mi się, że będziemy pokazywać fajny futbol.
Początek sezonu czeka was nie najłatwiejszy, bo mecz z Jagiellonią.
- To na pewno mocny zespół, pokazali to też w meczu pucharym. My się jednak nikogo nie boimy.
Zdążyłeś się tutaj zadomowić? Przeskok ze sporego Krakowa do mniejszym Kielc jest znaczny.
- Teraz już tak. Powoli się przeprowadzam, a więc ta aklimatyzacja przebiega prawidłowo.
Podsumowując, co powiesz tym wszystkim, którzy upatrują was, jako głównych kandydatów do spadku?
- Jeszcze się mogą przeliczyć.
Rozmawiał Wojciech Staniec
fot. Michał Stańczyk/CyfraSport, korona-kielce.pl
Wasze komentarze
To pocieszające..