Znowu na wyjeździe i o fatalnej porze. Zmieńmy formułę finału ligi!
Vive Tauron Kielce osiągnęło już ten wybitny poziom sportowy, że nie skupia się na walce o tytuł mistrza Polski. To przychodzi samo, a myśli wszystkich są już związane z bojem o miano najlepszej drużyny Europy. Czy jednak forma, organizacja i cała otoczka spotkań decydujących o prymacie w kraju powinna wyglądać tak jak obecnie? Co do tego można mieć spore zastrzeżenia, jeśli nie chcemy deprecjonować osiągnięć żółto-biało-niebieskich.
Przede wszystkim chyba wszyscy w Kielcach żałujemy, że kolejny raz przyjdzie nam się cieszyć z tytułu mistrzowskiego na terenie rywala. Jasne, można powiedzieć, że coś takiego smakuje podwójnie, ale chyba nie w tym wypadku. Zakładam już też, że Vive w czwartek obroni mistrzostwo, bo ciężko spodziewać się innego scenariusza.
Ostatni raz kielczanie po złoto we własnej hali sięgnęli w 2009 roku. Wiele osób cały czas pamięta pewnie spontaniczne wbiegnięcie kibiców na parkiet, wspólną fetę wraz z piłkarzami od razu po zakończeniu meczu i zwyczajną radość, jaka przelewała się przez Halę Legionów. Obecnie nie może być o tym mowy.
Nawet jeśli do Płocka na decydujący mecz pojedzie spora grupa fanów z Kielc, to jest ona ulokowana na wyższej kondygnacji trybun, w znacznej odległości od parkietu i niemożliwy jest żywy kontakt z zawodnikami, radość, fiesta.
Zastanawiam się – czy to, że Vive jest tak znakomite, powinno sprawiać, że jest odbierana mu radość? Czy nie lepszym rozwiązaniem byłby model finałów play-off z siatkówki, gdzie również się gra do trzech zwycięstw, ale z tym zastrzeżeniem, że gospodarz zmienia się co mecz? Wydaje mi się, że zyskaliby na tym wszyscy.
Przede wszystkim kielczanie, bo w dobie ich hegemonii sięgają po tytuł rokrocznie i na pewno przyjemniej byłoby im cieszyć się z niego wśród własnych kibiców. Myślę jednak, że to byłoby pozytywne rozwiązanie także dla płocczan. Każdego roku przygotowywać podium i dekorację dla największego rywala i patrzeć, jak cieszy się on ze złota w ich własnej hali… Nic przyjemnego. Sami „Nafciarze” wiedzą, że ciężko będzie im nawiązać walkę z ekipą z Kielc także w kolejnych latach.
Sama logistyka stałaby się też dużo prostsza. Jak Wisła ma zareagować w takiej sytuacji jak przed rokiem? Wygrywa trzeci mecz i ma kilka godzin na przygotowanie wszystkiego. A tak między spotkaniami byłyby przynajmniej trzy dni przerwy i wszystko zostałoby zorganizowane nie na wariackich papierach. Podróż nie jest tak męcząca jak organizacja meczu o mistrzostwo Polski przez jedną noc.
Z perspektywy Vive to naprawdę piękna sprawa świętować zdobycie tytułu w Płocku. Ale raz czy dwa z rzędu. Nie co roku! Jestem pewny, że gdyby trzeci mecz był w Kielcach, to środowisko żółto-biało-niebieskich zyskałoby na tym na każdej płaszczyźnie.
W tym sezonie kielczanie będą walczyć w ostatni weekend maja o miano najlepszej drużyny Europy. Z tego też powodu terminy spotkań w Płocku są co najmniej niekorzystne. Potyczka być może decydująca o rozstrzygnięciu rozgrywek w czwartek o godzinie 18? To jest deprecjonowanie całego sensu ligi. O takiej porze przyzwyczailiśmy się do meczów, z całym szacunkiem, z Nielbą Wągrowiec czy Zagłębiem Lubin. A nie z Wisłą o tytuł!
Na pewno i tę kwestię dałoby się inaczej rozwiązać. Tylko trzeba było o tym pomyśleć wcześniej, może przesunąć jakąś kolejkę w grudniu, aby wygospodarować dodatkowy termin w maju. To chyba nie takie trudne założyć, że Vive może zagrać w Final Four Ligi Mistrzów.
Te kwestie cały czas wracają i wrócą pewnie też za rok. Dobrze by jednak było, gdyby w Związku Piłki Ręcznej w Polsce ktoś się wykazał umiejętnościami planowania i zapobiegania. A także zwyczajnym, zdrowym rozsądkiem.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze